Archiwa tagu: społeczeństwo

Dziewczyństwo

Początek roku i mam już pierwszą kandydatkę do tytułu najważniejszej książki. Dziewczyństwo Melissy Febos. Kupiłem ją kilka miesięcy temu, z ciekawości, bo lubię poznawać perspektywy zupełnie inne, odmienne. Bo próbuję zrozumieć to co dzieje się we współczesnym świecie, również w pewnych trendach związanych z feminizmem. Ponieważ jestem jednak zmęczony zerojedynkowym postrzeganiem świata (wszystko co złe to patriarchat, a wszystko co dobre pochodzi od kobiet), to wciąż odkładałem Dziewczyństwo na później. W końcu nie wiedząc co wybrać sięgnąłem po nią. Czytaj dalej Dziewczyństwo

Superniania kontra trzyletni Antoś

Nie oglądam reality show. Krępują mnie od samego początku, gdy pojawił się w naszej przestrzeni Big Brother. Dziwiła mnie niegdyś ta potrzeba pokazywania się z nie zawsze najlepszej strony, bezkrytyczne wystawienie się na osąd szerokiej publiczności, choć rozumiałem, że dla wielu osób pojawienie się w telewizji jest jakimś marzeniem. Później czasy się zmieniły, telewizja zaczęła tracić na prestiżu i oglądalności. Pojawiły się media społecznościowe i okazało się, że ludzie mają potrzebę pokazania się. Co więcej to nie był jakiś margines tylko stało się masową potrzebą i koniecznością. A im głupiej tym lepiej. Jest oglądalność, są kliki, jest i kasa, a jeśli nie to chociaż chwilowa sława.

Po Big Brother przychodziły kolejne programy, głupsze, mądrzejsze, wyśmiewające, dla rozrywki i w tym całym zalewie pojawił się program Superniania. Od początku był dla mnie nie do obrony. Pokazywanie dzieciaków w sytuacjach dla nich trudnych, niekomfortowych, krępujących powodowało, że naturalne było pytanie – no dobra, ale co z nimi w przyszłości? Wiadomo, jacy są rówieśnicy i często dorośli. Jak mogą się wyśmiewać, pogardzać, przypominać krępujące sytuacje. Marketingowa otoczka i zapewnienia twórców programów, że zapewniona jest rodzinom opieka psychologiczna, że rodziny się same zgłaszały i godziły, to powiedzmy wprost – bullshit. Jest to równoznaczne z pokazywaniem światu zdjęć, filmików konkretnych dzieci w sytuacjach naprawdę krępujących. Wiemy, że dzieci płaczą, krzyczą, rzucają się na ziemię, są niesforne, agresywne, ale to nie powód, żeby w tych sytuacjach je filmować i wystawiać na ocenę całego świata, w tym również rówieśników. Czytaj dalej Superniania kontra trzyletni Antoś

Klara i słońce

Bardzo to dickowskie! – myślałem sobie coraz bardziej wchodząc w świat stworzony przez Kazuo Ishiguro w powieści Klara i słońce. Bliżej niokreślona przyszłość, zarysowany tylko świat, którego składowych możemy się tylko domyślać (lub sobie dowyobrazić) – selekcjonowani ludzie poddani edycji genów, żeby jak najlepiej wykorzystać ich umiejętności i podatności. Gorsza część, nie podlegająca tym manipulacją i pozbawiona szans na karierę. Pewna klasowość będąca tego wynikiem oraz coraz bardziej samoświadome roboty. Czytaj dalej Klara i słońce

Nowa praca Świętego Mikołaja

Dziwna sprawa z tymi książkami dla dzieci. Niby są dla dzieci, ale nie do końca są. A czasami może nawet zupełnie nie są. Pod przykrywką, niby zabawnej historii jest coś znacznie więcej. 

Tuż przed świętami na LinkedIn trafiłem wpis Jakuba Iciaszka pod ogólnym hasłem “powiedz STOP dyskryminacji ze względu na wiek”. Chodziło o rynek pracy i specyficzną grupę młodych rekruterek, które podczas rozmów o pracę z dużym dystansem patrzą na osoby 40+. W dyskusji, jaka rozwinęła się pod tym wpisem wynikało, że nie jest to doświadczenie jednostkowe.

Biorę do ręki książkę, którą dostałem w prezencie Nowa praca Świętego Mikołaja Michele D’Ignazio i mam wrażenie, że oto dostaję komentarz do dyskusji na LinkedIn. Czytaj dalej Nowa praca Świętego Mikołaja

Shuggie Bain

Niesłychanie przygnębiająca jest ta książka. Z każdą stroną jest ciężej i gęściej. Zastanawiamy się, czy w ogóle jest wyjście z tej matni. Gdy kilka miesięcy temu sięgnąłem po Shuggie Bain Douglasa Stuarta, odłożyłem po kilku chwilach. Nie grała mi językowo. Miałem wrażenie, że kolejna nagrodzona i modna pozycja, która po prostu nie jest dla mnie. Ponownie dałem jej szansę teraz i było zupełnie inaczej.  Czytaj dalej Shuggie Bain

Przypomnimy to panu hurtowo

Trafiłem jakiś czas temu na film Władcy umysłów (reż.George Nolfi) i w pewnym momencie miałem wrażenie, że choć nie był jakoś wybitny, to miał wybitnie dickowską atmosferę. Okazało się, że faktycznie powstał na podstawie opowiadania Philipa Dicka z 1953 roku – Ekipa dostosowawcza (oryginalny angielski tytuł filmu jest zbliżony Adjustment Bureau). Udało mi się namierzyć, że opowiadanie znalazło się w zbiorze pod tytułem Przypomnimy to panu hurtowo.

Blisko trzydzieści opowiadań z początku lat 50. Różnych, kilka z nich ciekawa, bo w atmosferze grozy i fantasy raczej niż technologii, ale w zasadzie o każdym można powiedzieć, że ma ten charakterystyczny rys – język, atmosfera, a przede wszystkim stawiane pytania i problemy. Uderzyło mnie to, że nawet w tych mniej udanych opowiadaniach, czy powieściach (choćby niedawno czytana Labirynt śmierci) nie ma tak bardzo znaczenia fabuła i prezentowany świat. On jest tylko w pewnym zarysie i stanowi tło do rozważań o człowieczeństwie, wolnej woli, granicach między życiem a technologią. Siedemdziesiąt lat temu to jednak było wizjonerskie. Gdy przypominam sobie czytane książki S-F z tego okresu (choćby Ostatni brzeg czy Przestrzeni! Przestrzeni!,) to one zestarzały się dlatego, że autorzy nie bardzo potrafili stawiać uniwersalne pytania. Przedstawiali swoją wizję przyszłości, bardzo ograniczoną widzeniem świata przez pryzmat aktualnych dla nich problemów. Niby u Dicka jest podobnie – pamięć niedawnej wojny, obawy przed wybuchem kolejnej, zagrożenie ze strony Rosjan, ale tam w centrum jest człowiek ze swoimi paranojami i niepewnością co do tego, co jest realne, a co nie, i kim ja tak naprawdę jestem. Nie ma znaczenia, że u Dicka są humanoidalne roboty, a nie technologie, z których faktycznie dziś korzystamy i ułatwiają nam życie (wszelkiego rodzaju “asystenci”) i trudno to uznać za wizjonerstwo, niemniej wizjonerstwem było zrozumienie, że nasze lęki i obawy specjalnie się nie zmienią, będą musiały się tylko zmierzyć z nowymi okolicznościami.

W przedmowie do tego zbiorku zacytowano wypowiedź autora z wywiadu udzielonego w 1974 roku.

Sądzę, że paranoja pod pewnymi względami stanowi współczesne rozwinięcie pierwotnego wrażenia trwale zakodowanego u niektórych – zwłaszcza drobnych – typów zwierzyny, mianowicie poczucia, że jesteśmy nieustannie obserwowani… Według mnie paranoja to atawizm. Jest to przewlekłe zjawisko, które występowało w nas dawno temu, kiedy my – czy też nasi przodkowie – byliśmy bezbronni wobec drapieżników, co wywoływało wrażenie ciągłego i bliskiego zagrożenia…

Owo wrażenie często towarzyszy moim bohaterom. Czyli po prostu zatawizowałem ich społeczeństwo. 

I to faktycznie jest klucz do niemal całej jego twórczości. Podlany późniejszymi problemami psychicznymi autora i doświadczeniami z różnego rodzaju używkami. 

Czytam te kolejne opowiadania i mam wrażenie, że każde z nich mogłoby być inspiracją do dziesiątków filmów. Mam przekonanie, że nad  Black mirror, czy Miłość, śmierć, roboty unosi się duch Philipa Dicka, nawet jeśli nie są to bezpośrednie inspiracje.

[Foto: Kadr z filmu Władcy umysłów]

Przypomnimy to panu hurtowo, Ph. K. Dick

Przypomnimy to panu hurtowo, Philip K. Dick

Wyd.: Prószyński i S-ka, 1998

Tłum.: Magdalena Gawlik

Matka noc

Zaskakującą rzeczą w klasycznym umyśle totalitarnym jest to, że każdy tryb, choć uszkodzony, może mieć na swoim obwodzie ciąg nieuszkodzonych zębów, nienagannie utrzymywanych i działających. Stąd diabelski zegar z kukułką chodzi idealnie przez osiem minut i trzydzieści trzy sekundy, potem skacze o czternaście minut do przodu, idealnie odmierza czas przez sześć sekund, skacze o dwie sekundy, chodzi idealnie przez dwie godziny i jedną sekundę, potem skacze o rok.

Tymi brakującymi zębami są oczywiście proste, oczywiste prawdy, najczęściej dostępne i zrozumiałe nawet dla dziesięciolatków.

W gruncie rzeczy zdania powyższe są niemal powieleniem tego co w 1938 roku pisał Herman Rauschning opisując idee NSDAP (Rewolucja nihilizmu).

Im więcej sprzeczności zawiera właściwa doktryna, im bardziej jest irracjonalna, tym lepiej, tym ostrzejszych nabiera profilów. To tylko, co jest pełne sprzeczności jest pełne życia. Partia narodowo-socjalistyczna wie o tym, że jej zwolennicy ciążą jedynie ku poszczególnym hasłom, że masa nigdy nie zdoła ogarnąć całości.

Jak podsumowuje dalej Kurt Vonnegut – autor pierwszego pochodzącego z wydanej w 1961 roku powieści Matka noc:

Dzięki temu Rudolf Hoess, komendant Auschwitz, mógł w obozowych głośnikach przeplatać wspaniałą muzykę wezwaniami po nosicieli trupów…

Czytaj dalej Matka noc

Opowiadania z Doliny Muminków

Było to w owym czasie, dawno temu, kiedy Tatuś Muminka, nic nie wyjaśniając, opuścił dom i sam nawet nie wiedział, dlaczego musiał tak postąpić. Mama powiedziała potem, że przez długi czas był dziwny, ale najprawdopodobniej nie dziwniejszy niż zawsze.

Czytam – teoretycznie przeznaczone dla dzieci – Opowiadania z Doliny Muminków i w każdym kolejnym zastanawiam się, jak współczesny świat mógłby “zdiagnozować” kolejne postaci tworzone przez Tove Janson. Spektrum autyzmu, zaburzenia lękowe, kryzys wieku średniego (to diagnoza popkulturowa), depresja oraz wiele, wiele innych zachowań i przeżyć charakterystycznych dla dzieci, nastolatków, dorosłych.  Czytaj dalej Opowiadania z Doliny Muminków

Labirynt śmierci

Czterdzieści cztery powieści oraz ponad setka opowiadań napisanych przez Philipa Dicka, sprawiają, że co jakiś czas mogę wylosować sobie, którąś, której jeszcze nie czytałem i wystarczy mi jeszcze na wiele lat. Przychodzi czasem ten moment, gdy mówię “czas na P. Dicka”. Mógłbym oczywiście spróbować przypomnieć sobie, albo zobaczyć z nowej perspektywy choćby Człowieka z Wysokiego Zamku, ale wciąż tego nie zrobiłem. Tym razem padło na Labirynt śmierci Czytaj dalej Labirynt śmierci

Bogactwo i nędza narodów

Rewolucja przemysłowa ściślej połączyła świat, sprawiła, że się skurczył i bardziej ujednolicił. Ta sama rewolucja podzieliła jednak nasz glob, oddalając od siebie zwycięzców i przegranych.

Blisko trzydzieści lat to jednak kawał czasu jeśli chodzi o książki dotyczące historii w kontekście ekonomii i tego, jakie czynniki odpowiedzialne są za to, że pewne kraje się bogacą i tworzą zamożne społeczeństwa, inne zaś przez dekady a nawet wieki tkwią w ubóstwie i nie widać szans na poprawę. Pozornie taki cel ma książka Davida Landesa Bogactwo i nędza narodów. Pozornie, bo przez większość lektury zastanawiałem się, czy Landes – historyk i ekonomista – próbuje faktycznie odpowiedzieć na takie pytanie?; znaleźć klucz do tego, co zrobić, by państwo zwyciężyło, czy może nieustannie przypomina nam – nie ma odpowiedzi. Nie istnieje zbiór zasad, schematów, przepisów dotyczących biznesu, rządów, kultury, prawa, które można by zastosować w dowolnym miejscu na świecie i czekać, aż wszystko pójdzie dobrze. Wręcz przeciwnie. Autor zdaje się pisać – możecie to zrobić, a i tak nie ma najmniejszej gwarancji na sukces. Czytaj dalej Bogactwo i nędza narodów