Kiedy będziemy wolne

Czyż można opuścić miasto, w którym na świat przyszły twoje dzieci? Czyż można porzucić ogród, w którym co roku sadziło się drzewa, nie czekając, aż urodzą pierwsze granaty, orzechy i wonne jabłka. […] Kiedy weszłam do Sądu Najwyższego i nowe władze rewolucyjne oświadczyły, że kobieta nie może być już sędzią, zostałam. Zostałam, kiedy władze zdegradowały mnie do funkcji zwykłej urzędniczki. […] Zostałam, kiedy irackie myśliwce bombardowały domy przy naszej ulicy. Zostałam, kiedy nowe władze obwieściły, że islam wymaga brutalnej sprawiedliwości; że w imię religii można wykonywać na dachach egzekucje na młodych mężczyznach i kobietach; że można wieszać ich za poglądy polityczne.[…]

Tak jak nie potrafiłam opuścić Iranu, tak samo nie porzuciłam islamu. Gdybyśmy wszyscy spakowali się i wsiedli do samolotów, co zostałoby z naszej ojczyzny? Gdybyśmy pokornie schylili głowy i siedzieli w domach, pozwalając, by władza mówiła, że islam dopuszcza zabijanie pisarzy i wyroki śmierci na nastolatkach – co zostałoby z naszej wiary?

Przed II wojną światową Amerykanie namawiali wielu europejskich uczonych do przyjazdu do USA. Wśród nich znaleźli się polscy matematycy, między innymi Stanisław Ulam i Stefan Banach. Pierwszy z nich przyjął ofertę złożoną przez Johna von Neumanna. Jeśli dobrze pamiętam jego wspomnienia, na rozterki Ulama, czy wyjeżdżać czy nie, Neumann powiedział, że większy będzie pożytek z jego umysłu, jeśli chodzi o potencjalne zwycięstwo przy współpracy z innymi naukowcami, niż gdy zostanie w Polsce. Ulam dołączył do zespołu naukowców pracujących w ośrodku badań jądrowych w Los Alamos. Z kolei Banach nie chciał opuszczać Polski (w czasie okupacji był karmicielem wszy, zmarł w 1945 na raka płuc).

Victor Klemperer, po dojściu do władzy przez Hitlera nie chciał emigrować, jak wielu niemieckich żydów. Czuł się przede wszystkim Niemcem.

Decyzje o tym, czy wyjechać z własnego kraju, gdy nie zgadzamy się polityką prowadzoną przez rząd, czy też zostać, próbując – często w obliczu represji – zachować godność, jest indywidualną sprawą i nie powinna podlegać żadnej ocenie. Zbyt wiele tu odcieni szarości. Szirin Ebadi, której słowa z książki Kiedy będziemy wolne przytoczyłem na początku tekstu należała do tych, którzy nie chcą opuszczać kraju. Co więcej aktywnie starają się przeciwstawiać narastającej niesprawiedliwości, prześladowaniom, choć reżimy zwykle mają to do siebie, że nie przejmują się indywidualnym człowiekiem. Jej przewagą była otrzymana w 2003 roku Pokojowa Nagroda Nobla. Irański reżim, któremu wciąż zależało na pozorach wobec świata nie mógł z nią postąpić tak jak z wieloma dysydentami. Co nie oznacza, że nie próbowano jej utrudnić życia i zablokować działalności na rzecz praw człowiek – uderzając w przyjaciół, znajomych, współpracowników, rodzinę.

Możemy traktować Iran jako zupełnie obcy kulturowo, może nawet mniej cywilizowany kraj (choć dlaczego?) leżący na Bliskim Wschodzie. Jednak wspomnienia Ebadi to przede wszystkim pokazanie procesu jak dyktatura posuwa się krok po kroku, dzień po dniu w ograniczaniu wolności swoich obywateli. Jak po cichu wspiera bojówki, by rozprawiać się z niepokornymi, ale zachowując przy tym “czyste ręce”.

Jak wykorzystując naciski i propagandę potrafi niszczyć politycznych przeciwników. W jaki sposób manipuluje prawem i regułami religijnymi, żeby oskarżać tych, którzy są niewygodni. Jak mniejszość, która wygrała wybory nadużywa swojej pozycji i siły do zmiany konstytucji, prawa.

Minął zaledwie rok od wyboru Ahmadineżada, gdy jego administracja i kolesie dali całkowicie wolną rękę fundamentalistom, zasilającym szeregi państwowych bojówek. […] Nie nosili mundurów, ale w każdej chwili mogli liczyć na wsparcie państwowych służb bezpieczeństwa. Często też działali niezależnie od policji. Bojówkarze nieraz tworzyli samozwańcze straże obywatelskie, zakłócając wykłady bądź inne wydarzenia – w ich mniemaniu – krytyczne wobec władzy.

Iran według Ebadi był cywilizowanym i relatywnie wolnym krajem, wszystko zaczęło zmieniać się po 1979 roku. Z roku na rok, systematycznie ograniczano prawa kobiet, mniejszości religijnych. Zaczęto stosować represje, interpretować prawo, tak by szkodzić przeciwnikom. Wiele osób nie wierzyło, że władza posunie się “aż tak daleko”. A jednak granice były przesuwane. Podobnie Klemperer jeszcze w 1938 pisał, że przecież Niemcy są cywilizowanym krajem i to szaleństwo musi się skończyć. Kiedy będziemy wolne to relacja z życia w dyktaturze, gdy z roku na rok sytuacja zwykłych ludzi zaczyna się pogarszać. Gdy nawet ci, którzy pracują dla aparatu państwa robią to albo z lęku o swoje życia, albo po prostu, żeby utrzymać rodzinę.

Nie da się nie czytać tej książki (podobnie jak Turcji E. Temelkuran), nie zwracając uwagi na to, co się dzieje w tej chwili w Polsce. Możemy sobie wmawiać, że przecież to odmienna kultura, że przecież władza nie może posunąć się tak daleko, ale ona już się posuwa zbyt daleko nie przestrzegając praw i umów. Dając sobie choćby arbitralne prawo do oceny moralności przeciwników politycznych, zmieniając system prawny, nie licząc się z głosami społeczeństwa.

Twórcy systemu oświatowego Republiki Islamskiej nie chcieli zapoznawać studentów z subtelnościami i zawiłościami nie tylko szariatu, ale również filozofii i tradycji. Dobrze wykształceni erudyci dysponowaliby bowiem wystarczająco głęboką wiedzą, by zabiegać o świeższą, nowocześniejszą interpretację prawa religijnego. Republika zaś wolała tępych muzułmanów, niezdolnych do pogłębionej analizy ani dyskusji prawnej. Zdawała sobie sprawę, że muzułmanin dobrze znający swoją religię stanowi potencjalne zagrożenie dla władzy.

Szirin Ebadi za swoją bezkompromisowość zapłaciła przymusową emigracją i rozpadem małżeństwa. Służba bezpieczeństwa Iranu nie cofając się przed niczym szukała ciągle na nią haków. W końcu jej mąż został uwiedziony przez współpracującą z reżimem kobietę. Wszystko zostało nagrane i wykorzystane przeciw noblistce. Gdy mąż przyznaje się do tego co się zdarzyło, autorka nie chce tego oceniać. Choć wie, że za decyzją o zdradzie stał człowiek, ma jednak świadomość, że to była tylko jedna z kolejnych zastawianych pułapek. Tym razem okazała się skuteczna (przynajmniej częściowo).

Zaangażowanie w obronę praw człowieka to nie tylko piękne, górnolotne słowa. Na tej drodze spotka się też tych, którzy zostali złamani i upokorzeni przez sprawujących władzę.

Ważna książka, którą powinni czytać wszyscy ci uznający, że w Polsce nic wielkiego się nie dzieje i  że zwycięstwo w wyborach pozwala na absolutnie wszystko.

 

Kiedy będziemy wolne, Sz. Ebadi

Kiedy będziemy wolne. Moja walka o prawa człowieka, Szirin Ebadi

Wyd.: Znak Horyzont, 2017

Tłum.: Anna Maria Nowak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *