Z różnych powodów wciąż istnieje sporo klasyki, której nie poznałem. Może nawet w jakimś momencie życia poszukiwałem, a może z różnych powodów omijałem. Ciemność w południe Arthura Koestlera należy do tej grupy, co więcej ukazała się w nowym tłumaczeniu dwa lata temu, więc to dobry pretekst. Napisana w 1940 roku powieść jest fikcyjną próbą przedstawienia stalinowskiej wielkiej czystki oraz procesów moskiewskich, podczas których oskarżano członków partii bolszewickiej o zdrady czy działalność kontrrewolucyjną.
W powieści nie ma wprost odwołań do Związku Radzieckiego, poza rosyjsko brzmiącymi nazwiskami, mowa jest ogólnie o światowej rewolucji, krajach, w których miała miejsce, partii, czy też Numerze Jeden, czyli dyktatorze sprawującym władzę Bohater powieści Rubaszow zostaje skazany za zdradę i towarzyszymy mu podczas pobytu w więzieniu, gdzie śledczy w różny sposób próbują wymusić na nim przyznanie się do winy. W znaczącej części książki czytamy rozterki Rubaszowa, tłumaczącego sobie samemu rolę jednostki, społeczności i partii oraz wyższych sił rewolucyjnych. Poznajemy rewolucjonistę, który ma na swoim koncie równie bezlitosne działania wobec swoich współpracowników i towarzyszy, jakim teraz jest poddany. Oczywiście oprawcami są ci, których znał i tylko przypadek sprawia, że nie są w odmiennych rolach. Zdają się nawzajem rozumieć
W dużym stopniu, zwłaszcza w drugiej części książka jest przegadana. Ale ciekawie się ją czyta na początku XXI wieku. Teoretycznie dotyczy czasów minionych, okrutnych dyktatur – czy to faszystowskich, czy bolszewickich, nie mogłem się jednak momentami pozbyć wrażenia, że dotyczy tu i teraz.
Kto bezwarunkowo nie ufa partii, nie może być w jej szeregach.
[…]
Kongres kierownictwa partii stwierdził w rezolucji, że partia nie poniosła porażki, jedynie przejściowo uczyniła krok do tyłu i nie ma powodu, by zmienić dotychczasową politykę.
[…]
Wrogiem polityki są wątpliwości i namiętności. Kurs partii nakreślony jest wyraźnie – prosta jak strzała droga przez góry. Każdy błędny krok w prawo czy w lewo to krok w przepaść.
Czytam te zdania i mam wrażenie patrząc na wypowiedzi niektórych polityków partii rządzącej, że mogliby mieć te hasła na sztandarach. Czytam o kolejnych hakach wyciąganych na niepokorny we własnych szeregach (poseł Wypij, posłanka Siarkowska) i widzę w tych metodach echa książki Koestlera. Ktoś powie, że to nadużycie porównywać obecną sytuację, do sytuacji w Rosji w latach trzydziestych XX wieku. Chodzi jednak o mechanizmy łamania ludzi i zyskiwania lojalności. W imię jedynej, słusznej linii.
Widzę czasami wypowiedzi przedstawicieli prawicy, i to jak ci bardziej inteligentni wykonują czasami niesłychane wolty przepytywani przez dziennikarzy, żeby nie palnąć większej, czy mniejszej bredni broniąc rzeczy, w gruncie rzeczy nie do obrony. Tam jest to echo wyznań Rubaszowa – partia wszystkim, człowiek niczym.
W nieco innej sytuacji znajduje się cała rzesza lojalnych aparatczyków-miernot, klepiących wyuczone formułki. Ci zdają się być jak śledczy Gletkin. To już nie dawni towarzysze walki, to nowe pokolenie.
Gletkin był nieprzychylnym śledczym, ale jest reprezentantem nowej generacji; stare pokolenie musi się z nią ułożyć albo dać się jej zmiażdżyć, innej możliwości nie ma.
Na pierwszej linii w mediach, bez mrugnięcia okiem klepią najgorsze frazesy, a kiedy trzeba bez problemu kłamią. Niesamowite muszą być te rozgrywki w ich własnych szeregach, gdy trzeba pilnować każdego słowa, bo zawsze może znaleźć się usłużny konkurent, kolega z partii, który zapamięta, nagra, doniesie.
Czy jeszcze dziesięć lat temu myśleliśmy, że obecna sytuacja jest możliwa? Że z demokracji, po doświadczeniach komunizmu, możemy przejść w rządy autorytarne. Gdzie prawo jest łamane przez rządzących w imię ich doraźnych potrzeb. To niemożliwe? Prorocze zdają się przemyślenia Rubaszowa, z prowadzonego przezeń dziennika.
Z tym samym rozmachem co poprzednio huśtawka przenosiła swoich pasażerów z wolności z powrotem w tyranię. Kto zamiast się trzymać zadzierał głowę w górę, dostawał zawrotów głowy i spadał…
Kto nie chce, by zakręciło mu się w głowie, musi próbować zrozumieć, według jakich zasad porusza się huśtawka. Gdyż niewątpliwie chodzi tu o ruch wahadłowy, jakim porusza się historia od absolutyzmu do demokracji i od demokracji do dyktatury.
Miara indywidualnej wolności, jaką naród potrafi zdobyć i utrzymać, zależny od miary jego politycznej dojrzałości. Wspomniany ruch wahadłowy wskazuje na to, że proces politycznego dojrzewania mas nie przebiega po stale wznoszącej się krzywej tak jak dojrzewanie jednostki, lecz podlega skomplikowanym prawom.
Dojrzałość mas polega na zdolności rozpoznawania własnych interesów. Zakłada to jednak pewną znajomość procesu produkcji i rozdziału dóbr. Zdolność narodu do demokratycznego stanowienia o sobie jest więc uwarunkowana umiejętnością jasnego widzenia struktury i sposobu funkcjonowania całego społeczeństwa.
Każdy postęp techniczny warunkuje komplikowanie się systemu gospodarczego; pojawiają się nowe czynniki i ich wzajemne sploty, których masy na początku nie są w stanie zrozumieć. Każdy skokowy postęp techniczny pociąga za sobą relatywny duchowy regres mas, spadek na termometrze politycznej dojrzałości.
[Photo by Grant Durr on Unsplash ]
Ciemność w południe, Arthur Koestler
Wyd.: Państwowy Instytut Wydawniczy, 2019
Tłum.: Urszula Poprawska