Najdłuższa podróż

W styczniu 2022 roku pewien zachodni wydawca zaprosił mnie do udziału w dyskusji o tym, w jaki sposób Ukraina powinna „nie drażnić Putina”, żeby Zachód mógł „spać spokojnie”, odpowiedziałam redaktorowi, że najbardziej tragiczna jest dla mnie sama możliwość snucia publicznie rozważań nad tym, „jak ofiara ma zadowolić napastnika” w niespełna dziewięćdziesiąt lat po europejskich triumfach Hitlera – znak, że z historii drugiej wojny światowej ludzkość jako gatunek nic nie zrozumiała i niczego się nie nauczyła.

Dwudziestego trzeciego lutego 2022 roku, Oksana Zabużko wyjechała z Ukrainy do Warszaw na kilka spotkań promocyjnych. To był wyjazd na chwilę. Między innymi, dlatego autorka nie zabierała ze sobą laptopa, żeby nie wozić ze sobą niepotrzebnych rzeczy. Jeszcze na lotnisku w Kijowie zaskoczona była dużą liczną “rosyjskojęzycznych obcokrajowców”, którzy próbowali opuścić Federację Rosyjską. Oni wiedzieli o mobilizacji. Amerykański i europejskie wywiady informowały władze w Ukrainie o przygotowaniach do jakiejś operacji wojennej. A mimo tego, agresja Rosji 24. lutego była zaskoczeniem.

Najdłuższa podróż to spisane refleksje podczas kilku miesięcy od opuszczenia Ukrainy. Gorzka analiza tego, czego świat nie zauważał i nie chciał zauważyć – że Putin od lat konsekwentnie próbował odzyskać tereny i zniszczyć naród ukraiński. Powtarzając tym samym czystki, których Ukraińcy doświadczali wielokrotnie na przestrzeni dziejów. Po tej agresji świat zaczął dostrzegać, że Ukraina to nie “bratni naród” Rosjan. Nawet my w Polsce, też zobaczyliśmy tę różnicę.

Aby zrozumieć na czym polega “braterstwo” Rosjan warto przeczytać najpierw, a może później Czerwony głód, Anne Applebaum. Zabużko nie jest politolożką. Jest pisarką, wnikliwą obserwatorką rzeczywistości. I z tej perspektywy opisuje, jak w ciągu trzydziestu lat Rosja wciąż była obecna w Ukrainie  – kupując na przykład prawa od wydawców zagranicznych na wydawanie tłumaczeń książek na terenie krajów byłego ZSRR i tym samym uniemożliwiając powstawanie przekładów w języku ukraińskim. 

Trudno jest pisać o tej książce, bo powinna być lektura obowiązkową. Żeby zrozumieć. Z czym mierzyła się Ukraina, oraz Gruzja (o której zapomnieliśmy), Mołdawia, w pewnym stopniu kraje nadbałtyckie oraz – tak, tak – Syria. Która niszczona była jeszcze brutalniej niż Ukraina, ale jest w innym kręgu kulturowym i daleko, więc wzruszaliśmy ramionami.

Żeby zrozumieć tę trudną historię, czemu w części krajów “satelickich” podczas II Wojny Światowej, powstawały oddziały i wojska pod “patronatem” nazistowskich Niemiec  – bo większy był strach przed bolszewikami (o Estonii – Gdy zniknęły gołębie).

“Rosyjska dusza”. To określenie, w którym jest jakaś próba usprawiedliwiania przemocy, agresji, również wobec własnych obywateli.

Oksana Zabużko, pisze bez ogródek i dyplomatycznych fikołków.

Rosjanie to tak naprawdę nie naród, tylko, zgodnie z trafnym określeniem Astolphe’a de Custina, więzienie narodów: państwo-garnizon, gdzie służba w wojsku nigdy szczególnie nie różniła się od kary więzienia. […]

Nie trzeba być ekspertem wojskowym, żeby rozumieć, dlaczego rosyjska armia od 24 lutego tak brutalnie i wściekle ostrzeliwuje właśnie Charków – dość rozumieć czekistowską psychologię: to zemsta na mieście za to, że nie uległo w 2014, a więc, z ich punktu widzenia – zdradziło Rosję: kto nie uległ, ten jest zdrajcą – u Orwella taka logika nie jest przewidziana, ale „czekistowska obraza” działa właśnie tak – jak mówił Poloniusz w Hamlecie: w tym szaleństwie jest metoda).

I jeszcze bardzo ważne spostrzeżenie, pokazujące dlaczego Rosjanie są tak zaskoczeni oporem, siłą i obywatelskością Ukraińców. W skali mikro można to odnieść do naszej rodzimej polityki, w której ci, którzy kradną, korumpują, zastraszają kwitami, dziwią się, że inni mogą mieć inne motywy.

Ci, którzy planują podboje obcych krajów i zabijanie niewinnych, zawsze działają zgodnie z metodą projekcji psychologicznej: liczą na te odruchy przeciwnika, które są bliskie im samym i dla nich zrozumiałe (interesowność, zachłanność, zazdrość, pożądanie, pycha – ciekawe, że instrukcja KGB ZSRR dotycząca tego, na jaki „haczyk” łowić ofiary podczas werbunku, niespecjalnie różniła się od katechizmowego spisu ludzkich grzechów!) – ale okazują się kompletnie bezradni, wprost „ślepi”, kiedy stykają się z zupełnie inną częścią spektrum wartości i motywacji – empatią, solidarnością, wzajemnym szacunkiem i pomocą, ofiarnością: wszystkimi tymi uczuciami, bez których wielka ludzka masa nigdy nie stanie się gromadą – czy też, ujmując to z większą poprawnością polityczną, nie narodzi się społeczeństwo obywatelskie.

Trudno w krzyku Ukrainki nie usłyszeć słów Victora Klemperera sprzed niemal stu lat.

Kiedy pierwszy zachodni dziennikarz, który zadzwonił do mnie 24 lutego (o ósmej rano, podrygując z niecierpliwości…), spytał ze szczerym zaciekawieniem – czego moim zdaniem chce Putin? – przeszłam w krzyk. Chodziłam po pokoju od ściany do ściany i krzyczałam na nieszczęśnika przez telefon jak na cały kolektywny Zachód razem wzięty: czy pan ze mnie kpi?! Przecież on już dziesiątki razy prosto w oczy wam mówił, czego chce – żeby Ukraińców nigdy więcej nie było, żebyśmy zniknęli, przestali istnieć, jak Żydzi u Hitlera, przecież nawet tych samych słów używa, „ostatecznie rozwiązać kwestię ukraińską”, jak długo jeszcze będziecie udawać, żeście nie słyszeli?…

[…]

Przyszli nas zabijać, zabijają nas online, w relacji na żywo, cały naród, a wy patrzycie i jeszcze się dziwicie – oj, i czego też, ciekawe, może chcieć morderca? I wciąż nie możecie się domyślić, prosicie o podpowiedź, telefon do przyjaciela, jak w teleturnieju, tak?! Mój rozmówca usprawiedliwiał się, mówiąc coś w rodzaju „ale to przecież XXI wiek…”

Przecież mamy XXI wiek! A co pisał Klemperer  w Dziennikach? Przecież mamy XX wiek, nie ma miejsca na średniowieczne metody. Przecież Niemcy to naród poetów, filozofów, mędrców!

To również książka o wytrwałości (ze strony Rosjan), dezinformacji, sianiu wątpliwości. Tego wszystkiego, co wychodziło w ostatnich latach, przy okazji mediów społecznościowych, wyborów w różnych krajach, że Rosja była tam obecna. Że nie trzeba od razu kupować kogoś, wystarczy zasiewać wątpliwości, rozpieprzać demokrację od środka. Niezauważalnie, powoli i systematycznie. I że jest im wszystko jedno, że politycy w Polsce z obu stron barykady, będą nawzajem oskarżać się o bycie “sługusami Putina”. Tak! To doskonałe! Niech się gryzą, niech nie pamiętają, co jest ważne. Niech walczą między sobą. A my tymczasem będziemy czekać.

Celem tej bezkrwawej, „informacyjno-psychologicznej” części rosyjskiej machiny wojennej jest narzucenie przeciwnikowi takiego obrazu świata, w którym w sytuacji zagrożenia niezdolny on będzie do podjęcia właściwych decyzji w interesie własnego bezpieczeństwa.

[Photo by Margarita Marushevska on Unsplash ]

Najdłuższa podróż, O. Zabużko

Najdłuższa podróż, Oksana Zabużko

Wyd.: Agora, 2023

Tłum.: Katarzyna Kotyńska

4 komentarze do “Najdłuższa podróż”

  1. Eh, niestety 100% racji – „jak ofiara ma zadowolić napastnika”. Zawsze to samo. Taki jest świat – prawo silniejszego i do diabła z „prawem międzynarodowym”.

  2. Problemem tej autorki są niestety dyskredytujące poglądy usprawiedliwiające ukraińskie ludobójstwo na na naszych rodakach na Wołyniu.

      1. Nie w tym rzecz.

        Na historię można patrzeć kompleksowo, ale w przypadku Wołynia zdaniem autorki nie można patrzeć na historię w ogóle, bo to obraża. A jeśli patrzeć to zrównując ofiary z katami. Słyszymy również uzasadnianie zbrodni. Można odnieść wrażenie że z powodów politycznych pomordowani mieli pecha, żeby nie obrazić narodu autorki. Nie należy im się pamięć bo zginęli w nie tym co trzeba ludobójstwie.

        Brzmi to szczególnie obłudnie, jeśli zestawić to z przytoczonymi tutaj cytatami z książki autorki o „snuciu publicznie rozważań nad tym, „jak ofiara ma zadowolić napastnika” w niespełna dziewięćdziesiąt lat po europejskich triumfach Hitlera” czy „żebyśmy zniknęli, przestali istnieć, jak Żydzi u Hitlera”.

        Zapewne czytelników w Polsce tych poglądów autorki nie zna. Niestety można również odnieść wrażenie, że część recenzentów literatury poglądy autorki sobie lekceważy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *