Naczelne z Park Avenue

U pawianów sytuacja wydaje się prosta. Władzę ma ten samiec, który jest największy, najstarszy i najsilniejszy. Hierarchia jest prosta, choć czasami zostaje zaburzona. Pojawia się nowy z zewnątrz, który próbuje pokazać się od jak najlepszej strony. Biada mu jednak, jeśli nie okaże się dość silny. Jego upadek będzie wyjątkowo bolesny.

Czasami wyjątkowo silny młodzik, być może syn wysoko postawionej samicy postanowi zrobić zadymę, żeby zyskać szacunek innych. Taką sytuację opisuje Robert Sapolsky (Kłopot z testosteronem). Młody agresywny pawian zaczął atakować ciężarne samice. Nawet jak na pawiany było to dość nietypowe zachowanie. Młody był agresywny i agresją starał się zbudować pozycję w stadzie. Gdy zbadano poziom kortyzolu (stresu) okazało się, że jest on skrajnie wysoki u samca. Znacznie wyższy niż u prześladowanych samic i innych osobników. Stres jest pochodną walki o ciągłe utrzymanie pozycji. I lękiem przed jej utratą.

Przypomniałem sobie tę historię podczas czytania książki Naczelne z Park Avenue  Wednesday Martin. Autorka jest antropologiem, przez moment nawet pracowała z Sapolskim. Nie jest pawianem, ale należy do naczelnych. Do specyficznej grupy naczelnych, wśród których przyszło jej zamieszkać. Upper East Side to jedna z dzielnic nowojorskiego Manhattanu. Opływająca w luksus i bogactwo. Martin przybyła z zewnątrz do grupy władczych samic-matek, wśród których najważniejsze wydają się być symbole pozycji. Prywatne odrzutowce, odpowiednie koneksje, ubrania i torebki za kilka tysięcy dolarów, trenerzy personalni, wygląd. Cały ten świat istniejący obok nas i obecny w popkulturze, często w postaci satyry.

Wednesday Martin przybyła z zewnątrz. Dokładnie jak u pawianów, szympansów i innych naczelnych była na dole hierarchii. Dopiero z czasem powoli wspinała się po kolejnych szczeblach. Choć nie było to łatwe. Jeśli wybiera się szkołę publiczną dla swojego dziecka, zamiast prywatnej to już wysyła się sygnał otoczeniu, że jest się nieudacznikiem.

Czytam o torebce Birkin od Hermèsa i jestem pod wrażeniem. Pod wrażeniem maketingowego majstersztyku. Jak grupie najbogatszych z najbogatszych zaproponować luksusowy towar, w limitowanej edycji (wg Martin produkowanych jest 2500 sztuk rocznie), którą można zdobyć wyłącznie znając ODPOWIEDNIE osoby. Mając nawet miliardy na koncie, nie da się po prostu wejść do sklepu i jej kupić. Wytrzeszczam oczy i przypominam sobie hasło “Lidl sprzedaje torebki Wittchen”. Szybkie wpisanie w wyszukiwarkę i znalazłem Dlaczego nie poszłam do Lidla po torebkę Wittchena?

Po prostu ta promocja i całe szaleństwo z nią związane zwyczajnie mnie zniesmaczyły!

Co z tego że torebkę można kupić sobie za 249zł? Teraz widząc kobietę z torebką Wittchen na ulicy pomyślę sobie: oo, kupiła ją w Lidlu. Zwłaszcza, że kampania była tak silna że już pamiętam które to modele. A kto kupił w Lidlu torebkę Wittchena?

To skala mikro tego co się dzieje w świecie zamożnych mieszkanek Manhattanu. Status. Muszę mieć coś więcej i bardziej. Coś co będzie krzyczało “was na to nie stać”.

Torebka. Kawałek skóry.

Na marginesie książki Martin – Wittchen, marka która powstała w 1990 roku. Marzenie niektórych kobiet. O matko! Miałem kilka lat temu portfel. Rozpadł się po trzech miesiącach. Widać nie służył do noszenia pieniędzy, tylko do pokazywania. Dłużej przeżyły portfele marki Tchibo 🙂

Straszny świat pokazuje ta książka. NIby z jednej strony to są rzeczy o których się wie. Ale opisanie tego przez antropologa dodaje pewnego smaczku. Co więcej antropolog sam ma pewien problem. Bo o ile wejście w stado pawianów, tak jak robiło to wielu obserwatorów i przyjęcie ich zasad wydaje się neutralne, to w tym wypadku mamy do czynienia z homo sapiens. Gatunkiem, który powinien być nam bliższy. Odnosiłem wrażenie, że szybciej zrozumiem zachowanie małp. 190 000 lat ewolucji. Kora przedczołowa. Większy mózg. To wszystko po to, żeby pokazywać swoją dominację? I to w sposób delikatnie mówiąc: zwierzęco-agresywny.

Nieźle.

Podoba mi się w tej książce pewien dystans. To, że mimo delikatnego humoru (również autoironii) Martin stara się nie oceniać kobiet z Manhattanu, choć to byłoby łatwe. Obśmiać, ponabijać się. To jest tak odmienne od tego, co w naszej rodzimej przestrzeni się dzieje, gdy ludzie mówią o “Januszach” czy “Grażynach”. Kilka klas dzieli od podejścia antropologicznego Martin do patrzenia z wyższością. Co więcej ta wyższość jest pozorna. Wszyscy żyjemy w specyficznych habitatach, mamy swoje rytuały, pokazujemy swoją pozycję lub uległość. Może wydaje się nam, że jesteśmy lepsi, ale gdzieś tam jest ktoś, dla kogo nie jesteśmy warci nawet tyle by odpowiedzieć “dzień dobry”.

Gdybym miał krótko opisać Naczelne z Park Avenue, byłoby to: O, kurwa!

Jest jednak doświadczenie, łączące samice naczelnych, które sprawia, że walka o dominację, pokazanie własnego statusu przestaje mieć nie tylko znaczenie, ale wydobywa empatię. Kosztowne. Chciałoby się napisać, że wtedy część tych wrednych aroganckich matek, zaczyna pokazywać ludzkie uczucia. Problem w tym, że nie są one charakterystyczne wyłącznie dla homo sapiens.

Naczelne z Park Avenue, W. Martin

Naczelne z Park Avenue, Wednesday Martin

Wyd.: Znak, 2016

Tłum.: Magdalena Zielińska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *