Stale w ruchu

Prawdopodobnie po raz pierwszy o Temple Grandin dowiedziałem się z książki Olivera Sacksa Antropolog na Marsie. Z tego zbioru opisującego wiele różnych przypadków zaburzeń neurologicznych najbardziej zapadł mi w pamięci chirurg z zespołem Tourette’a oraz pięćdziesięcioletni pacjent, który od dzieciństwa był niewidomy (a właściwie błędnie zdiagnozowany). W wieku dojrzałym odzyskał wzrok i niestety dalsze wypadki nie potoczyły się tak jak w filmach. Nie był w stanie poradzić sobie z trójwymiarowym widzeniem.

Lektura Przebudzeń zrobiła na mnie niesłychanie silne wrażenie. Nie wydaje mi się, żeby dało się zrozumieć co czują ludzie, którzy przez kilkadziesiąt lat tkwią w śpiączkowym zapaleniu mózgu i nagle budzą się w innym świecie, innym ciele i innej rzeczywistości. Sacks przyczynił się do ich wybudzenia podając odpowiedni lek (L-DOPĘ), choć niestety późniejsze efekty działania lekarstwa okazały się równie wstrząsające. Słynny film z Robertem DeNiro i Robinem Williamsem, obejrzałem dopiero po lekturze książki i uważam, że nie oddaje w pełni emocji, które zawiera tekst. Niektóre wątki zaś mogą nie być zrozumiałe, jeśli nie zna się całości kontekstu opisanego szczegółowo przez Sacksa.

Oliver Sacks był neurologiem, ale nie pisał książek tylko z perspektywy lekarza i badacza. Pokazywał odmienność, w której przyszło żyć ludziom. Głuchym, niewidomym na barwy, autystom, synestetykom. Dziesiątki różnorodnych zaburzeń w stosunku do tego co powszechnie uznajemy za normalność. Choć w zasadzie normalność zależy wyłącznie od umowy społecznej i kontekstu. Pokazuje to choćby w Wyspie daltonistów i wyspie sagowców, czy w poniższym fragmencie z własnej autobiografii.

Kiedy odwiedziłem Uniwersytet Gallaudeta w Waszyngtonie — jedyny na świecie uniwersytet dla osób głuchych i niedosłyszących — i mówiłem o upośledzeniach głuchych, jeden ze studentów odpowiedział migami: „A dlaczego pan siebie nie uważa za upośledzonego migowo?”. Było to nader interesujące odwrócenie perspektywy, gdyż oto stałem przed kilkuset studentami, którzy wszyscy biegle porozumiewali się na migi, a jedynym niemową, niczego nierozumiejącym i skazanym na tłumacza, byłem ja.

Stale w ruchu to autobiografia Sacksa opublikowana właściwie tuż przed jego śmiercią w 2015 roku. Pokazuje faceta, który całe życie potrzebował adrenaliny i wyzwań, ale też czuł ogromną potrzebę rozumienia innych. I niemal od zawsze chciał pisać i pisał. Zapisywał wszystko. Część jego książek podyktowana była własnymi doświadczeniami i chorobami (począwszy od pierwszej Migreny, która jeszcze jest bardziej medyczna, mniej ma ten przyszły charakterystyczny styl). Miałem w głowie obraz Sacksa z fotografii zamieszczanych z tyłu okładek. Sympatyczny dziadziuś z siwą bródką. W żaden sposób nie pasuje ten wizerunek do tego kim był w młodości – ponad 120 kilogramowego mężczyzny, trenującego podnoszenie ciężarów, zakochanego w motocyklach, z mocnym doświadczeniem alkoholowym i narkotykowym, dość przypadkowymi przygodami seksualnymi. To, że żyjąc niemal na krawędzi dożył sędziwego wieku jest jednak zaskakujące.

Nierówna jest ta pozycja. Pod koniec jest już mniej autobiografią, a bardziej opisem tego, co znajduje się w kolejnych jego książkach i jak doszło do pomysłów na ich powstanie. Momentami nadal fascynujące, ale jeśli czytało się je wcześniej nie ma tam nowych rzeczy, bo Sacks zwykle szczegółowo opisywał swoich pacjentów i ludzi, których spotkał. To co najistotniejsze opisywał je nie jako przypadki medyczne. Zawsze byli to konkretni ludzie z ich emocjami i doświadczeniami.

(Następne na liście Halucynacje – zapomniałem, że się ukazały)

 

Stale w ruchu, O. Sacks

Stale w ruchu, Oliver Sacks

Wyd.: Zysk i S-ka, 2015

Tłum.: Jerzy Łoziński

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *