Pierwszy bandzior

To było kolejne podejście do Pierwszego bandziora Mirandy July. Za pierwszym razem zupełnie nie byłem w stanie wejść w atmosferę. Tak bywa. Ale nie odrzuciłem, tylko odłożyłem na inny czas. Spokojniejszy, wakacyjny. Tym razem było lepiej. O wiele lepiej. Historia czterdziestoletniej Cheryl, outsiderki albo dziwaczki w zależności od tego, jak chcemy ją postrzegać. Intrygująca. Niestety z kolejnymi stronami coraz bardziej przypominała mi Eleaonor Oliphant ma się całkiem dobrze. Lepiej napisana bez wątpienia, ale posiadająca te wszystkie wady, które mnie zniechęciły do powieści Gail Honeyman – nie interesuje mnie spiętrzanie kolejnych dziwactw i sytuacji, w których bohaterka czuje się osaczona lub nierozumiana, tłumacząc nam swój świat, a my mimochodem mamy się uśmiechnąć.

Po jednej czwartej książki, zaczyna mnie nudzić coraz bardziej i przerzucam kolejne strony. Zupełnie nie przekonuje mnie ten rodzaj prozy. Kumulowanie dziwności, nietypowych zachowań. Zawsze mam wrażenie w takich momentach, że autor oszukuje. Że pod płaszczykiem ekstrawagancji, odjazdów, bezkompromisowości, nieskrępowanej wyobraźni, niezwykłego poczucia humoru (i co tam jeszcze można wyczytać w pozytywnych opiniach) w gruncie rzeczy nic nie ma. Może trochę rozrywki dla tych, którzy taką preferują. Mnie najzwyczajniej w świecie nuży.

Kończę po jednej trzeciej. W papierowej wersji to pewnie około 100 stron. Wystarczy.

[Photo by Robert Gramner on Unsplash]

 

Pierwszy bandzior, M. July

Pierwszy bandzior, Miranda July

Wyd.: Pauza, 2018

Tłum.: Łukasz Buchalski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *