O sztuce. Eseje o ekstazie i zuchwalstwie

Zakochana jestem w języku, a tylko od czasu do czasu bywam zadurzona w narracji.

Deklaracja Jeanette Winterson zawarta w zbiorze O sztuce. Eseje o ekstazie i zuchwalstwie być może wyjaśnia dlaczego, mimo że jej debiutancka powieść nie zrobiła na mnie większego wrażenia, to jednak zaintrygowała językiem. Nie mogłem zdecydować się, po którą z książek Winterson jeszcze sięgnąć, żeby mimo wszystko się nie rozczarować. Oczekiwania miałem rosnące. Aż zobaczyłem, że ma na swoim koncie zbiór esejów. Mam słabość  do krótkich form i to przeważyło.

Już pierwsze dwie strony mnie zauroczyły. Tym o czym pisze i jak pisze. Wintreson wspomina wizytę w muzeum w Amsterdamie. Ona niezbyt interesująca się do tej pory malarstwem doświadczyła olśnienia. Może to stwierdzenie brzmi nieco egzaltowanie, ale opisała wspaniale pewne zjawisko.

Muszę powiedzieć, że do tamtego dnia nie interesowałam się zbytnio sztukami plastycznymi, choć jak sobie teraz uświadamiam, mój brak zainteresowania był rezultatem tej samej ignorancji, która doprowadza mnie do takiej rozpaczy, kiedy widzę ją u innych. Nie miałam pojęcia o malarstwie, a zatem niewiele z niego czerpałam.

Ja sam wciąż pozostaję na tym etapie. Przed zrozumieniem. Mam oczywiście ulubionych malarzy, grafików, ale to nie jest specjalnie głęboki związek. To jednak jest całkowicie bez znaczenia. Winterson pięknie pisze. Egzemplarz, który kupiłem – i po kilku stronach cieszyłem się, że nie pożyczyłem z biblioteki- ma tak pozaginane rogi, jak dawno nie zdarzyło mi się to z żadną książką (poprzednio Sygnał i szum, ale to zupełnie inna bajka). Zdania do cytowania, fragmenty do przemyśleń i – co ciekawe, bo ona sama nieco z tego drwi – myśli autorki, z którymi tak bardzo jest mi po drodze.

Rogi, Winterson
Miara uwielbienia książki 😉

Momentami irytował mnie nadmiar słów i wyjaśnień. Po jakimś wyjątkowo celnym stwierdzeniu brnie dalej w objaśnianie, doprecyzowanie. Brak pisarstwu Winterson lekkości choćby Anne Fadiman, ale mimo wszystko to bez znaczenia. Pięknie pisze, pięknie opowiada o emocjach.

Skoro jestem przy Fadiman. W Ex librisie porusza ważny dla części czytelników wątek: na ile istotne jest życie pisarza, w kontekście jego dzieł. Dla niektórych czytelników oraz krytyków to niezmiernie ważka sprawa – czy powinniśmy zachwycać się arcydziełem, jeśli wyszło spod pióra ewidentnego sukinsyna? A może to jednak nie ma znaczenia?

Wcześniej czy później będzie to również wiązało się z próbą określenia, jak wiele w utworze jest przeżyć pisarza. Zwłaszcza, jeśli jest to powieść autobiograficzna lub trochę tylko korzystająca z doświadczeń życiowych autora. Witkacy w przedmowie do Nienasycenia napisał:

Babranie się w autorze à propos jego utworu jest niedyskretne, niestosowne, niedżentelmeńskie.

Winterson zdaje się mieć podobne zdanie.

Moim zdaniem związek pomiędzy życiem pisarza i jego dziełem jest dla czytelnika zupełnie nieistotny. Czytelnik nie dostaje do rąk “kawałka pisarza” ani nie ma bezpośredniego wglądu do jego umysłu, otrzymuje natomiast autonomiczną rzeczywistość. Rzeczywistość odizolowaną od jego realnego świata i, co równie ważne, oddzieloną od realnego świata pisarza. Pytanie postawione pisarzowi “Ile z tego opiera się na pańskim osobistym doświadczeniu?” jest bezsensowne. Odpowiedź może brzmieć “wszystko”, albo “nic”. Proza beletrystyczna, wiersz nie są wersją faktów, lecz całkowicie odmiennym sposobem patrzenia.

Autorka doskonale wie co mówi, gdyż jej twórczość jest interpretowana najczęściej przez pryzmat jej seksualności. Wścieka się na to, gdy zalicza się ją do nurtu literatury lesbijskiej, czy homoseksualnej i porównuje z innymi autorami, z którymi różni się wszystkim – stylem, językiem, sposobem patrzenia na świat – tylko dlatego, że również są homoseksualni.

W każdej dyskusji o sztuce i artyście heteroseksualizm pozostaje gdzieś w tle, natomiast homoseksualizm wysuwa się na plan pierwszy. To z kim się pieprzysz, jest ważniejsze od tego jak piszesz. Może dzieje się tak dlatego, że czytanie jest trudniejsze od uprawiania seksu. A może dlatego, że słowo “seks” jest bardziej ekscytujące, niż słowo “książka”. […] Nikt nie pyta Iris Murdoch o jej życie seksualne. Mnie pytają o to przy okazji każdego wywiadu, a jeśli nawet nie pytają, sami wymyślają odpowiedzi. Jestem pisarką, która, tak się składa, kocha kobiety. Nie jestem lesbijką, która przy okazji pisze.

Od wielu miesięcy mam na czytniku Fale Wirginii Woolf. Nigdy nie zdołałem poznać żadnej jej książki. Tak się zdarzyło. Postanowiłem to zmienić. Podchodziłem do Fal już trzykrotnie i za każdym razem przerywałem, mając przekonanie, że wymagają ode mnie ogromnego skupienia. Stanu, o który bardzo trudno. Niemal totalnego wyłączenia się. Winterson to potwierdza. Jej zdaniem, to nie jest książka, którą po prostu bierzemy z półki i zaczynamy. Jest wymagająca. W wielu aspektach. Jej opis Fal, to tak naprawdę hołd złożony Woolf. Zrobiony w taki sposób, że wiem iż muszę znaleźć ten moment spokoju, żeby się w Falach zanurzyć. Zanim znajdę odpowiedni czas i koncentrację postanowiłem rozpocząć znajomość Woolf od Orlando. Też za “namową” Winterson. Ma być prościej.

Nie wiem czy sięgnę do innych książek Winterson. Eseje okazały się zaskakujące i nawet w tych momentach, gdy jest to obce mi postrzeganie świata lektura jest czymś więcej niż przyjemnością. Jest smakowaniem kolejnych akapitów, które aż krzyczą, żeby je zaznaczać, zapamiętywać, cytować. Mimo wszystko narracja ma dla mnie znaczenie. Sam język dla języka to czasem zbyt mało. Opowiadana historia i konteksty też są ważne.

O sztuce, J. Winterson

O sztuce. Eseje o ekstazie i zuchwalstwie, Jeanette Wintreson

Wyd.: Rebis, 2001

Tłum.: Zbigniew Batko

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *