Pamiętam wciąż, gdy pierwszy raz zobaczyłem to cudo w sklepie. To było tuż po upadku PRL-u, gdy w sklepach pojawiały się coraz cudowniejsze produkty. Czasy studenckie, budżet raczej ograniczony i to COŚ. Odmienne od całej reszty. Warzywo z kosmosu. Fraktalne, z niesłychaną zielenią, włoską nazwą. Był niesłychanie drogi – zwłaszcza na studencką kieszeń. Zielony kalafior romanesco, wciąż nie jest zbyt popularny, choć pomijając sam egzotyczny wygląd, jest niebywale smaczny. Delikatniejszy niż kalafior i nieco inny niż brokuł. Można się uprzeć, że ma w sobie trochę smaków jednego i drugiego, ale jednak nie. Ten przepis na pieczoną wersję, wyskoczył jako pierwszy. Ponieważ lubię kuchnię o której Wojciech Nowicki napisał kiedyś „kuchnia poziomu 0”. To ten najprostszy sposób, którego esencją jest świeżość produktu. Zwykle wystarcza sól, pieprz, oliwa i jakaś cieplna obróbka.
Wiele lat temu, gdy jeszcze mieszkałem na Saskiej Kępie w Warszawie odkryłem sklep mięsny prowadzony przez Algierczyka. Z jagnięciną wówczas nie było tak łatwo, jak dziś, zaś u niego była. Przyszedłem pewnego razu do tego sklepu, właśnie z zamiarem kupna mięsa jagnięcego. Wege czytelnicy niech mi wybaczą, jak również ci religijni, ale ta scena właśnie tak wyglądała. Zapytałem o jagnięcinę. Sprzedawca podszedł do lodówki, wyjął całą tuszę jagnięcą. Rozwiesił ją na hakach, co w nieunikniony sposób skojarzyło mi się z ukrzyżowaniem Chrystusa. Zapytał, którą część sobie życzę. Odpowiedziałem, że potrzebuje czegoś na gril. Arbitralnie orzekł, że udziec będzie najlepszy. Odkroił solidny kawał mięsa. W trakcie, gdy on pakował całość, zapytałem go, czy ma pomysł jak je przygotować. Czy może jakoś zamarynować?
Uniósł dość szybko oczy znad przygotowanego pakunku i z wyraźnym oburzeniem i dość gwałtowną gestykulacją odpowiedział, że w żadnym wypadku. Tylko sól i oliwa. No może rozmaryn, jeśli dysponuję.
Makaron z oliwą i parmezanem, pomidor z solą, ryby tylko skropione cytryną i usmażone. To wszystko właśnie kuchnia podstawowa. Przepyszna.
Taka jak ten kalafior.

Romanesco z czosnkiem i cytryną
Składniki
- 1 szt. kalafior romanesco
- 3-4 szt. ząbki czosnku
- 1 szt. cytryna starta skórka i odrobina soku
- oliwa z oliwek
- gruba sól morska
Wykonanie
- Kalafiora rozdzielić na mniejsze kawałki. Dokładnie rozłożyć na blaszce do pieczenia. Skropić i dobrze wymieszać z oliwą, posiekanym czosnkiem, i częścią startej skórki. Skropić odrobiną soku z cytryny. Oprószyć grubą solą.Piec w 220C przez 15-20 minut.Rozłożyć na talerze, posypać resztką skórki cytrynowej.