Złote okna

Na skrzydełku wydania Wyroku na Franciszka Kłosa, które posiadam Andrzej Wajda napisał:

Powieść Rembeka zaliczamy do arcydzieł polskiej literatury opowiadającej o ostatniej wojnie i hitlerowskiej okupacji. Jej miejsce widzę pomiędzy Medalionami Zofii Nałkowskiej i Proszę państwa do gazu Tadeusza Borowskiego, w towarzystwie Wielkiego Tygodnia Jerzego Andrzejewskiego i Złotych okien Adolfa Rudnickiego.

Jeszcze nie skończyłem czytać Rembeka, gdy z jakiegoś antykwariatu w Polsce zamówiłem zbiór opowiadań Rudnickiego Złote okna i dziewięć innych opowiadań. Nie znałem do tej pory zupełnie nic. Gdzieś mi się po głowie tłucze, że Hłasko o nim wspominał w Pięknych dwudziestoletnich, ale nie mam pewności. Niezbyt sympatycznie wyrażał się o jego pisarstwie Artur Sandauer w Bez taryfy ulgowej, ale poza tym nie wiem nic o Rudnickim. Książka przyszła dość szybko ale nie zajrzałem do niej od razu.

Robiąc sobie przerwę od innych lektur sięgnąłem po ten zbiorek, co więcej nie zaczynając od tytułowych Złotych okien tylko od drugiego opowiadania Wniebowstąpienie. Było znacznie krótsze, a ja akurat miałem sporo innych zajęć więc nie chciałem brać się za najdłuższe (nie wiedząc czego oczekiwać).

Historia Raisy i Sebastiana po wybuchu wojny niemiecko-rosyjskiej w czerwcu 1941 roku na ziemiach wschodnich. A właściwie opowieść o nich jest tylko tłem do pokazania tego jak zachowywali się wówczas ludzie. Ich wyborów, nadziei, wiary i niewiary. W okolicznościach, w których nie wiadomo kto jest zagrożeniem, a do kogo można udać się po pomoc.

Wyjeżdżali wszyscy, którzy mogli, ale było ich niewielu. Przede wszystkim mogli wyjeżdżać ludzie z pieniędzmi oraz ci, którzy mieli rodzinę w kraju, w tak zwanym GG. Nie wolno było wyjść poza rogatki miasta, pokazywać się na pewnych ulicach, jeździć koleją, nic nie było właściwie wolno. Należało więc zdobyć lewe papiery, zdobyć przewodnika – płacić, płacić, płacić. Przewodnicy niechętnie zabierali osoby o “złym wyglądzie”. Nim zdecydowali się przewieźć dziecko, poddawali je egzaminowi z religii; świat okrutniejąc stawał się chrześcijański. […]

Jestem pod wrażeniem nie tylko tematu i jego ujęcia, ale również samej prozy. O ile pisanie Rembeka i Tomczyka nie bardzo mi odpowiada, to u Rudnickiego zacząłem widzieć to coś, co jest trudno uchwytne i ciężkie do wyrażenia, ale czego poszukuję w literaturze.

Trzecie opowiadanie Czysty nurt.

Pierwsze dwie strony! Jaki w tych zdaniach jest ładunek. Jak to jest fantastycznie pisane.

Z chwilą wjazdu do Warszawy i wyłonienia się pierwszych pustych domów Abel zamilkł. Wzbierało w nim przerażenie. Na to co patrzał, trudno było o nazwę, o słowo. Po nietkniętej Łodzi było w tym widoku coś, co nie mieściło się w głowie. Raz po raz powiadał sobie: za tym rogiem się kończy. Nie skończyło się ani za tym, anie za następnym. Zniszczeniu w ogóle nie było końca. W tych ruinach – dom za domem, ulica za ulicą, dzielnica za dzielnicą – tkwił kosmiczny gniew, gniew Boga, krzyczący ze skał górskich. […] Nowością, niewiarygodną nowości była tutaj ilość, to że wszystkie domy były wypalone.

Na Nowym Świecie stały domy wypalone, ale stały. Tam, gdzie brakło domu, dwóch, trzech, można je było sobie przypomnieć. […]

Lecz gdy Abel minął plac Krasińskich i dostał się na teren dawnej dzielnicy żydowskiej, spoglądał w lewo i w prawo, przed siebie i poza siebie i mimo oswojenia z innymi dzielnicami “tego najbardziej zniszczonego w świecie miasta”, nie chciał wierzyć własnym oczom. Oczekując zniszczenia, oczekiwał go na miarę innych dzielnic, oczekiwał śladów pozwalających odtworzyć, co ongi tu stało. Nie było śladów. Nie było domów – ani mniej, ani więcej wypalonych, mniej lub więcej zniszczonych, żadnych nie było.

Czytam tę historię Abla i Amelii, dwojga zakochanych, którym udało się przeżyć i mam wrażenie, że to pisarstwo Rudnickiego bardzo jest remarque’owskie. Wspaniałe. Proste, z pięknymi zdaniami. I gdyby to była powieść powinniśmy ją pokazywać całemu światu. Później już, gdy szukam informacji o samym autorze, trafiam na tekst Piotra Bratkowskiego, w którym tenże pisze: “Amelia i Abel, bohaterowie opowiadania „Czysty nurt”, o którym Milan Kundera powiedział kiedyś, że to najpiękniejsze opowiadanie miłosne, napisane w XX wieku.

Wracam więc do samego początku zbioru, który rozpoczynają Złote okna. Moje wrażenia ulegają tylko wzmocnieniu. Czemu o Rudnickim się nie pamięta. Czemu on jest gdzieś na aucie. Dlaczego udało mi się wiele lat temu jeszcze w czasach licealnych trafić na Borowskiego (choć w lekturze było Pożegnanie z Marią to jednak największe wrażenie na mnie robi do jego poezja)? Czyżby był niewygodny? DLa socjalistycznej ojczyzny, za to, że pisał o szmalcownikach? Ale też pisał o tych, którzy pomagali, ryzykowali. On po prostu wspaniale pisał o ludziach. A po 1989 roku stał się niewygodny, z uwagi na późniejszy flirt z socrealizmem?

Pisze Bratkowski “Adolf Rudnicki, autor „Czystego nurtu”, był dla mojego pokolenia jednym z najważniejszych pisarzy polskich. Zwłaszcza w opowiadaniach pisanych tuż po wojnie opisał prawie wszystko to, co dziś na nowo odkrywają literaccy specjaliści od Holocaustu.

Takie mam wrażenie. W Złotych oknach jest wszystko! Tragedia wyborów, nieuchronność pewnych decyzji. Przymus złych rozwiązań. Złudzenia, nadzieje i w zasadzie nieuniknione. Nie ma tam ocen. Są ludzie w krytycznej sytuacji. Dobrzy, źli. Bohaterowie i szaleńcy.

Z całego świata nadchodziły pieniądze dla tych ludzi i właśnie doktor Braun rozporządzał nimi. Wszelkimi sposobami starał się, aby “jego ludzie” otrzymywali te pieniądze w postaci chleba, lekarstw, czy dokumentów. W tej jego pracy pomagali mu – używając faszystowskich terminologii – a r y j s c y  kolejarze, robotnicy, chłopi,służące, ci spośród “granatowych” policjantów, w których sumienie jeszcze niezupełnie wygasło, a także ci spośród niemieckich żołnierzy, którzy mimo munduru nienawidzili hitleryzmu. Pomagali mu również Żydzi o “dobrym wyglądzie”.

Trzy pierwsze utwory zrobiły na mnie kolosalne wrażenie. Kolejne już nie. Zostały jakby niedopowiedziane. Prezentują się jak wprawki do czegoś większego.

Dziś przy okazji absurdalnego sporu, kto kogo ratował, i kto był bardziej bohaterski Złote okna powinny być czytane na głos, wznawiane, publikowane w mediach. A nie leżeć w antykwariatach po kilka złotych.

Tekst Piotra Bratkowskiego o Rudnickim w Newsweeku

O A. Rudnickim w Ninatece

Złote okna i dziewięć innych opowiadań, A. Rudnicki

Złote okna i dziewięć innych opowiadań, Adolf Rudnicki

Wyd.: Państwowy Instytut Wydawniczy, 1974

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *