Moda czy retro – co wybrać?

Post-apo jest modne. Takie odnoszę wrażenie nie czytając zbyt wiele z tego nurtu. Napotykając na swojej drodze od czasu do czasu ten rodzaj literatury.
Do przeczytania Metro 2033 namówił mnie znajomy analityk z dużego banku, którego niezmiernie cenię ze względu na erudycję, choć nie zgadzam się z jego podejściem do rynku. Sugerował, że wyjątkowo dobrze pokazuje pewien sposób myślenia współczesnych Rosjan, podziały polityczne i trendy. Lektura dawała mi pewną przyjemność, niestety do momentu pojawienia się mutantów, potworów, macek i skrzydeł. To mnie znudziło. Choć sama podróż tunelami moskiewskiego metra w świecie po zagładzie była całkiem niezłym pomysłem.

Wydaje mi się, że w tym samym czasie (ok. 2013/2014) roku sięgnąłem po Drogę Cormaca McCarthy’ego. Precyzyjniej mówiąc – sięgałem kilkukrotnie. Najpierw zaraz po kupnie. Porzuciłem po krótkim czasie. Uznałem, że nie mam ochoty na coś takiego, brak mi może wystarczającego skupienia. Po raz drugi, być może nie miałem czego czytać, być może gdzieś przeczytałem ponownie jakieś rewelacyjne recenzje. Porzuciłem. Nuda, nuda, nuda. W końcu namówił mnie do tego znajomy (inny, niż wspomniany wcześniej). Wspominał coś o perspektywie ojca, wyzwaniach, lękach. Uparłem się i zacząłem czytać. Cierpiałem. Ale nie z bohaterami. Zagryzałem zęby, żeby tylko dotrwać do końca. Nic mi się tam nie podobało. Sposób prowadzenia narracji mnie męczył. Przychodziła mi do głowy myśl, że może ktoś z tego zrobiłby niezły film (powstał; nie oglądałem). Końcówkę, przerzucałem już tylko po to, żeby zobaczyć, jak rozwiązana została historia. Moja reakcja: “Co! Tak banalnie? Tak amerykańsko banalnie?”.
Przypomniałem sobie film Mgła według opowiadania S. Kinga, którego książki aż do dziś udało mi się ominąć (choć mnie odrobinę korcą). Film głupi do kwadratu. Macki, potwory i ludzie w gdzieś zapadłej dziurze kontra przyjezdni. Ale ostatnie 10 minut!
Z całego filmu warto obejrzeć tylko te 10 minut.

Gdyby Droga się tak kończyła… Może choć trochę by to ją w moich oczach ratowało.

Post-apo jest modne. A może to tylko kontynuacja trendu trwającego od lat? Może. Nie mam pojęcia. Rzadko sięgam po te książki. Chyba, że namówiony lub natykając się na nie zupełnie niespodziewanie. Tak jak to miało miejsce ostatnio.

Coraz częściej uświadamiam sobie, jak wiele czytałem książek, które mi się podobały, ba wywarły na mnie spore wrażenie i … nic z nich nie pamiętam. Do tej grupy należą książki Angeli Carter. Zerkam na półkę: Magiczny sklep z zabawkami, Czarna Wenus. Pamiętam, że po ich przeczytaniu (ok. 1999/2000) szukałem jeszcze innych książek autorki wydanych po polsku. Słabo szukałem. Albo internet wtedy był gorszy.

Przypomniałem sobie ostatnio nazwisko autorki i zobaczyłem na Allegro wydaną w 1988 roku Mariannę i barbarzyńcy. Kupiłem natychmiast. Książka ukazała się oryginalnie w 1969 roku. 47 lat temu!

Świat ludzi po bliżej nieokreślonej zagładzie. Ludzi skupionych w małych grupach walczących o przeżycie. Próbujących zachować lub wykorzystać dla własnych celów pamięć o rzeczach i zjawiskach sprzed lat. Znając pewne mechanizmy ludzkiego strachu, można zostać szamanem, tworzyć zręby nowych zabobonów, religii i wierzeń. Nie wiadomo do końca kto tu jest bohaterem, a kto łajdakiem (oryginalny tytuł to Heroes and Villains). Każdy walczy o przeżycie. Bo raczej nie o godność.

Bije na głowę Drogę i Metro 2033. Choć zupełnie nie tego się spodziewałem po tej książce. Czego mogłem oczekiwać, nie pamiętając niczego z innych książek Carter? Nie mam pojęcia. Interesujące jak dziś wyglądałby marketing tej książki 🙂 Na pewno okładka byłaby inna.

Już po napisaniu tego tekstu uznałem, że muszę jednak dodać coś jeszcze. Wspomniane książki przebija pod każdym względem Piknik na skraju drogi. Jeśli mierzyć atrakcyjność książek, zagiętymi rogami (tak, robię to) lub zaznaczonymi cytatami w czytniku, książka Strugackich jest bez wątpienia na czele.

“Rozumem nazywamy zdolność żywej istoty do popełniania uczynków niecelowych i pozbawionych wszelkiego sensu”

Krótko mówiąc wygrywają dwie ramoty z początku lat 70. Ups.

Marianna i barbarzyńcy
Marianna i barbarzyńcy, Angela Carter
wyd. Czytelnik, 1988
Tłum.: Ewa Życieńska

Metro 2033
Metro 2033, Dmitry Glukhovsky
wyd. Insignis, 2010
Tłum.: Paweł Podmiotko
dostępna jako mobi/epub

Droga, Cormac McCarthy

Droga, Cormac McCarthy
wyd. Wydawnictwo Literackie, 2010
Tłum.: Robert Sudół

Piknik na skraju drogi

Piknik na skraju drogi, Arkadij i Borys Strugaccy
Wyd.: Prószyński i S-ka, 1999
Tłum.: Irena Lewandowska

9 komentarzy do “Moda czy retro – co wybrać?”

  1. „Piknik na skraju drogi” czytałem będąc nastolatkiem, podsunął mi Tata, tak sobie myślę, że będzie trzeba do niego jeszcze raz zajrzeć, ciekawe czy zmieni się moje postrzeganie tej książki (nawiązując do Pańskiego powrotu do lektur lat młodzieńczych). Przy okazji, mam wrażenie, że książki SF są często niedoceniane, traktowane pogardliwie. Może moje przewrażliwione stanowisko wynika z tego, że sam dużo takich czytałem, znajdując w wielu z nich całkiem intrygujące przemyślenia psychologiczne, czy socjologiczne, a później spotkałem się wśród wielu osób z krytycznym stanowiskiem wobec literatury SF. Zacząłem się sam zastanawiać, czy po prostu te przemyślenia z książek nie były na moim wtedy poziomie (pewnie <16 lat), a teraz też bym się z nich śmiał. Choć ostatnio nakłoniłem jedną z tych osób do lektury Lema i z satysfakcją stwierdziłem, że się obronił, nawet się przy tym nie pocąc. Myślę sobie, że może ten gatunek jest dość "zanieczyszczony".

    Swoją drogą, trafiłem tu z blogi.bossa, z chęcią czytam sobie kolejne wpisy, życzę Panu powodzenia w inicjatywie, miło będzie tu zaglądać. Z drugiej jednak strony, lista książek do przeczytania rośnie, lista równolegle rozpoczętych też, a czas ucieka!

    1. Chyba zbyt mała wiedza o tym, co może w sobie zawierać literatura SF powoduje, że ludzie pozwalają sobie na takie sądy. Chyba, że źle trafili (jakieś lekkie rozrywkowe czytadełka, spełniające zupełnie inną rolę).
      Pewnie inne tło odbieramy, gdy mamy lat „naście”, a zupełnie inne, gdy „dzieści”. Może wcześniej interesuje nas akcja, a później rozterki i przemyślenia?
      Może 🙂
      Mam długą listę szeroko pojętej SF, której nigdy nie czytałem a chciałbym, choć głównym problemem jest właśnie długa lista i kolejka rzeczy czekających na swój czas.

      ps. swoją drogą nigdy nie przekonałem się do Lema. Próbowałem kilkukrotnie. Zaczynałem od różnych tytułów. No i nie idzie…

  2. O masz, a ja zawsze myślałem, że Lem wchodzi każdemu, kto w ogóle akceptuje SF 🙂 Paradoksalnie, chyba wypada się cieszyć, bo to tylko utwierdza w przekonaniu, że ilu czytelników, tyle gustów, wrażliwości i świat wydaje się ciekawszy.

    Pytanie z innej beczki: widziałem RSS, ale czy gdzieś ukryty jakiś newsletter, żeby dostawać powiadomienie o nowych wpisach?

    1. Swoją drogą może konflikt Dick kontra Lem, nie był taki bezpodstawny. 🙂 Bo Dick wspaniały. Męczący, ale wspaniały.

  3. Muszę przyznać, że Dicka nie czytałem wiele. W zasadzie pamiętam tylko jego jedną książkę(„Nasi przyjaciele z Frolixa 8”), która mi się bardzo podobała zresztą, ale jakoś nie poszedłem głębiej, nie wiem nawet czemu. Wydaje mi się, że czytałeś coś jeszcze, ale nie jestem teraz pewien, co to miałoby być. Gdzieś za to czytałem historię tego konfliktu (Dick vs Lem), co prawda opisaną przez Polkę, więc może stronniczą. Wynikało z niej, że choć Dick rzeczywiście miał podstawy, żeby być zły na polskie wydawnictwo, o tyle jego pretensje względem Lema, a w szczególności późniejsze ataki w stronę jego literatury były trochę na wyrost. Jak znajdę to źródło to podeślę.

    Ostatnio dawno nie czytałem SF, poza powtórką Diuny, którą zafundowałem sobie jakiś czas temu, to chyba ostatnie książki SF jakie czytałem , to Jacka Dukaja (do tej pory nieco żałuję, że nie pociągnął „Perfekcyjnej niedoskonałości”. Dla jednych pewnie zbyt matematyczne, dla innych – np. matematyków – to może matematyczny bełkot, a mi się podobało).

    1. Dick najzdrowszy nie był, więc jego uprzedzenia nie były racjonalne.
      Sięgam po jego książki co jakiś czas, zawsze znajdę coś czego nie czytałem i dawkuję sobie powoli.
      W ostatnim roku trafilem na opowiadania z „Wzorem Yancy’ego”. W kontekście naszej sytuacji politycznej interesujące.

      Dukaja omijam 🙂 Nie wiem czemu.

  4. Przeszedłem kilkuletnią fascynację Kingiem i być może jak zapomnę jego chwyty, doczytam resztę książek. Właściwie każda książka, która mi się podobała, była przez większą część fabuły wciągającą obyczajówką (Ręka Mistrza – moja ulubiona, Bezsenność, Historia Lisey, Cmętarz Zwieżąt, Worek kości i kilka innych), by pod koniec zmienić się w nudnawy kingowski horror z podkręconą akcją. Ale dla tych kilkuset stron wprowadzenia w klimat amerykańskiej prowincji i wyrazistych bohaterów (poza schematycznymi świrami) warto było. To dzięki niemu pamiętam klimat każdej powieści w przeciwieństwie do np. wartko konsumowanych kryminałów Cobena czy Nesbo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *