Spełnienie – kolejny banalny (niby)poradnik

Wprowadzenie – miałam wypadek. W wieku 58 lat w wyniku przepracowania trafiłam do szpitala. Dotarło do mnie, że sukces to nie tylko pieniądze i kariera, ale również jakość życia.

Rozdział 1 – Dobrostan

Uczy się nas, że nadmiar jest dobry.

Tak? Nas (czyli kogo) uczyło się, że umiar jest jeszcze lepszy.

Nasze aktualne postrzeganie sukcesu, przez które zapędzamy się w kozi róg, jeśli nie do grobu, przez które pracujemy aż do wyczerpania i traktujemy wypalenie jak odznakę honorową, zostało wytworzone przez mężczyzn w kulturze pracy zdominowanej przez mężczyzn. Jednak ten model sukcesu nie sprawdza się w przypadku kobiet, a tak naprawdę nie przynosi też korzyści płci męskiej.

Oddycham. Głęboko oddycham! Książki z tezą mają to do siebie, że próbują udowadniać prawdy stworzone na potrzeby autora. W tym wypadku już na pierwszych stronach pojawia się ta teza. Kobiety kontra świat mężczyzn. Ale ten zacytowany fragment jest po prostu niewiargodnie głupi. O wypaleniu zawodowym mówi się od lat. Płeć nie ma tu znaczenia. Co więcej nie jest to dla facetów uwieńczenie kariery – ja się z takim podejściem nigdy nie spotkałem. Taki model sukcesu nigdy, u nikogo się nie sprawdzał. Jeśli Arianna Huffington zauważyła to dopiero w dojrzałym wieku, to naprawdę nie wiem co powiedzieć.

Chyba, że na potrzeby manifestu postanowiła stworzyć jakiś zły świat mężczyzn, aby kobiety przeprowadziły, jak sama pisze – trzecią kobiecą rewolucję.

Mocno się zastanawiałem czy już nie odpuścić sobie czytania książki Spełnienie, Arianne Huffington. Właśnie po zamieszczonym wyżej fragmencie, który jest już na początku książki.

Wprowadzenie było przegadane i właściwie nie zaskakujące. Oto kolejna osoba, której zawalił się świat w wyniku losowego wypadku (choroba, katastrofa, kłopoty) i która zaczęła przedefiniowywać swoje życie, zauważając, że pieniądze i sukces w pewnych okolicznościach przestają się liczyć. Można było o tym napisać znacznie krócej.

Byłem ciekaw tej książeczki twórczyni Huffington Post – swego rodzaju nowego jakościowego dziennikarstwa w sieci [edycja: 4.10.2018 muszę zweryfikować te zdania o jakościowym dziennikarstwie w kontekście książki Ryana Holidaya]. Portalu, którego odpowiednika trudno szukać w Polsce. Portalu, który w relatywnie krótkim czasie osiągnął światowy sukces i zaczął być jednym z najbardziej opiniotwórczych i najczęściej cytowanych mediów.

Ale czy warto dalej czytać, jeśli od razu na początku stawiane są tezy, które delikatnie mówiąc są manipulacją rzeczywistością?

Jedyny powód dla którego nie przerwałem lektury już po tych zdaniach, to fakt, że książeczka jest dość krótka i szybko się ją czytało. Banalne prawdy nie wymagają jakiegoś wyjątkowego skupienia..

Czytam dalej i nie wiem czy bardziej mnie to irytuje, czy śmieszy. Kobiety chcą sukcesu stanowisk, bo na nie zasługują tak samo jak mężczyźni. Walczą o ten sukces zębami i pazurami i płacą za to najwyższą cenę. Tak nie powinno być!

Nic z tego nie rozumiem. Znaczy facetów nie dotyka wypalenie zawodowe, stres, zawały itp? Mimo zastrzeżeń autorki, że nie, to jednak podskórna teza jest właśnie taka. Chciałybyśmy to wszystko, ale nie za taką cenę. Trochę tak, jakbym dziś stwierdził, że muszę zrobić karierę w jakiejś branży, ale nie będę konkurował z całą resztą głupków którzy zasuwają po 18 godzin na dobę, tylko zrobię to łagodnością i zbilansowanym życiem.

Jeśli mi się uda – napiszę książkę, która będzie bestsellerem i zmieni życie i nastawienie innych. Jeśli mi się nie uda – będę zgorzkniałym kolesiem, który narzeka, że nie dano mu szansy, bo wszyscy dookoła są sępami i drapieżnikami?

Nie wiem, jak to się stało, że po tym całym manifeście autorka pokazuje przykłady nie samych kobiet, które doświadczyły wypalenia i kryzysu, ale również mężczyzn. Ot taka niekonsekwencja w budowanym modelu świata – one kontra oni.

I kolejne kilkanaście procent na czytniku o medytacji, że jest ważna, jaka jest ważna, trochę badań, trochę anegdotek, znów, że jest ważna. Uważność, stres, medytacja, uspokojenie, wydajność, komfort życia, blebleble, wyłącz e-mail, ciesz się pogodą, medytacja, uważność. Dziesiątki zdań o tym samym.

Setki razy już to słyszeliśmy. Można i kolejny z ust kolejnego lidera czy liderki.

I o zmianach w Dolinie Krzemowej, pokojach wyciszeń, stołówkach ze zdrową żywnością. Zieeew. Nowa jakość, medytacja, uważność …

To znaczy tak. To wszystko jest ważne. Super, że firmy to robią. Ale naprawdę trzeba do tego załamania nerwowego, omdlenia, czy zawału w wieku blisko sześćdziesięciu lat, żeby to dopiero docenić. Zwłaszcza jeśli się było na stanowisku kierowniczym kilkanaście lat i prawdopodobnie wymagało od innych, nie mniej niż od siebie?

Odkryłam kilka wspaniałych narzędzi pomocniczych – induktorów snu: zacznijmy od słodkiej różowej jedwabnej piżamy, którą Cindi przysłała mi w prezencie. Samo jej nakładanie przygotowywało mnie do snu – o wiele lepiej niż władanie któregokolwiek z bawełnianych podkoszulków, w których zazwyczaj spałam.

Odpowiem jak słoń Horton “To cudowne Kasiu, chociaż trochę dziwaczne”.

I tak dalej. Rady – jeśli masz problem z zaśnięciem licz od 300 wstecz. No cudownie. Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach nie znajdują się obszerne akapity poświęcone temu, czy liczenie baranków, słoników, czy może słoneczek jest skuteczniejsze.

Nie dam sobie szansy, żeby się o tym dowiedzieć. Nie jestem w stanie przetrwać tego rodzaju banałów poradnikowych. Żegnaj Arianne, ze swoim Spełnieniem. Niech ci życie upływa w spokoju i uważności.

O wiele ciekawsza była wczorajsza audycja w Godzinie prawdy, w Trójce z Beatą Jałochą.

Spelnienie, A. Huffington

Spełnienie. Nowy wymiar Twojego sukcesu, Arianne Huffington

Wyd.: Laurum, 2014

Tłum.: Marcin Kowalczyk

2 komentarze do “Spełnienie – kolejny banalny (niby)poradnik”

  1. Mam dokładnie takie same spostrzeżenia i również nie byłem w stanie przeczytać do końca. Najbardziej irytowały te ciągłe powtórzenia. Lepsza książka w tej tematyce to „List do mojego życia. Historia wypalenia zawodowego” Miriam Meckel.

    1. Gdzieś mi umknęła tamta pozycja. Nawet nie przeszkadza tak to powtarzanie. U amerykańskich autorów można się do tego przyzwyczaić. Ale tam w środku w zasadzie nic nie ma. Można jak w operze mydlanej, przeczytać początek i koniec każdego rozdziału, żeby wiedzieć o co chodzi autorce.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *