Szkielet białego słonia

Wystarczyło, że przypomniała mi się Iza Klementowska w trakcie czytania Olive Kitteridge, a od razu zerknąłem, czy nie pojawiła się jakaś nowa książka tej autorki. No i oczywiście jest. Szkielet białego słonia. W ten właśnie sposób lista książek do przeczytania i ich stos nieustannie się wydłuża, zamiast skracać. Wystarczy impuls, przypomnienie, sprawdzenie i gotowe.

Po raz pierwszy z autorką miałem do czynienia przy okazji jej książki z 2014 roku – Samotność Portugalczyka. Polecił mi znajomy. Mogłem się nieco obawiać, że oto kolejny polski autor zrobi kalkę jakiegoś Roku w Prowansji czy Pod słońcem Toskanii, ale nic z tych rzeczy. Wciągające reportaże o kraju na krańcu Europy, o którym pisze się niewiele. Kraj, w którym właściwie dopiero całkiem niedawno skończyła się dyktatura, kolonializm. A przekonanie Portugalczyków o byciu pewnymi outsiderami, zbliża ich nieco do Polaków.

Później przyszedł czas na absolutnie zachwycające i poruszające Minuty. Reportaże o starości. Koniecznie trzeba ją przeczytać.

Klementowska dzieli się znów swoją fascynacją Portugalią i Szkielet białego słonia jest zapisem jej podróży do Mozambiku – jednej z portugalskich kolonii. Opowiada o historii i upadku kolonializmu, wyniszczającej wojny domowej, zmieniającego się świata przez pryzmat ludzi, którzy wciąż jeszcze żyją. W końcu to historia naprawdę najnowsza. Pod pewnym względem te reportaże również są poruszające. Opowieści osób, a nie suche relacje historyczne, czy encyklopedyczne zwykle są mocniejsze. Zwłaszcza, gdy zmienia się dotychczasowy świat. Słuchamy tego, jak wygląda i co jest możliwe, gdy ludzie są przekonani, że zmiany przecież nie są możliwe. A przynajmniej nie radykalne. Tak jak byliśmy przekonani, że wojna na Ukrainie nie jest możliwa, ani zwycięstwa polityków-demagogów. A nagle muszą uciekać. Ze swojej ojczyzny. Wybranej siłą, ale jednak ojczyzny. Portugalczycy, w kolejnym pokoleniu, którzy się tam urodzili traktowali Mozambik jak ojczyznę. Ale byli biali. A to mimo wszystko była Afryka i jej rdzenni mieszkańcy chcieli mieć kraj dla siebie.

Czytając ten zapis podróży można nieco inaczej spojrzeć na socjalistyczną rewolucję w biednych krajach. Kolonializm kapitalistyczny nie był skłonny do ustępstw na rzecz Afrykańczyków. Szczegóły historii Mozambiku zdają się być też nieco sprzeczne z tym, o czym autorka wcześniej pisała w Samotności Portugalczyka. Że portugalski kolonializm był jedną z łagodniejszych wersji. Stawiał na integrację z mieszkańcami. Niestety to była integracja na warunkach białych. I może segregacja nie była prawem, jak w RPA, ale na pewno zwyczajem.

Gdyby nie Iza Klementowska pewnie nie przeczytałbym nic o historii Mozambiku, ale książka jest jednak rozczarowująca. Odnoszę wrażenie, że nie ma w niej takiej pasji, jaka była w dwóch wcześniejszych. Pisana schematycznie, bez serca. Z przekombinowanym czasami językiem. Pewne zabiegi są nieudane. Trochę się zakiwała w sposobie narracji.

Ot choćby historia Grande Hotel da Beira. Zawiesza się ta opowieść w trakcie książki. Na tyle jest intrygująca, że zerknąłem w sieci o co chodzi.

Budynek imponuje. Nie tylko jako budowla. Również historią i tym czym się stał.

Grande Hotel Da Beira
Foto: Marta Curto

Autorka wraca do tego wątku na końcu książki. Ale ten wątek taki sklejony. Nieoczywista jest ta jej podróż do tego hotelu. Gdybym zaintrygowany, nie poszukał jego zdjęć i nie zapamiętał nazwy, nie wiem, czy bym szybko skojarzył, że to miał być cel jej podróży.

Ale na kolejne książki Izy Klementowskiej i tak będę czekał.

Szkielet białego słonia. I. Klementowska

Szkielet białego słonia, Iza Klementowska

Wyd.: Czarne, 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *