Korpozamek

Przynajmniej kilka razy czytałem Zamek, Franza Kafki. Tylko raz ukończyłem. Czy da się w ogóle ukończyć niezakończoną powieść? Może nie ma znaczenia, w którym momencie przed końcem ją przerwiemy? Nieustająco podczas mojej podróży w przeszłość rozpoczętej jesienią 2015 próbuję odnaleźć różnice między odbiorem książek, które zrobiły na mnie wrażenie ćwierć wieku temu i tym, jak postrzegam je obecnie. Nie jest to proste. Główne pytanie, jakie sam sobie zadaje jest cały czas takie samo: “co jako nastolatek mogłem z tego rozumieć?”.


Nie inaczej jest w przypadku Zamku. Sama fabuła (jeśli w ogóle istnieje) w tym przypadku nie ma znaczenia. Znaczenie ma atmosfera zagubienia, braku wpływu na cokolwiek, utraty kontroli. Te uczucia mogą dotyczyć każdego, bez względu na wiek i doświadczenie. Oczywiście można banalnie powiedzieć, że Kafka w sposób wyśmienity opisał biurokrację. Możemy się tylko przerazić lub zadumać nad faktem, że wyglądała ona w początkach XX wieku gdzieś w Europie, podobnie do tego jak wygląda w Polsce niemal 100 lat później. Co więcej niemal identycznie wyglądała w PRL-u i dziś.

“Zasadą pracy urzędu jest, że możliwości omyłek nie bierze się w rachubę”.

“Urzędowe decyzje są płochliwe jak młode dziewczęta”.

Czyż te zdania nie powinny wisieć jako motto nad drzwiami urzędów skarbowych? Jednego roku interpretacja jest taka, w kolejnym zmienia się całkowicie. A my targani jesteśmy falami tych interpretacji.

Zacząłem czytać Zamek ponownie pod koniec grudnia 2015. Niespiesznie przez kolejne dwa miesiące się przez niego przebijając. Czytając po kilkanaście stron, czasem po kilkadziesiąt. W międzyczasie odkładając na rzecz innych lektur. W pewnym momencie to co dzieje się w książce przypomniało mi świat, z którym w zasadzie mam mało do czynienia. Mogę więc uznać, że jest tak samo nierealny, jak ten kafkowski.

Znam go z opowieści, artykułów, książek, anegdot. Świat korporacji. Tylko przez jeden rok pracowałem w swoim życiu zawodowym w środku korporacji. Wielkiej, międzynarodowej. Nie wiem jednak, czy czasy jeszcze temu nie sprzyjały, czy zespół był relatywnie mały i zgrany, czy też ja się do tego dystansowałem, faktem jest, że nie zauważyłem żadnych wojenek, koalicji, podgryzania się nawzajem. Choć doświadczyłem złudzenia pracy. Chodzenia z papierami pod pachą i udawania strasznie zajętych, przez osoby, które całymi dniami wiele nie robiły. Poza wykonywaniem tej ciężkiej pracy, jaką jest sprawianie pozorów.

Dziś o korpo we wszelkich mediach pisze się jednoznacznie źle. Za cenę niezłych zarobków mamy stress, mobbing, presję, łamanie kręgosłupów. Pewnie część tych historii jest przerysowana. A może nie?

Dwa lata temu zapisałem się na zajęcia w ramach Uniwersytetu Otwartego Uniwesytetu Warszawskiego pt. “Czarno to widzę, czyli jak sposób myślenia wpływa na stres i jak sobie z tym radzić”. Szukałem inspiracji i pomysłów do własnych zajęć. Grupa liczyła kilkanaście osób i była dość zróżnicowana. Najmłodsza uczestniczka miała około 17 lat i jak sama powiedziała, na te zajęcia wysłała ją mama. Mogą jej się przydać w przygotowaniu i zdaniu matury. Najstarszym słuchaczem był emeryt dawniej wykładowca biologii na uniwersytecie. Większość uczestników mieściła się w przedziale 30-40 lat. Wśród nich kilka osób pracowało w korporacjach. Uderzające było ich zachowanie. Właściwie na pierwszym spotkaniu dość wyraźne się stało, że wybrali te zajęcia, bo nie radzą sobie z presją pracy w wysoce konkurencyjnym środowisku. Zastanawiające było co innego – niezdolność do szukania prostych rozwiązań różnego rodzaju problemów.

Na jednym z ćwiczeń poruszana była kwestia stresu podczas publicznych wystąpień. Dla jednego z uczestników najtrudniejszym wyzwaniem było to, że ktoś rozmawia podczas jego prezentacji lub wykładu. Na pytanie prowadzącej zajęcia, jak sobie z tym radzi, wyrzucił z siebie kilka strasznie dziwnych propozycji – znaczące kasłanie, uwaga rzucona w stronę sali, podejście do drzwi, żeby zrobić przerwę. Gdy zapytałem go czy nie pomyślał o tym, żeby po prostu zwrócić się do osoby, która przeszkadza z prośbą o ciszę wydawał się niesłychanie zaskoczony. Nie wiem, czy prostotą rozwiązania, czy tym, że tak można.

Innym razem rozwiązywany był problem, w jaki sposób podać szefostwu nieprzyjemną informację. Ten sam mężczyzna (być może odpowiedzialny za jakiś zespół) zaczął opowiadać o przekazaniu tej informacji przez kogoś; podania najpierw dobrych wiadomości, żeby złagodzić te złe; o próbie rozwiązania problemu, bez informowania szefa. Po raz kolejny energia była marnowana, nie na to by szybko sprawę wyjaśnić, tylko żeby ją rozmyć.

Naprzeciwko mnie siedział dojrzały mężczyzna, właściciel kilku firm (przyszedł na zajęcia z ciekawości). W trakcie wypowiedzi owego pracownika korporacji, coraz bardziej uśmiechał się pod nosem. Gdy tamten zakończył poprosił o głos i powiedział: – słuchaj, najpierw mówicie, że wasi szefowie dokładnie nie wiedzą, czym się zajmujecie, że się wkurzają z powodu błahych wpadek. Ale gdy przychodzi kryzys, to zamiast przyjść powiedzieć wprost co się stało i zaproponować rozwiązanie, to kombinujesz, jak ukryć prawdę. Naprawdę dziwisz się, że można się wtedy wściec?”

Ten młody pracownik korporacji gdzieś w głowie stworzył sobie model kafkowskiego zamku. Z panami, którzy mają na wszystko wpływ, ale my nie jesteśmy w stanie do nich dotrzeć. Gdzie możesz coś robić, ale w gruncie rzeczy nie ma to znaczenia. Gdzie można porozmawiać tylko z kierownikiem jakiegoś najniższego szczebla, który też będzie ukrywał prawdę, żeby chronić siebie samego.

“My wszakże nigdy się nie dowiemy dlaczego dana sprawa została załatwiona. A zresztą chyba by to już nikogo nie interesowało. […] Przykre jest przy tym jedynie to, że siłą rzeczy dowiadujemy się o nich za późno i dlatego cały czas debatuje się namiętnie o sprawach dawno załatwionych.”

Wszyscy produkują papiery, które mają rozmywać odpowiedzialność, piszą pisma, z których nic nie wynika i spędzają czas na kolejnych bezproduktywnych spotkaniach, gdzie roztrząsa się te same kwestie po wielokroć.

“Jeśli chodzi o zakres pracy, to pańska sprawa jest jedną z najdrobniejszych. Zwykłe bowiem sprawy, to znaczy takie, w których nie zaszły żadne błędy, powodują jeszcze o wiele więcej i oczywiście o wiele mozolniejszej pracy”.

Czy możemy zająć się twoją sprawą później – mamy teraz inne priorytety. Nie da się. Nie można. Nie zostało to omówione na spotkaniu…

Rozdział w którym K. rozmawia z wójtem to esencja biurokratycznego/korporacyjnego myślenia. Wszystko da się wyjaśnić ważnością sprawy urzędowej. Nielogiczności są usuwane logiką samego urzędu. Tym, że ktoś wysoko postawiony ma rację. Dlatego stworzono taką, a nie inną procedurę. Bo przecież nie może być inaczej. Na zamku podjęto taką decyzję i nie ma co dyskutować. Trzeba stemplować, podpisywać, produkować raporty, których nikt nie przeczyta, zestawienia, z których nikt nie będzie nigdy korzystał. Jesteśmy maleńkim niczym w wielkiej maszynerii.

[Photo by Wesley Tingey on Unsplash]

Zamek, Franz Kafka

Zamek, Franz Kafka

wyd.: AlmaPress, 1986

Tłum: Krzysztof Radziwiłł, Kazimierz Truchanowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *