Przezroczysta kropla deszczu spadała z nieba przez ciemność w stronę migoczących świateł portowego miasta. Zimne porywy wiatru z północnego zachodu rzuciły ją nad wyschnięte łożysko rzeki, przecinające miasto wzdłuż, i pognały nad nieczynną linię kolejową, przecinającą miasto w poprzek.
Przeczytałem te dwa pierwsze zdania i wiedziałem już, że łatwo nie będzie. W zasadzie mogłem już przestać, zwłaszcza, że dalej nie było lepiej.
Kropla deszczu z przezroczystej zmieniała się w coraz bardziej szarą, w miarę jak przebijała się przez sadze i trucizny unoszące się nad miastem niczym stała pokrywa z mgły, mimo że w ostatnich latach fabryki po kolei zamykano.
Przypomniałem sobie Hłaskę…
Przeczytałem zdanie: „Śnica zapuścił sępie spojrzenie swoich źrenic w jej duszę”. Poczułem się zwolniony na zawsze z obowiązku czytania Żeromskiego.