Ponury obraz

Narzekamy na to, że dyskusja polityczna w Polsce sięgnęła dna. Że już nie tylko politycy, ale i dziennikarze i komentatorzy obrzucają się nawzajem wyzwiskami. Zdaje się jednak, że mamy w tym względzie dość długie tradycje. W 1927 roku tak opisywał rzeczywistość Kornel Makuszyński, w wydanym zbiorze esejów pt. Ponure igraszki.

„Ten i ów zamieszał piórem w kuble atramentu i wyłowił ostrzem wszystkie plugastwa z narodowej kadzi i z tem idzie na „wojnę”, na ponurą wojną i niesławną, na której zamiast ognistych pocisków latają słówa, które dotąd wstydliwie pleśniały i gniły w ukryciu, słowa ciężkie, duszne, zatrute, stęchłe, zaropiałe i owrzodziałe, na samem dnie atramentowej kadzi leżące, jak w ścieku.

[…]

jaki to dziwny naród, ci Polacy! Mowa polska jest jedną z najpiękniejszych na świecie, posiada cudowne odcienie i wielką ilość słów, pełnych mocy i treści. Tymczasem na użytek dnia skondensowano ją do kilkudziesięciu wyrazów potocznych, w granicach od – złodzieja do kanalji.

[…]

I to się nazywa – walką o idee.”

Są takie książki, o których nie ma co pisać. Wystarczy garściami cytować. Perwersyjną przyjemność czerpać ze słów napisanych dziesiątki lat temu, które pasują do czasów bieżących. Patrząc na to, że właściwie nic się nie zmieniło. Jesteśmy na dnie, na którym leżymy od lat.

„Cóż to jest na Boga! Czy dlatego, że druk jest taki czarny, coś mi w oczach mętnieje? Nagle wielkie litery pierwszej strony dziennika zmieniają się w ciężkie młoty i uderzają w lekkomyślną moją głowę […]; gazeta krzyczy:

„Zguba! Nad przepaścią! Rozpacz! Niema nadziei! Tyś winien!”

A druga, czarne słowa najeżywszy, woła:

„Zdrajco! Tyś winien! Zbrodnia! Na latarnię!”

[…]

Ach, jacy śmieszni ludzie ci Polacy! Lubią grube żarty i dosadne wyrażenia; przecież to tylko taka moda, taki fason tylko; serca dobre, tylko gęby niechlujne! Pocieszmy się na drugiej stronie…

Cóżeś tam napisała pięknego, luba gazetko?

Aha! Ale to chyba niemożliwe… Podstępnie oszukał? Fałszywy pakt? Polityczne szachrajstwo? Zelżony Naród? Sprzedana Ojczyzna?…”

Jesteśmy ponurakami, bo szarzyzna PRL-u do tego doprowadziła. Często ten przekaz spotykam. I oto czytam Makuszyńskiego, który pod koniec lat 20. ubiegłego wiek; niemal sto lat temu opisuje, jak wspólnie z Mieczysławem Treterem wałęsali się po Italji, gdzie „radość leciała z nieba na tę ziemię szczęśliwą”. I obaj wypatrywali, czy wreszcie idzie z nimi smętek.

„Smętek jest piękny, a radość jest pusta. Jest to wynalazek cudzoziemski, jest to zbytek, towar luksusowy, którego do Ojczyzny sprowadzać nie należy. Poco nam radość? Patrz jak śmieszni są ci obcy ludzie, co nawet w zwadzie mają uśmiech na twarzy! […] Śmieją się z byle czego i śpiewają bez powodu. Gotowi są nawet radować się cudzą radością… Och, jakie to nieludzkie! Unikaj ludzi, którzy cieszą się bez powodu, nie wierz im! Patrz jak piją te słoneczne urwipołcie, wśród śmiechu i beztroskiej wrzawy. […] U nas podczas uczty mówią tylko o nieszczęściach i zgryzotach, a jeśli komu się przydarzyła wielka radość, to mu ją razem z sercem wyrwą przez gardło, aby się zbytkiem tej radości nie udławił, biedaczyna.”

Chcecie jeszcze?

„Śmieszny doprawdy kraj! Patrz: na wielkim dwukolistym wozie, który się niebardzo zmienił od rzymskich czasów, czarny człowiek, białym pyłem pokryty; wiezie promieniste i skrzące się w słońcu marmury; spocony jest i znużony […] Dziwna małpa! Ani nie klnie, ani nie tłucze konia po wygiętym grzbiecie, ale zato gada ze swoim koniem dobrotliwie i tłumaczy mu wesoło, że przyjaciel Gianni jest o całe ćwierć mili za nimi, bo jego koń zgubił podkowę, co jest doskonałym powodem do śmiechu w tych ciężkich czasach.

Uciekajmy przyjacielu, bo ten oszalały człowiek gotów nas nauczyć pracować z uśmiechem.”

Czy coś trzeba dodawać?

Ponure igraszki

Ponure igraszki, Kornel Makuszyński

wyd: Gebethnera i Wolffa, 1927

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *