O pochodzeniu łajdaków

Zupełnie nieoczekiwanie przyszedł prezent. O pochodzeniu łajdaków Tomasza Wiśniewskiego. Byłem zaskoczony. Poleżał przez jakiś czas. Maleńki tomik prozy poetyckiej. W weekend sięgnąłem.

Nie mogę sobie zupełnie przypomnieć, kto powiedział, że miarą dorosłości jest moment, gdy przestajemy się dziwić. Wygląda na to, że jestem już zbyt dorosły. Przeczytałem kilka pierwszych miniatur, dokładnie jedną trzecią książki i czułem coś w rodzaju “już nie”. Bo nawet nie chodzi o znudzenie. Pewne zaskoczenia – w zamierzeniu autora – w gruncie rzeczy są bardzo banalne (“spadł mi z serca kamień, podniosłem go”). A budowanie absurdalnych sytuacji i surrealistycznych relacji, nie robiło na mnie najmniejszego wrażenia.

Po tych trzydziestu stronach zastanawiałem się, czy gdybym sięgnął teraz do Maxa Jacoba lub Borisa Viana to czy ich twórczość zrobiłaby na mnie dziś wrażenie. Na szybko nie mam jak sprawdzić. Całego posiadanego “Viana” pożyczyłem wiele lat temu i już nie wrócił. Zwłaszcza żal mi Czerwonej trawy, choć widzę, że na allegro jest za grosze. Poematy prozą Jacoba również dostępne od ręki. Moje skojarzenia mogą być nautralnie całkowicie błędne. Ale to nie ma większego znaczenia.

Wyrosłem z takich rzeczy?

O pochodzeniu łajdaków, T. Wiśniewski

O pochodzeniu łajdaków, Tomasz Wiśniewski

Wyd.: Wydawnictwo Lokator, 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *