Noc w Lizbonie

Książki Remarque’a czytałem po raz pierwszy w liceum. Jeszcze trwał PRL. Wraz z innymi książkami o wojnie, były dla mnie czymś nowym. Czymś zupełnie odmiennym od tego czym karmiła nas socjalistyczna szkoła. Nie były czarno-białe. Naprzeciwko złych Niemców, nie stali wyłącznie bohaterscy Polacy. Niemcy w tych książkach uciekali przed wojną, uciekali przed swoimi rodakami, przed Tysiącletnią Rzeszą. W najprostszym ujęciu byli zdrajcami swojego narodu.

Twórczość E.M. Remarqua nie jest dobra dla tych, którzy świat widzą bez odcieni szarości. Prowokuje do zbyt wielu pytań, wielu wątpliwości. Autor przed wybuchem II wojny światowej wyemigrował z Niemiec, jego siostrę zamordowali naziści, książki były palone na stosach. Zadziwiające jak jego postępowanie oraz postępowanie bohaterów jego książek ocenili by prawdziwi “patrioci”, których tak wielu w ostatnich latach się ujawniło. W końcu był zdrajcą swojej ojczyzny oraz armii. A do tego Niemcem.

Noc w Lizbonie, dziś można odczytać jeszcze z innej perspektywy niż ćwierć wieku temu. Emigranci, ucieczka przed złem, rozbite rodziny, nadzieja na lepsze życie. To dzieje się wokół nas.

Wybrzeże Portugalii stało się ostatnim miejscem schronienia uchodźców, dla których sprawiedliwość, wolność i tolerancja znaczyły więcej niż ojczyzna i byt. Kto nie potrafił dotrzeć stąd do Ameryki, owej ziemi obiecanej, był zgubiony. Musiał się wykrwawić w dżungli odrzuconych wniosków wizowych, nieosiągalnych pozwoleń na pracę i pobyt, obozów internowania, biurokracji, wydany na pastwę samotności, obczyzny i potwornej powszechnej obojętności na los pojedynczego człowieka, nieodłącznego następstwa wojny, strachu i nędzy. Człowiek był w tym okresie nikim, ważny paszport — wszystkim

Wracam do książek przeczytanych przed laty. Większość nadal robi na mnie wrażenie. Noc w Lizbonie daje sporo miejsca do przemyśleń, a jednak nie podobała mi się (tym razem?) tak bardzo jak Czarny obelisk. Zbyt dużo tam egzaltacji, swego rodzaju teatralności. Okrągłych zdań wypowiadanych przez bohaterów, nierealnych w rzeczywistym świecie. Zdań, które można oczywiście zapisać, a później zrobić z nich internetowego mema, z jakimś banalnym widoczkiem w tle. O choćby takiego:

Noc w Lizbonie - memik

Prawda, że urocze? Wrzucamy na fejsika i szerujemy, szerujemy… Być może Remarque miał świadomość pewnej banalności swoich bohaterów, a może nawet swego rodzaju kiczu. W pewnym momencie jeden z nich mówi:

— Do diabła z wyważonym stylem! — stwierdziłem. — Banałów nigdy dość!

Noc w Lizbonie jest jak stary czarno-biały film o miłości w trudnych czasach. Może razić sztucznością. Z nieco egzaltowanymi bohaterami, którzy wygłaszają prawdy patrząc na siebie, opowiadając przy tym swoją historię. Gdyby to faktycznie był film, mielibyśmy głównie zbliżenia na twarze.

Ale od czasu do czasu książka uderza zdaniami wyjątkowo aktualnymi.

Zrywy narodowe są jak podnoszenie kamieni: przy okazji wypełza wszelkie robactwo, które znajduje wreszcie wielkie słowa, by przykryć swoją wulgarność.

Noc w Lizbonie, E.M.Remarque

Noc w Lizbonie, Erich Maria Remarque

Wyd.: Rebis, 2012

Tłum.: Ryszard Wojnakowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *