Głupcy umierają

Czy kiedykolwiek próbowałeś czytać jeszcze raz klasykę? Jezu, te stare pryki jak Hardy i Tołstoj, i Galsworthy mieli to z głowy. Po czterdziestu stronach puszczali sobie bąka. I wiesz dlaczego? Trzymali czytelników w garści. Za jaja. Nie podróżowali, bo któż by chciał mieć bąble na dupie od obijania się w tych powozach. W Anglii nie można było sobie nawet podymać. Może dlatego francuscy pisarze byli bardziej zdyscyplinowani. Francuzi byli przynajmniej za dupczeniem, nie tak jak te wiktoriańskie palanty. Pytam się, dlaczego facet mający telewizor i dom przy plaży powinien czytać Prousta?

Nigdy nie byłem w stanie przebrnąć przez Prousta, więc kiwnąłem zgodnie głową. Ale czytałem wszystko inne i nie był w stanie tego zastąpić telewizor czy dom na plaży.

– Mówią, że Anna Karenina to dzieło sztuki – ciągnął Osano. – Ten gówniany gniot. To dzieło pogardzającego kobietami chłopaczka z wyższych sfer. Nigdy nie ukazuje, co ta babka naprawdę czuje. Przedstawia po prostu konwencjonalny obraz czasów i miejsc. A następnie przez sto stron poucza, jak należy gospodarować na ruskiej farmie. Wpycha to tam, jakby kogokolwiek to obchodziło. A kogo, kurwa, obchodzi Wroński i cierpienia duszy jego? Jezu, nie wiem, kto gorszy: Ruscy czy Angole. Dla tych skurwieli Dickensa czy Trollope’a pięćset stron to małe piwo. Pisali, kiedy się zmęczyli pracą w ogrodzie. Francuzi przynajmniej są zwięźli. A ten pieprzony Balzac? Zabraniam! Zabraniam czytać dzisiaj tego drania.

Rozmawialiśmy z P. o moich powrotach do książek z przeszłości. I rozczarowaniach, jakimi okazali się Bracia Karamazow, Wilk stepowy, czy Gra w klasy. A może nie rozczarowaniach, co raczej zadziwieniu co siedziało w duszy młodego człowieka, któremu podobały się te wynurzenia. W przypadku dwóch ostatnich pozycji wynurzenia ludzi, przynajmniej dwukrotnie starszych. P. zapytał, czy znam Głupcy umierają Mario Puzo. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że nie znam nic. Tak, oczywiście wiem, że istnieje Ojciec chrzestny ale nigdy nie miałem ciekawości, żeby go czytać. Filmy znam raczej w strzępach. Z jakichś pojedynczych scen. Ale P. wspomniał scenę, którą dokładnie zacytowałem i zaintrygował mnie. Ocenę klasyków wypowiada Osana, największy żyjący pisarz amerykański. Prowokator, szowinista i birbant. Wypalony twórca marzący o literackim Noblu, piszący nieustająco dzieło życia. Wypowiada czasem sądy, być może kontrowersyjne, ale w gruncie rzeczy czasami całkiem interesujące, zwłaszcza gdy pomyśli się, że wiele osób boi się powiedzieć głośno własnej szczerej opinii o literaturze w ogóle, kryjąc się za frazesami, albo niby to specjalistyczną nowomową. Choć jego sądy dotyczą również kobiet, życia, związków. I są równie kontrowersyjne.

A sama książka Puzo? No cóż. Zgrabne rzemiosło. Dobrze się czyta. Czasem zdarzy się błyskotliwa myśl. Sporo smaczków o biznesie hazardowym, filmowym i światku pisarskim.  Ale zostanie mi w głowie przede wszystkim pewnie ten fragment dyskusji między Osaną a Merlynem. Oraz świetnie opisany proces jak człowiek z ideałami krok po kroku przeistacza się w cynicznego łapówkarza.

Głupcy umierają, M. Puzo

Głupcy umierają, Mario Puzo

Wyd.: Albatros, 2015

Tłum.: Jarosław Rybski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *