Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało?

Nie, nie i jeszcze raz – nie. Nie zdzierżyłem. Zamieściłem jakiś czas temu cytat  z rozmowy, jaka odbyła się między Umberto Eco a Jean Claudem Carrier’em. Rozmowa ukazała się już w formie książkowej i wciągnąłem ją na listę zakupów. W opublikowanym w sieci fragmencie wspomniana jest jednak inna pozycja. Autorem jest Pierre Bayard, Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało?

Tytuł intrygujący, ciekawy, prowokacyjny. Na allegro dostępna bez problemu. Cieniutka książeczka. Właściwie esej.
Czytamy na ostatniej stronie okładki fragment:

“Niejednokrotnie zdarza mi się, że jako wykładowca uniwersytecki muszę wypowiadać się przed licznymi słuchaczami na temat książek, których nie czytałem, czy to w sensie dosłownym, czyli nigdy nawet nie miałem ich w ręku, czy to w bardziej subtelnym, na przykład przekartkowałem je tylko lub zdążyłem je zapomnieć”.

Czytam. Coś tam sobie notuję. Czytam. Jeszcze jest intrygująco. W pewnym momencie coś zaczyna nie grać. Czy autor sobie robi jaja? Czy faktycznie ma takie przekonania? Zachęca do tego? Swoich studentów?

“Uprawianie krytyki literackiej bez autora i bez tekstu nie musi być wcale absurdalne”.

“Często przytrafia mi się ta nader delikatna sytuacja – muszę przekazać swoją opinię autorowi, który nie tylko zna napisany przez siebie tekst, lecz także – co gorsza – jest doświadczonym krytykiem i potrafi ocenić, w jakim stopniu rzeczywiście przeczytałem to o czym mówię, a w jakim stopniu zmyślam”

I tak dalej, i tak dalej. Z cytatami z różnego rodzaju autorów, dzieł. Ważnych i mniej ważnych. Bayard próbuje coś udowodnić, a ja się zastanawiam, czy to dalszy ciąg eksperymentu Sokala?
Dołączam więc do grona zwolenników autora i mogę śmiało mówić na temat jego książki, której nie przeczytałem. Przerwałem po około 60 stronach, przekartkowałem resztę i wystarczy.

Jeśli nie przeczytałeś, to nie przeczytałeś. Po co kombinować. To jakiś wstyd jest? O co w tym wszystkim chodzi?

Jest taki autor-przedsiębiorca Ralph Dobelli. Wydał książkę, która w dużej części okazała się plagiatem z prac Nassima Taleba i innych. Oprócz tego prowadzi serwis. Gdy się o nim dowiedziałem kilka lat temu, drapałem się w głowę. No cóż, jeśli jest na to popyt? Czemu nie? Tylko DLACZEGO? Tego nie rozumiem.

Usługa jest prosta – za 90 euro rocznie (plan Platinum 999 euro) subskrybenci serwisu dostają streszczenie aktualnych bestsellerów książkowych, z wybranymi kilkoma cytatami i notką biograficzną autora. I już śmiało można brylować w towarzystwie. Jak reklamuje autor – w mniej niż 10 minut wiesz wszystko o książce. Pomysłu zazdroszczę. Prosty biznes bazujący na … próżności ludzi? Czemu nie?

Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało? P. Bayard

Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało?, Pierre Bayard

Wyd.: PIW, 2008

Tłum: Magdalena Kowalska

2 komentarze do “Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało?”

  1. Podobnie jak Pan, wzruszyłbym ramionami i powiedział, że skoro jest na to popyt…Podobnie jak Pana nurtuje mnie pytanie dlaczego? Z drugiej jednak strony, to robi się trochę niewesołe. Coraz częściej ludzie, którzy znają parę cytatów i nigdy nic nie przeczytali nie tylko brylują w towarzystwie, ale pełnią odpowiedzialne funkcje. Oczywiście, są funkcje, które wręcz tego wymagają, tzn. zamiast głębokich fundamentów i merytorycznej wiedzy w jednej dziedzinie, wymagają bardziej przekrojowego spojrzenia, ale płytszego (wciąż jednak czytanie fragmentów wydaje mi się przesadą). Nie przeszkadza mi też, kiedy tacy ludzie robią duże kariery (zarabiać można na różne sposoby, a to bardziej kwestia ich podejścia do życia). Niestety, widywałem takie osoby, które pracowały / rozpoczynały karierę w służbie zdrowia, albo raczej jej technologicznym zapleczu – niemniej, w przyszłości będą miały realny wpływ na zdrowie ludzi. I radziły sobie dobrze, prąc do przodu. Wtedy wydawało mi się to mniej wesołe. Nie sądzę, żeby to był problem tylko naszych czasów, ale chyba jednak ilość informacji dostępna zewsząd powoduje, że coraz częściej mało kto posiada rzetelne i wiarygodne informacje. Słyszałem zresztą opinię, że niedługo ma się to odwrócić i pojawi się silny trend (nie tylko na rynku pracy, podobno ma być to wręcz moda) na „wiedzę”, właśnie jako reakcja, opozycja, to powszechnego spłycenia. Chciałbym w to wierzyć 🙂

  2. W gruncie rzeczy to nie mój problem. W środowisku osób, z którymi mam do czynienia. Rozmawiamy mnóstwo o ksiązkach. Nigdy nie zauważyłem, żeby ktoś miał problem z powiedzeniem, że czegoś nie czytał. Co więcej wprost padają stwierdzenia (dotyczące zwłaszcza modnych właśnie autorów) – spróbowałem i więcej nie zamierzam.

    Pewnie gdzieś jest świat ściemniaczy, którzy muszą… 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *