Archiwa tagu: dzieciństwo

Historia Opal

Tak mi się myśli, że żyję sobie w świecie ciekawości.

Trafiłem już jakiś czas temu na wpis Filipa Łobodzińskiego, który opowiadał o pracy nad tłumaczeniem nowej książki. Nowej lecz starej, bo chodziło o rzecz napisaną na początku XX wieku. Jak napisał wówczas (we wrześniu 2020) tłumacz, od lat chciał przetłumaczyć ten niesłychany pamiętnik siedmioletniej dziewczynki – Opal Whiteley na język polski.

Miałem gdzieś w zakamarkach pamięci jego zaangażowanie i zachwyt nad tą książką, co dla mnie jest często wystarczającym powodem, żeby sięgnąć do lektury, choćby był to najbardziej odległy gatunek od tego, co zwykle czytuję.

Niedawno przeczytałem zapis jeszcze wcześniejszej (2018) rozmowy z Filipem Łobodzińskim, a tam takie słowa

Postawiłem sobie za cel, że kiedyś siądę do książki, którą mieliśmy razem z Marysią przetłumaczyć. To książka napisana przez siedmioletnią dziewczynkę, która żyła w absolutnej symbiozie z przyrodą. Już jako dorosła osoba trafiła do szpitala psychiatrycznego, bo nikt jej nie wierzył, że to napisała, kiedy była dziewczynką. Nie wyszliśmy z Marysią poza pierwszy akapit. Nie zdążyliśmy. Jednak to, co zrobiliśmy, bardzo nam dobrze wyszło. Marysia miała świetne ucho do języka dzieci.

I tak Historia Opal. Pamiętnik rozumiejącego serca trafił w moje ręce. Moja żona, gdy zobaczyła okładkę, zapytała czy kupiłem sobie jakiś romans. Czytaj dalej Historia Opal

Widziałem pięknego dzięcioła

Książki muszą mieć swój czas. Kupuję ich sporo, odkładam na półki i czekają. Czasem o nich zapominam, czasami gdzieś w głowie mam jakiś tytuł i obiecuję sobie, że jak najszybciej po niego sięgnę. W każdym razie zwykle po zakupach je odkładam. Nie przeglądam, nie kartkuję, patrząc, czy mi się spodoba.

Widziałem pięknego dzięcioła Michała Skibińskiego kupiłem parę miesięcy temu. Historię książki opowiedział mi bratanek autora i w zasadzie to wystarczyło. Czytaj dalej Widziałem pięknego dzięcioła

Wchodzi koń do baru

– Nie jestem właściwym targetem. Wszystkie te zabawy, żarty, śmichy-chichy to nie dla mnie, nie na moją głowę i nie na mój wiek. Przykro mi. […] Nie zrozum mnie źle. Jestem pewien, że mnóstwo ludzi uwielbia tego rodzaju rozrywkę, nikogo nie oceniam, każdy ma prawo lubić, co mu się podoba…

W zasadzie zgadzam się z taką oceną stand-upu, jaką wyraził jeden z bohaterów powieści Dawida Grosmana Wchodzi koń do baru. Czasem coś obejrzę, może nawet się roześmieję, ale generalnie nieco mnie nuży pewna powtarzalność i banalność chwytów w tej formie rozrywki, zasadzająca się głównie na wulgaryzmach.  Jak stwierdza ów bohater nic na to nie poradzę, że ten gatunek widowiska jest tak beznadziejnie ograniczony. Czytaj dalej Wchodzi koń do baru

Cukry

Dla mnie pisanie to najwyższa konieczność. Jedyny w pełni skuteczny sposób, żeby zrozumieć, co się dzieje wokół mnie.

Obawiałem się tej książki. Obawiałem się, że znów dostanę po głowie szykiem przestawnym, który w naszej rodzimej literaturze stał się wyrafinowania synonimem i pisarstwa esencją. Tymczasem najczęściej jest męczący. Dostałem za to mocną, prostą i świetnie napisaną rzecz. 

Kupiłem już jakiś czas temu, ale obawiałem się i odkładałem na później. Tymczasem znalazłem się na kilka godzin w miejscu, gdzie nie było niemal zasięgu, a zapomniałem czytnika. Postanowiłem ściągnąć na telefon coś kupionego wcześniej i uznałem intuicyjnie, że Cukry Doroty Kotas będą na tyle niewielkie, że może ten słaby internet zdoła sobie poradzić. Czytaj dalej Cukry

Świetlista republika

Usiłuję sobie przypomnieć, w jaki sposób ta książka znalazła się na moim czytniku. Co sprawiło, że ją kupiłem? Prawdopodobnie to była gdzieś, jakaś niewielka wzmianka, po której nawet nie wiedziałem, czego oczekiwać. Być może w jakiejś dyskusji, jako pewna sugestia padł tytuł Świetlista republika Andrésa Barby. Czytałem ją podczas kilku dni spędzonych w miejscu, gdzie nie było, żadnego zasięgu, więc nie byłem w stanie sprawdzić, czy to fikcja, czy może fakty, a może tylko opowieść bazująca na prawdziwej historii. Czytaj dalej Świetlista republika

Fizyka smutku

Fantastyczna! Męcząca…, a nie jednak fantastyczna!

W zasadzie to już nie wiem.

Język Georgi Gospodinowa (i tłumaczki prawdopodobnie) to kolejne perełki. Czyta się je z ogromną przyjemnością. Powoli, nie spiesząc się. Zwłaszcza, że książka w zasadzie, nie ma spójnej fabuły. Narrator sam o sobie pisze, że jest kupcem opowieści. Cały czas nie wiemy, co jest wymyślone, co wspomnieniami autora/narratora, co historiami jego rodziny, a co zupełnie innych ludzi. Pod tym względem Fizyka smutku przypomina bardzo Po trochu (Weronika Gogola). Bijąc ją jednak na głowę językiem i atmosferą. Do tego dochodzi ten łączący całość motyw Minotaura i labiryntów, który sprawia, że nie wiemy już zupełnie, gdzie jesteśmy i kim jest narrator.

Czytaj dalej Fizyka smutku

Po trochu

Jest impreza. Może rodzinne spotkanie, a może w grupie przyjaciół.  Na stole dobre jedzenie, jakiś alkohol. A może to tylko wspólna podróż pociągiem w gronie kilku osób.

Jedna z osób ma talent do opowiadania różnych historyjek. Niektóre są z jej życia,  inne zasłyszane. Czasem ktoś inny dopowie coś podobnego licytując się na przeżycia i pamięć.

Uśmiechamy się, czasem przejmiemy. Ot, życiowe anegdotki. O życiu, śmierci, chorobach, sąsiadach, dzieciństwie. Nieporozumienia, wpadki, niezręczności. Zabawne, czasem wstydliwe. Czytaj dalej Po trochu

Portret artysty w wieku młodzieńczym

Mignęła mi gdzieś zapowiedź nowego wydania Ulissesa Jamesa Joyce’a. Ponieważ jest to jedna z najważniejszych dla mnie książek zacząłem poszukiwania. Wiedziałem, że pracował nad nią Maciej Świerkocki, zaś do tłumaczenia Macieja Słomczyńskiego jest wiele zastrzeżeń, tym bardziej byłem ciekaw, choć nie wiem, czy znalazłbym skupienie i czas. Szybka kwerenda po księgarniach netowych nie przyniosła satysfakcjonującego wyniku, łącznie z tym, że nie mogę znaleźć źródła tej zapowiedzi. Jednak inne skarby zostały odkryte.

Pamiętam, jak długie lata poszukiwałem Epifanii po antykwariatach, absolutnie niedostępnego wydania z PRLu. Kilka lat temu, gdy z jakiejś okazji przeszukiwałem Allegro, okazało się, że egzemplarze są dostępne za grosze. Nie kupiłem. Teraz okazało się, że ponad dwa lata temu ukazał się nowy przekład Adama Poprawy. Przy okazji też okazało się, że jest również nowe tłumaczenie książki uznawanej za autobiografię autora, czyli Portret artysty w wieku młodzieńczym, znana do tej pory z dawnego przekładu jako Portret artysty z czasów młodości. Czytaj dalej Portret artysty w wieku młodzieńczym

Żywiciel – do kanonu lektur!

Zaczęło się od filmu. Przepięknego filmu w reżyserii Nory Twomay, którego współproducentem jest studio Cartoon Saloon, to samo, które stworzyło Sekrety morza i Sekret księgi z Kells. Żywiciel wydaje się być animacją, która nawiązuje do poprzednich, a jednak wszystko okazuje się tu zupełnie inne. Choć pewnym łącznikiem jest stara legenda, to jednak to opowieść o współczesnych czasach. I dla mojego jedenastoletniego syna był ogromnym zaskoczeniem.

Film pozornie zaczyna się niewinnie – ojciec siedzi z córką na targu i opowiada jej historię. Ot, kolejną legendę. Ta kończy się niepokojąco, ale myślę, że młody człowiek jeszcze nie wie czego się spodziewać. W końcu to animowana baśń. A w tych zdarzają się różne rzeczy.

Nie mija dziesięć minut filmu i robi się strasznie. Czytaj dalej Żywiciel – do kanonu lektur!