James Joyce

Portret artysty w wieku młodzieńczym

Mignęła mi gdzieś zapowiedź nowego wydania Ulissesa Jamesa Joyce’a. Ponieważ jest to jedna z najważniejszych dla mnie książek zacząłem poszukiwania. Wiedziałem, że pracował nad nią Maciej Świerkocki, zaś do tłumaczenia Macieja Słomczyńskiego jest wiele zastrzeżeń, tym bardziej byłem ciekaw, choć nie wiem, czy znalazłbym skupienie i czas. Szybka kwerenda po księgarniach netowych nie przyniosła satysfakcjonującego wyniku, łącznie z tym, że nie mogę znaleźć źródła tej zapowiedzi. Jednak inne skarby zostały odkryte.

Pamiętam, jak długie lata poszukiwałem Epifanii po antykwariatach, absolutnie niedostępnego wydania z PRLu. Kilka lat temu, gdy z jakiejś okazji przeszukiwałem Allegro, okazało się, że egzemplarze są dostępne za grosze. Nie kupiłem. Teraz okazało się, że ponad dwa lata temu ukazał się nowy przekład Adama Poprawy. Przy okazji też okazało się, że jest również nowe tłumaczenie książki uznawanej za autobiografię autora, czyli Portret artysty w wieku młodzieńczym, znana do tej pory z dawnego przekładu jako Portret artysty z czasów młodości.

Kupowanie Epifanii jako ebooka było absurdalne, poczekam na większe papierowe zakupy, ale Portret… to zupełnie inna sprawa.

W ten oto sposób rozpocząłem 2019 rok powrotem do książki, którą  z całą pewnością czytałem (wydanie z 1992 roku) przed laty, nic a nic z niej nie pamiętając. Musiała znaleźć się zdecydowanie w cieniu Ulissesa.

Czytam sobie tę rewolucyjną jak na początki XX wieku rzecz, zastanawiając się, jak czytelnik ówczesny podchodził do kolejnych odcinków – portret pierwotnie drukowany był w 25 częściach w magazynie The Egoist – zwłaszcza kazania rekolekcyjne.

W pierwszej części, gdy następuje opis kolacji wigilijnej i spór religijny z guwernantką dzieci państwa Dedalus panią Dante mam wrażenie, jakby to wcale nie była Irlandia z końca XIX wieku, tylko Polska tu i teraz.

– Dobrze odpowiedział kanonikowi ten nasz stary przyjaciel, prawda? – zapytał pan Dedalus.

– Nigdy bym go o to nie podejrzewał – powiedział pan Casey.

– „Rzucę, ojcze, i ja swój grosz na tacę, jeśli przestaniesz zamieniać dom Boży w lokal wyborczy”.

– Ładnie to tak odpowiadać księdzu? – wtrąciła się Dante. – I to człowiek, który zwie się katolikiem.

– Sami są sobie winni – odparł pan Dedalus z przesadną grzecznością. – Gdyby posłuchali, co mówi im byle głupiec, zajęliby się wyłącznie religią.

– To też religia – zauważyła Dante. – Wypełniają swój obowiązek, ostrzegając ludzi.

– Chodzimy do domu Bożego w pokorze, żeby modlić się do Stwórcy – powiedział pan Casey – a nie po to, by wysłuchiwać deklaracji wyborczych.

– To też religia – powiedziała znowu Dante. – Mają rację. Muszą prowadzić swoje owieczki.

– I wygłaszać spod ołtarza polityczne kazania, tak? – zapytał pan Dedalus.

– Oczywiście – odparła Dante. – To kwestia moralności publicznej. Ksiądz nie byłby duszpasterzem, gdyby nie mówił swojej trzódce, co jest dobre, a co złe.

[…]

– I żeby katolik mówił takim językiem!

– Pani Riordan, błagam panią – powiedziała pani Dedalus – poniechajmy już sporów.

Dante zwróciła się ku niej i zapytała:

– Czy mam siedzieć tu i wysłuchiwać, jak drwi się ze sług mojego Kościoła?

– Nikt nie mówi na nich złego słowa – powiedział pan Dedalus – o ile nie wtrącają się do polityki.

– Tak nauczają biskupi i księża Irlandii – powiedziała Dante – i należy im się posłuszeństwo.

– Niech zostawią politykę w spokoju – powiedział pan Casey – bo jak nie, to ludzie odejdą z Kościoła.

Wciąga ten język Joyce’a ogromnie. To przeskakiwanie między stylami, świetnie opisane rozterki Stephena Dedalusa po wizytach w domach publicznych – strach przed grzechem,poczucie winy, przeplatane kazaniami jezuitów, które młody człowiek sobie przypomina.

Bełkotliwe studenckie gadki, pełne napuszonych zwrotów, a w gruncie rzeczy będące  popisywaniem się i szermierką słowną, w której w zasadzie niewiele jest treści.

Czekam więc na ten przekład nowy Ulissesa ciesząc się, że są jeszcze tacy wydawcy jak Biuro Literackie, odpowiedzialne za nowe wydania Epifanii oraz Portretu…, bo przecież komercyjnie żaden z tych tytułów nie ma szans.

Gdzieś w pudłach leży zaś dwutomowe wydanie Listów Joyce’a, za które niegdyś zapłaciłem studencką fortunę, a jakiś czas temu przeczytałem, że w polskim wydaniu (1986) nie odważono się zamieścić całości co pikantniejszych wyznań do żony, może więc też ktoś uzna, że warto?

Portret artysty w wieku młodzieńczym, J. Joyce

Portret artysty w wieku młodzieńczym, James Joyce

Wyd.: Biuro Literackie, 2017

Tłum.: Jerzy Jarniewicz

2 komentarze do “Portret artysty w wieku młodzieńczym”

  1. Możliwe, że się powtarzam, ale jest całkiem niezły komiks-biografia Joyce’a:
    https://www.gildia.pl/komiksy/195426-dublinczyk
    (przykładowe plansze są z wprowadzenia, dlatego nie ma klasycznych „dymków”, później jest już pełnoprawny komiks:
    https://dybuk.files.wordpress.com/2013/01/2.jpg
    )
    Sporo humoru, niezła kreska, choć graficznie majstersztyk to jednak „Pablo”:
    https://www.gildia.pl/komiksy/350802-pablo
    http://muchacreative.paris/wp-content/uploads/2014/05/Pab-D.jpg

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *