Sympatyk

Nasza wiedza o konflikcie Wietnamskim z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych to najczęściej perspektywa amerykańska. O tym, jak wyglądało to z drugiej strony mówi się znacznie rzadziej (Smutek wojny).

W opublikowanej kilka dni temu liście najważniejszych książek przeczytanych w 2017 roku, Bill Gates wymienił między innymi Sympatyka. Nagrodzona Pulitzerem książka Viet Thanh Nguyena od ponad roku dostępna jest w polskim przekładzie. Wcisnąłem ją sobie w kolejkę przed innymi pozycjami, przede wszystkim ze względu na temat.

Podwójny agent w wojnie wietnamskiej zdaje relację z końca konfliktu. W książce przeplatają się zdarzenia z upadku (czy też jak sam pisze – wyzwolenia) Sajgonu oraz migawki z emigracji w USA.

To był miesiąc, który dla ludzi w tym małym zakątku świata znaczył wszystko, a dla prawie całej reszty świata nie znaczył nic.

Teoretycznie wszystko jest jak trzeba. Zgrabny język, gorzki sarkazm, atrakcyjny temat. Skorumpowani politycy i generałowie starają się uciec przed odpowiedzialnością i nagle uciekając do Stanów Zjednoczonych, lądują w miejscu gdzie ich funkcje nie mają żadnego znaczenia. Narrator cały czas przedstawiający rację patriotów po obu stronach barykady – komunistów i tych, którym sprzyjają Amerykanie. Sam będąc synem Wietnamki i Francuza traktowany jako obcy zarówno przez Wietnamczyków, jak i przez świat zachodni. Dodatkowo Europejczycy oraz Amerykanie nie widzą różnicy między Chińczykiem, Koreańczykiem, czy Japończykiem.

Skojarzenia z Paragrafem 22 same mi się nasuwały. Ironiczny język, narrator obserwujący wszystko co się dzieje z pewnym dystansem, starający się rozumieć sytuację, w której wszyscy się znaleźli. Ale poza zgrabnym porównaniem co jakiś czas czy zabawnym spostrzeżeniem coraz bardziej mnie nużyła. A może nawet nie nużyła, była mi totalnie obojętna.

W zasadzie największe emocje wywołał we mnie wspomnieniowy fragment dotyczący jedzenia. Tego jednego elementu kuchni, który stanowi jej esencję. Tym czymś czym dla wielu polskich emigrantów jest chleb.

Dokładaliśmy wszelkich starań, żeby wyczarować specjały naszej rodzimej kuchni, ale ponieważ byliśmy zdani na chińskie produkty, nasze potrawy miały chiński posmak, który był nie do przyjęcia. Był to jeszcze jeden cios w paśmie upokorzeń, który pozostawiał po sobie słodko-gorzki smak mglistych wspomnień, na tyle wyraźnych, by wskrzesić przeszłość i na tyle zwodniczych, by uświadomić nam, że przeszłość już nigdy nie wróci, że odeszła na zawsze z subtelnością, różnicowaniem i złożonością naszej wszechstronnej przyprawy – sosu rybnego. Och, co to był za sos! Bez niego nic nie smakowało jak należy. […] Ta płynna przyprawa o wyrazistym smaku i najciemniejszym odcieniu sepii budziła rzekom odrazę wśród cudzoziemców ze względu na rzekomo straszliwy odór, a powiedzenie “coś mi tu śmierdzi” nabrało nowego znaczenia nawiązując do naszej kuchni.

Pamiętam dokładnie swoje pierwsze zetknięcie z sosem rybnym. Zapach delikatnie mówiąc intensywny. Zastanawiałem się czy NA PEWNO powinienem go jednak dodać do robionej właśnie potrawy. Czy może zamiast łyżki powinienem użyć kilku kropli. Ale warto było i rozumiem doskonale nostalgię bohatera.

Miało być o książce? Umknęło mi.

Nie chce mi się jej kończyć. Po prostu. Szkoda czasu.

Sympatyk, Viet Thanh Nguyen

Sympatyk, Viet Thanh Nguyen

Wyd.: Muza, 2016

Tłum.: Radosław Madejski

2 komentarze do “Sympatyk”

  1. „Nasza wiedza o konflikcie Wietnamskim z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych to najczęściej perspektywa japońska”.
    Chciałeś napisać „amerykańska”, prawda?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *