Archiwa tagu: historia

Wyniosłe wieże

Wyniosłe wieże Lawrence’a Wrighta to niezwykle szczegółowy (momentami nawet za bardzo) obraz powstania Al-Kaidy, życia Osamy Bin Ladena i tworzenia się islamskich ruchów terrorystycznych w drugiej połowie II wieku.

W zasadzie lektura tej książki pokazuje jak wielki galimatias wiąże się z naszym (zachodnioeuropejskim) postrzeganiem islamu. Powstanie radykalnych grup nie było wcale kwestią biedy czy braku edukacji. Pierwszymi buntownikami, później zaś wzorami i mistrzami byli wykształceni lekarze, inżynierowie, nauczyciele. Przepełniała ich wiara i zasady, w których wyrastali. Wielu z nich opowiadało się przeciwko przemocy, jednak z czasem naginali swoje przekonania do wyższych celów. Pod wpływem realnych lub wymyślonych wrogów. W imię honoru, obrony wiary, kultury. Czytaj dalej Wyniosłe wieże

Mesjasze

Uświęcone konwencje, pietyzm, względy moralne, wychowawcze… Bo u nas szkoła nie kończy się w szkole. Klątwa dydaktyzmu ciąży nad wszystkim, okrawa życie.

Na nikim to tak nie zaważyło, jak na Mickiewiczu. Zyskał on w naszej literaturze stanowisko wyjątkowe, stał się symbolem woli życia narodu. Pisma jego stały się Pismem świętym. Pielgrzymowano do jego trumny jak do trumny nieznanego żołnierza. Ale czy nie było w tym niebezpieczeństwa, że przy tym trybie stanie się nieznanym poetą?

Był przez wiek cały naszym sztandarem. Toteż wszystkie partie wyciągały ręce po ten sztandar, aby go sobie przywłaszczyć. Wykręcano go, okrawano, czytano go z intencją wyczytania tego, co się chce.

Mickiewicz, można powiedzieć, nigdy nie należał — nie mógł należeć — do „normalnej” historii literatury.

[…]

Są tedy znaki na niebie i ziemi świadczące, iż trzeba może odnowić nasz stosunek do naszego największego poety, do największego cudu, jakiego kiedy było świadkiem polskie życie. Jakie do tego celu obrać środki, niech inni mądrzejsi radzą. Ja, skoro mnie wezwano, przedstawię moje skromne propozycje:

Wezwać naszych społeczników, polityków, moralistów, bakałarzy, aby — tak samo jak bolszewicy zwracają nam nasze skarby sztuki — zwrócili, bodaj na jakiś czas, Mickiewicza literaturze.

Zburzyć wszystkie pomniki Mickiewicza, odlać z nich wielką armatę i nabić w nią pewną ilość jego komentatorów. Tadeusz Boy-Żeleński, Ludzie żywi

Poszukiwałem tej książki od dawna. Na portalach aukcyjnych osiąga wysokie ceny, w okolicznych bibliotekach była nie do dostania (wypożyczona dawno temu i nie zwrócona), aż w końcu MAM!

Zanim w końcu wpadła w moje ręce wiedziałem, że dostępne są inne książki György Spiró, ale każdorazowo ich objętość mnie skutecznie odstraszała. Nie przepadam już za tomiszczami, które zajmują mi zbyt dużo czasu.

Ale w trakcie lektury tej upolowanej moje zainteresowanie pozostałymi powieściami Spiró systematycznie rosło.

Mesjasze to niejako odpowiedź na zawołanie Boya z 1929 roku. Przekłuć ten nasz balon nadęcia, pokazać ludzi żywych, a nie posągi z brązu. Niestety zrobił to Węgier, więc jeśli ktoś pokazuje nam nasze wady, to niemal z automatu staje się polakożercą. Taki zarzut padł przy jego książce Iksowie z ust Jerzego Roberta Nowaka, który w 1981 roku nie dopuścił do wydania jej w polskim przekładzie, a co więcej doprowadzono do zakazu korzystania przez niego z polskich archiwów. Czytaj dalej Mesjasze

Narodowe czytanie Boya-Żeleńskiego (2)

Nie spodziewam się, żeby w najbliższej dekadzie (a pewnie i dłużej) Tadeusz Boy-Żeleński doczekał się uhonorowania „Narodowym Czytaniem”. Kontynuując więc własną tradycję, zostawię tu garść fragmentów z felietonów zebranych w zbiorze Marzenie i pysk opublikowanych w latach 1916-1930. Mogą wielcy okroić Żeromskiego, to i ja maluczki wykroję coś z Boya. Aktualnego, choć sto lat zaraz stuknie. Czytaj dalej Narodowe czytanie Boya-Żeleńskiego (2)

Rewolucja nihilizmu

Wspomniał o tej książce Huxley w Nowym wspaniałym świecie 30 lat później gdy opisywał cechy propagandy w państwach dyktatorskich. Zacytował go w kontekście znaczenia, jakie miały marsze w nazistowskich Niemczech.

Owe wieczne marsze po nocy, owe przemarsze wspólnoty narodowej wydawały się niedorzecznym marnotrawieniem sił i czasu. Dopiero znacznie później i w tym również dostrzeżono wyrafinowaną wolę, dobrze umiejącą dostosować środki do przyświecającego jej celu. Maszerowanie odwraca uwagę. Maszerowanie zabija myśli. Maszerowanie niweczy indywidualność. Maszerowanie jest niedającym się zastąpić, cudownym obrzędem, służącym do tego, aby przy pomocy mechanicznego rytuału oswoić się ze wspólnotą narodową i wprowadzić ją w sferę podświadomości.

To było intrygujące. Brzmiało niesłychanie podobnie do tego, co działo się w ostatnich latach w Polsce, choć nie chodzi oczywiście o marsze wojskowe, ale o pewne comiesięczne rytuały. Być może mające na celu oswojenie ze wspólnotą narodową. Kto wie?

Rewolucja nihilizmu powstawała od 1936 roku, pierwsze wydanie ukazało się jesienią 1938 roku. Udało mi się kupić wydanie polskie z 1939 roku bazujące na piątym już wydaniu, do którego przedmowa została napisana w czerwcu tego samego roku. Swoją drogą fascynujące jest to od strony wydawniczej – niemiecki oryginał został w zasadzie ekspresowo przetłumaczony i wydany. Czytaj dalej Rewolucja nihilizmu

Nowy wspaniały świat 30 lat później

W drugiej połowie XX wieku nie podejmujemy żadnych usystematyzowanych działań związanych z reprodukcją naszego gatunku, a rozmnażając się w przypadkowy i niekontrolowany sposób, nie tylko doprowadzamy do przeludnienia, ale wygląda na to, że również obniżamy jakość biologiczną rosnącej rzeszy mieszkańców Ziemi. W dawnych, okrutnych czasach dzieci obciążone poważnymi, a nawet lekkimi wadami wrodzonymi rzadko przeżywały. Dzisiaj, za sprawą higieny, nowoczesnych środków farmakologicznych i świadomości społecznej takie dzieci dożywają wieku dojrzałego i przekazują dziedziczne ułomności swojemu potomstwu. […]

Mimo nowych, cudownych leków i lepszej opieki medycznej (a poniekąd właśnie z ich powodu) stan zdrowia ogółu ludzkości nie będzie wykazywał oznak poprawy, a nawet może ulec pogorszeniu.

[…]

A co z upośledzonymi od urodzenia osobnikami, których współczesna medycyna i opieka społeczna utrzymują przy życiu, aby mogli wydawać na świat podobnych sobie? Oczywiście wspieranie pokrzywdzonych przez los jest szlachetne. Ale nie można tego powiedzieć o masowym obciążaniu naszych potomków efektami niekorzystnych mutacji i o stopniowym skażaniu puli genetycznej, z której będą korzystali przedstawiciele naszego gatunku. Stoimy na rozdrożu dylematu etycznego i musimy zaangażować całą naszą inteligencję i dobrą wolę, żeby znaleźć jakieś pośrednie wyjście.

No i tak! Jeden z najważniejszych autorów mojej młodości zwolennikiem eugeniki? Nowy wspaniały świat przeczytany powtórnie po kilku dekadach okazał się rozczarowaniem. Z jednej strony strasznie mnie korci, ale też nie chcę aż tak bardzo pozbawić się złudzeń i nie sięgam do Filozofii wieczystej, która w czasach licealnych była dla mnie bardzo ważnym źródłem przemyśleń i budowania tożsamości. Mimo zawodu jakim okazała się dystopia Huxleya sięgnąłem z zaciekawieniem, po książkę, o której istnieniu w ogóle nie wiedziałem, a chyba dopiero teraz po raz pierwszy ukazała się w rodzimym tłumaczeniu sześćdziesiąt lat po ukazaniu się od oryginału. Nowy wspaniały świat 30 lat później. Raport rozbieżności. Aldous Huxley napisał ten zbiór esejów pierwotnie na zamówienie dziennika “Newsday”. Miały one w opisywać metody, za pomocą których jakiś dyktator mógłby manipulować ludźmi. Jednak faktycznie stał się próbą oceny tego, które wizje z Nowego wspaniałego świata potencjalnie mają szansę się zrealizować lub ocena tego, czy już to nastąpiło. Czytaj dalej Nowy wspaniały świat 30 lat później

Najlepsi. Kowboje, którzy polecieli w kosmos

Tom Wolfe należy do grupy znanych autorów, których książek nie czytałem, choć kiedyś bardzo chciałem, i o których przypominam sobie raz na jakiś czas. Przez krótki moment szukam jego książek (przede wszystkim Ognisko próżności/Fajerwerki próżności), nie znajduję, zapominam i tak trwa to od lat. W 2015 roku wydawnictwo Albatros zapowiadało wydanie kolejnych jego powieści (w tym Fajerwerków), ale cała inicjatywa zatrzymała się na na dwóch książkach. I tak się nawzajem mijamy.

I znów niedawno o Wolfem rozmawiałem z A. Dał mi cynk, że w ebooku ukazała się powieść Najlepsi. Kowboje, którzy polecieli w kosmos, wydana lata temu pod tytułem S-Kadra w tłumaczeniu Jana Kraśko. Czytaj dalej Najlepsi. Kowboje, którzy polecieli w kosmos

Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej)

Dorośli z dziećmi i bez dzieci, młodzież i starcy, mieszkańcy Levic i ludzie z okolicznych wsi, Węgrzy, Słowacy, Czesi, Cyganie, rodzina NIemca Barthla i Bułgara Rankova. Byli tu demokraci, liberałowie, konserwatyści i monarchiści, socjaliści, nacjonaliści, komuniści i faszyści.

[…]

Widzisz, to jest Europa Środkowa. Kiedy Niemcy zajęli Czechy to w drugiej części kraju powstało Państwo Słowacki, ale Levice nagle już nie znajdowały się tam, ale na Węgrzech. Da się to zrozumieć?

Lata 1938-1968 to nie jest najszczęśliwszy czas w dowolnym kraju Europy Środkowej. II wojna światowa, władza komunistów, zależność od Związku Radzieckiego, zamknięte granice, cenzura, szykany, antysemityzm – najpierw nazistowski, później powojenny. Pavel Rankov dedykuje swoją powieść między innymi “całej tej straconej generacji, która musiała wszystko przeżyć na własnej skórze”. Paradoksalnie jednak Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej) to niesłychanie ciepła historia o miłości, lojalności i przyjaźni w tych bardzo trudnych czasach. Sam pomysł banalny, a zarazem świetny. Akcja rozpoczyna się 1 września 1938 roku, poznajemy trójkę głównych bohaterów – Petra, Honzę i Gabriela oraz obiekt ich namiętności Marię. Ów pierwszy września stanowi łącznik całej historii, kolejne rozdziały stanowią fotografię z 1 września w kolejnych trzydziestu latach. Na początku powieści konsekwentnie, później już nieco mniej – ten czas zaczyna się rozciągać. Szkoda, bo w pewnym momencie przez to wszystko historia traci impet. Pojawiają się niepotrzebne wątki i dywagacje. To jednak nie ma znaczenia, bo całość, jak już napisałem jest wyjątkowo ciepła. Czytaj dalej Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej)

Największy bogacz wszech czasów

W 1440 Fryderyk, będący głową dominującego wówczas rodu Habsburgów i najstarszym krewnym Albrechta II, został cesarzem. W Niemczech cieszył się poparciem, wpływowej i niezmiernie bogatej, bankierskiej rodziny Fuggerów (w Polsce znanych jako Fukierowie). Zgodnie z interesem kupców popierał rozwój handlu.

Powyższa informacja dotycząca Fryderyka III Habsburga pochodzi z wikipedii, ale brzmi podobnie jak wiele innych notek o władcach i królach. W zasadzie ten krótki zwrot “cieszył się poparciem wpływowej rodziny” niewiele mówi. A na pewno nie można z niej odczytać, że gdyby nie Jakub Fugger, Fryderyk mógł nie być znaczącym władcą. Podobnie jak jego syn i następca Maksymilian I oraz król Hiszpanii Karol V. Swoją pozycję i potęgę, zawdzięczali w dużej mierze Jakubowi Fuggerowi, przedsiębiorcy zajmującemu się początkowo handlem tekstyliami, zaś wraz ze wzrostem własnego majątku udzielającego pożyczek możnowładcom. Czytaj dalej Największy bogacz wszech czasów

Życie przecięte. Opowieści pokolenia Marca

W przedwojennej epoce moich rodziców na pytanie: „Kim pan jest?”, wystarczyłoby, bym odpowiedział: „Moi rodzice pochodzili z Krakowa, ze zasymilowanej żydowskiej rodziny, w pewnym momencie przyjęli chrzest” – i wszystko dalej byłoby zrozumiałe. Zrozumiałe byłoby, że mimo przyjęcia chrztu oni głównie obracali się w otoczeniu żydowskim, zrozumiałe byłoby, że potem musieli się ukrywać w czasie wojny. Ale tu, w Ameryce, kiedy ktoś pyta mnie: „Kim pan jest”, to ja zupełnie nie wiem, jaką dać odpowiedź, żeby zrozumiał! Czy opowiadać o tym, że w powojennym domu mojego dzieciństwa w Warszawie wśród dwanaściorga przyjaciół rodziców przychodzących na naszą tradycyjną Wigilię Bożego Narodzenia przynajmniej dziesięcioro było Żydami (i wcale nie wychrzczonymi!), ale w tym gronie o żydowskich świętach nie pamiętał nikt i obchodzenie żydowskich świąt byłoby dla tych ludzi nie do pomyślenia? Czy o tym, że mój żydowski ojciec bardzo entuzjastycznie i patriotycznie przeżywał odzyskanie przez Polskę niepodległości w osiemnastym roku, mimo że niepodległość ta przynosiła zarazem ogromny wzrost antysemityzmu? Czy jeszcze mam nadmienić, że także z kulturą niemiecką więzy moich rodziców były silne, że przed pierwszą wojną rodziny obojga były bardzo związane z monarchią austro-węgierską, że moja matka była pół wiedenką i jej pierwszym językiem był niemiecki, że mój ojciec walczył w czasie pierwszej wojny jako oficer austriackiej armii, a ojca stryj był austriackim generałem…

I czy w ogóle człowiek, który mi w Ameryce zadaje proste tu i trochę szufladkujące pytanie: „Czy pan jest Żydem?”, będzie w stanie wyobrazić sobie skalę tego krzyżowania się kultur, przywiązań i przynależności w moich rodzicach? I czy dostrzeże wewnętrzne rozterki stąd wynikające?

Różnorodność. To pierwsze słowo które się nasuwa w trakcie lektury książki Joanny Wiszniewicz Życie przecięte. Opowieści pokolenia Marca. Jeśli ktokolwiek ma jakiś archetyp Żyda, to koniecznie powinien tę książkę poczytać. Jeśli ma zamiar mówić, “a bo wszyscy Żydzi to…” to równie dobrze może od dziś mówić “a bo wszyscy Polacy to złodzieje” (jak to miało miejsce w Niemczech na początku lat 90. XX wieku), albo “a bo wszyscy Polacy to kombinatorzy”. Czytaj dalej Życie przecięte. Opowieści pokolenia Marca