Cztery dni w Turcji

Przyznajmy, że „teatralna rewolucja” wyglądała bardziej jak wyczyn prestidigitatora niż dzieło utalentowanych spiskowców.

Postanowiłem wybrać się na wycieczkę do Turcji. Spędziłem cztery dni w mieście w północno-wschodniej części kraju tuż przy granicy z Armenią. Głównym motywem były wydarzenia z piątku na sobotę, czyli pucz wojskowy w kraju rządzonym przez prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana.

Wszystko zaczęło się od tego, gdy znajomy znajomego jeszcze innego znajomego wspomniał w sobotni poranek na Facebooku: – „żeby zrozumieć to co wydarzyło się w Turcji należy przeczytać Śnieg Orhana Pamuka”.

Zignorowałem najpierw tę sugestię. Ale uwierała mnie dość mocno. Przede wszystkim dlatego, że skrzętnie omijałem wszelkie komentarze dotyczące zdarzeń tureckich, jakie pojawiały się w polskich mediach. Na szczęście zdarzenia potoczyły się tak szybko i miały miejsce w okresie wakacyjnego weekendu, że machina gadających-głów nie zdążyła się rozpędzić. Choć pierwsze absurdalne zajawki w rodzaju “czy Polacy wyszliby na ulicę” już zdążyły się pojawić. No więc omijając mądrości naszych komentatorów wyjaśniających co się właściwie stało pomyślałem sobie, czemu nie dać szansy Turkowi. Niech mi opowie o Turcji. W której nigdy nie byłem.

Książek Erdoğana nie znam. Jest więc dobra okazja. Ponieważ w tej chwili o moją uwagę walczy kilka pozycji książkowych, nie chciałem pozwolić tak łatwo wepchnąć się w kolejkę tytułowi, który co by nie mówić liczy w papierowej wersji 556 stron.

Asekuracyjnie ściągnąłem najpierw z księgarni internetowej demo. Pierwszy rozdział. Piętnaście minut później miałem już na czytniku całość.

Cztery kolejne dni to pobyt w Kars wraz z bohaterami powieści.

Poziom pierwszy – literatura

Główny bohater poeta Kerim Alakuşoğlu nie przepada za swoim imieniem, woli by nazywać go Ka. Przybywa z Niemiec do Turcji po wieloletniej emigracji. Dostaje zlecenie dziennikarskie, by wyjaśnić co dzieje się w przygranicznym mieście, które ostatnio opanowała fala samobójstw “dziewczyn w chustach”.

Dociera do Kars, które na podstawie wypowiedzi bohaterów i narratora można określić mianem Turcji B. W odróżnieniu od wielkiego niemal zachodniego Stambułu czy Ankary to prawdziwy koniec świata, w którym wszyscy znają wszystkich (według wiki miasto liczy ok. 75 tys. mieszkańców). Wkrótce opady śniegu odcinają miasto od świata i Ka zostaje w mieście wplątując się w kolejne intrygi. Całość przytłacza ciągle padający śnieg.

Skojarzenia przez znaczną część książki z Zamkiem są nieuniknione. Wszystko zdaje się przypominać niedokończoną powieść Franza Kafki. Duszna atmosfera, wyobcowanie głównego bohatera, no i oczywiście jego wybrane świadomie imię – Ka. Do tego dochodzi jeszcze ten zestaw słów Ka, Kar (po turecku Śnieg), Kars. Wyśmienicie się to wszystko czyta.

Poziom drugi – polityka

To jest fikcja, to jest fikcja. Musiałem sobie powtarzać przez znaczną część książki. A jednak nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że w tej groteskowej historii jest mnóstwo prawdy o współczesnej Turcji. No może nie obecnej, bo książka pisana była w latach 1999-2001, ale mentalność narodów, chyba tak bardzo się nie zmienia. Drugie wrażenie, wyjątkowo silne dotyczyło tego, że gdyby pozamieniać tło kulturowe oraz religijne, to niemal identyczną powieść można by napisać o Polsce i współczesnej polityce. W końcu to my możemy się pochwalić partią liberalną, która działała antyrynkowo, nacjonalizowała pieniądze obywateli. Druga partia – przedstawiająca się jako prawicowa, w pewnych działaniach jest lewicowa, w pewnych liberalna. Politycy skaczą z jednego obozu do drugiego, bez żadnego skrępowania, by znów wrócić do poprzedniego.

Czasem podobnie jak Ka bywam przerażony, że (zamieniając jak w rebusie turecka na polska):

Smutna i godna pożałowania turecka rzeczywistość polityczna mogłaby być rzeczywistością jedyną i prawdziwą.

Patrząc na polską politykę myślę, że wiele osób jest przekonanych, że obserwator z zewnątrz, nie jest w stanie zrozumieć tych wszystkich roszad, koalicyjek, decyzji kadrowych i motywów wzajemnie sprzecznych. Rzeczywistość opisana przez Pamuka w Śniegu wygląda na niesłychanie bliską. Jedni są islamistami, ale takimi nie do końca. Inni deklarują się jako ateiści, ale wierzący. Jeszcze inni, kiedyś byli marksistami, ale zwrócili się w stronę islamu, co nie znaczy, że są radykałami, a tym bardziej nacjonalistami. Ale każdy z nich ma mnóstwo wspólnego z innymi, dzięki związkom i wyborom członków rodziny i przyjaciół. Wszak nie można potępić syna lub córki, który wybierze nieakceptowaną przez nas ścieżkę. Należy ją raczej wyjaśnić. Mniej lub bardziej racjonalnie ale jakoś uzasadnić. Co więcej często źródłem podejmowanych decyzji nie jest polityka, czy religia tylko miłość.

Nawet motywy “dziewczyn w chustach”, czyli do niedawna postępowych Turczynek są nie takie, jak się pozornie wydaje. Najpierw to wyraz buntu przeciwko rodzicom, później niezdolność do przyznania się, że zrobiło się coś głupiego, więc naturalną koleją jest wybór drogi ekstremisty islamskiego. Choć ekstremista okazuje się ekstremistą z przypadku.

Bohaterowie książki nie radzą sobie z aferą rozpętaną przez młode dziewczyny. Muzułmanki, które popełniają samobójstwa? To niemożliwe. To grzech śmiertelny. Więc nie mogły być prawdziwymi muzułmankami. A co jeśli jakiś dobry muzułmanin, choć oczywiście nie islamista wcześniej pokochał taką dziewczynę? To całkowita katastrofa.

Ocena jednych przez drugich jest równie prosta jak na naszej scenie politycznej. Jeśli ktoś jest przeciwko nam należy mu przypisać wszystko co złe.

Ufający słowu pisanemu naród uwierzył, iż Sunay jest wrogiem i religii i Atatürka

Nie musi być w tym za grosz logiki i konsekwencji.

Proszę, niech nas pan źle nie zrozumie – tłumaczył Necip. – Nie jesteśmy wrogami ateistów. Zawsze jest dla nich miejsce w muzułmańskiej społeczności.

– Tylko cmentarze powinni mieć osobne – wtrącił Mesut.

Czy tylko mi się wydaje, że znów można zamienić “muzułmański” na nieco inny przymiotnik?

Poziom trzeci – rewolucja

W Kars dochodzi do rewolucji. W teatrze.

Pomysł przeprowadzenia tej dziwacznej rewolucji uznał początkowo za żart albo wygłup wymyślony przy wódce i sam nawet stwierdził dowcipnie, że całą sprawę uda się załatwić za pomocą dwóch czołgów. Rewolucja, pucz, zamach stanu. Nie robi to na nikim z mieszkańców wrażenia.

Na ludziach nie robi to większego wrażenia. Ot zdarzenie, które na chwilę ożywiło miasto i wpłynęło na życie (również dosłownie) paru osób.

Po każdym przewrocie wojskowym wszyscy są tak naprawdę zadowoleni.

Poziom czwarty – życie mieszkańca Turcji B

W wypowiedziach bohaterów pojawia się niemal cały czas kompleks wielkiego miasta, jakim jest Stambuł, a pośrednio kompleks Zachodu. Wielki poeta Ka z Frankfurtu początkowo traktowany jest z pewnym dystansem i szacunkiem. W jego przybyciu jest pewna szansa dla innych (być może na wyjazd do Niemiec), ale cały czas z zachowań ludzi przebija strach i pogarda, że uważa się za kogoś lepszego.

To przeważnie nie Europejczyk nami gardzi, tylko my patrząc na Europejczyków, poniżamy samych siebie.

Czyż to nie brzmi znajomo? Niby jesteśmy w tej Europie, ale oni jednak są od nas lepsi. Na pewno uważają się za lepszych. Z jednej strony chcielibyśmy być tacy jak oni, ale z drugiej – nie, pokażemy im! Jesteśmy inni i nie będziemy się dostosowywać do ateistycznego zachodniego światopoglądu. Ciekawe jakie jest pogardliwe określenie na Stambuł, którym można by zastąpić „warszafka”. Albo z drugiej strony „słoiki”.

Poziom piąty – władza

Na podstawie raportów wywnioskowali, że sorbet z tajemniczych przyczyn truje wyłącznie Turków, nie działając zupełnie na Kurdów. Konstatacja ta stała jednak w niejakiej sprzeczności z oficjalnym stanowiskiem państwa według którego Turcy i Kurdowie niczym się od siebie nie różnią, specjaliści wiec przemyślenia musieli zachować dla siebie.

Podsłuchy, inwigilacja, władza, która się wtrąca w każdy aspekt życia. Ale z drugiej strony tę władzę tworzą zwykli ludzie. Rozdział, a którym Muhtar opowiada o sobie, to wyznania dowolnego aparatczyka partyjnego, który próbuje uzasadnić przed innymi swoje wybory życiowe i decyzje. W tym wszystkim agenci policji politycznej są tylko ludźmi. Jeśli zrobimy przysługę agentowi, który właśnie nas pilnuje, on zaufa nam, że nie uciekniemy, a dzięki temu pójdzie zrobić sobie zakupy. Współpraca pełna.

Poziom szósty – fikcja

Chciałbym powiedzieć czytelnikom, żeby nie wierzyli w ani jedno słowo, jakie o nas napiszesz. Nikt nas nie może zrozumieć z oddali.

Tak mówi jedna z bohaterek do narratora. To słowa, które przypominają nasze rodzime “w Polsce jest nieco inaczej”.

Dzięki Google Street View zrobiłem sobie wycieczkę po Kars. Nie wygląda mi na urokliwe miasto.

A inne książki Orhana Pamuka wciągam na listę do kupienia. Choć teraz już poczekają na swoją kolej.

Śnieg, O. Pamuk

Śnieg, Orhan Pamuk

Wyd.: Wydawnictwo Literackie, 2006

Tłum.: Anna Polat

Jeden komentarz do “Cztery dni w Turcji”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *