Poniemieckie

Wracając niegdyś z Karkonoszy zatrzymaliśmy się z M. w pałacu w Wojanowie widocznym na zdjęciu ilustrującym tę notkę. Rozmawialiśmy wtedy o tej części naszej historii, o której niechętnie się wspomina. Chodzi o Ziemie Odzyskane, zostały włączone do Polski po II Wojnie Światowej w konsekwencji traktatu jałtańskiego. Pałac w Schildau, bo tak zwał się Wojanów przed 1945 rokiem istniał od XVII wieku. Ostatnimi właścicielami byli konsul dr Kurt Effenberger z Wrocławia i Wilhelm Kammer. Z notki w wikipedii wyczytamy, że po 1945 roku w pałacu i folwarku znajdował się PGR. Obecnie pałac jest własnością prywatną, mieści się w nim kompleks hotelowo-konferencyjny”. Nie wyczytamy tam jednak, że stało się z nim to co z wieloma poniemieckimi rezydencjami, został splądrowany, ograbiony, a ostatecznie niszczał, bez koniecznych remontów i zainteresowania mieszkańców (robotników rolnych). Z oryginalnych elementów i wystroju nie zostało praktycznie nic.

Ucieszyłem się na wieść, że wyszła książka zajmująca się tą częścią naszej historii. Poniemieckie napisała germanistka i polonistka Karolina Kuszyk.

Porwała mnie na początku, językiem, opowieścią, w której autorka wplata własne doświadczenie. W każdym jej słowie widać pasję i pracę włożoną w ten projekt. Badanie historii przedmiotów, budynków, przez pryzmat tych, którzy przejęli “poniemieckie”. Poczucie tymczasowości sporej części, bo może “niemiec wróci” i odbierze, przekładało się na brak remontów, czy po prostu zwykłej dbałości. Więc niszczało, same zaś pamiątki, sprzęty, obrazy często uwierały nowych posiadaczy. Poza tymi, którzy szabrowali i okradali mieszkania, wille i wywozili rzeczy na handel do innych części Polski. Dla części czytelników, tych szafujących patriotyzmem, wszędzie tam, gdzie mówi się o niezbyt chwalebnych kartach z przeszłości, uwierać będą historie o grasujących bandach, korupcji, przemocy przy zajmowaniu mieszkań.

Żałuję jednak, że w miarę lektury maniera autorki staje się nieznośna. Zaczynają się popisy narracyjne, które męczą i nużą. Czasem niewiele znacząca opowieść oplatana jest dziesiątkami anegdotek, dykteryjek, przemyśleń, odwołań. Za dużo tego. Historia miesza się z osobistymi wstawkami, które momentami przyćmiewają główny zamysł. 

Doceniam ogrom wykonanej pracy, przebijania się przez dokumenty, źródła, ale mam wrażenie, że Karolina Kuszyk chce zmieścić wszystko o czym się dowiedziała. Nie tnie, nie rezygnuje, tylko opowiada, i opowiada i opowiada. Czasem jedna dygresja, poprzedza kolejną. Niektóre wstawki wydają się zbędne (np. historia słoików weck). Czułem się trochę, jak w obecności gawędziarza, który przeżywa swoją historię i z pasją o niej mówi, ale nie zauważa, że szczegółowość zaczyna nużyć słuchaczy, i nawet zręczny język nie zatrzymuje tego znużenia, a z czasem zaczyna irytować.

To wszystko sprawia, że w jednej trzeciej całości zaczynam już tylko przeglądać poszukując ciekawych faktów, zatrzymując się na dłużej, gdy coś zwróci moją uwagę. Tak jest choćby w wątku poszukiwania skarbów przez Polaków i wielkiego rozczarowania, gdy ukryte artefakty okazują się przedmiotami codziennego użytku (moździerze, żelazka). Podobnie kwestia likwidowania cmentarzy niemieckich, i przy okazji żydowskiego w Słubicach. Ale już rozdział o poszukiwaniach “złotego pociągu”, będący w gruncie rzeczy przypomnieniem całej medialnej historii sprzed kilku lat, jest w swojej szczegółowości zupełnie niepotrzebny. Jakby na siłę doklejony.

Szkoda trochę tej książki.

Poniemieckie, K. Kuszyk

Poniemieckie, Karolina Kuszyk

Wyd.: Czarne, 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *