Płomienica zimowa – w WIkipedii znajdziemy informację, że to pospolity grzyb występujący w Polsce. Odporny na mróz, rośnie na wierzbach i brzozach. Rośnie w kępkach więc dla grzybiarzy takich jak ja, czyli leniwych i nieudolnych, w sam raz do zbierania.
Ale, nigdy ich nie zbierałem. Ani nie jadłem.
A teraz czas na egzotykę. Płomienica, to ni mniej, ni więcej tylko “enoki” znane z azjatyckiej kuchni. Tylko wyglądają inaczej. Nasze mają dość duże, ciemne kapelusze, te azjatyckie mają niewielkie kapelusze, długie nóżki i są całe białe. Agata Pavlinec w ekologia.pl, pisze, że biały kolor jest wynikiem nie wystawiania na światło, zaś długie nóżki wyrastają zaś zapewnieniu podwyższonego poziomu dwutlenku węgla w powietrzu.
Nie wiedziałem tego wszystkiego, gdy kupowałem paczkę suszonych enoków, czy też płomienicy do robionego po raz pierwszy ramenu.
Ramen zrobiony, obiad na dwa dni zapewniony, ale co zrobić z resztą grzybów?
Z pomocą przyszedł internet i przepis na koreańskie placuszki, który nieco zmodyfikowałem.

Koreańskie placki z grzybami enoki
Składniki
- enoki/płomienica zimowa suszone, choć lepsze będą świeże
- olej sezamowy
- mąka do oprószenia
- dymka
- 1 szt. jajko
- cebula nieduża
- 1/2 papryka czerwona
- papryka chili
- sól
- pieprz
Wykonanie
- Suszone grzyby moczymy godzinę w zimnej wodzie w lodówce. Odcinamy stwardniałe końcówki, z których wyrastają pojedyncze grzyby. Gotujemy około 10 minut. Osuszamy i posypujemy mąką. Skrapiamy olejem sezamowym. Przy świeżych odcinamy tylko dolne części
- W miseczce mieszamy jajko z posiekaną drobno cebulką, papryką i chili. Doprawiamy solą i pieprzem, mieszamy z grzybami. [W oryginalnej wersji zamiast papryki jest marchew]
- Smażymy na patelni niewielkie placuszki. W zasadzie można też usmażyć je jako omlet.
Niestety suszone grzyby nawet po ugotowaniu są zbyt twarde. Świeże muszą być znacznie lepsze. Więc do następnego razu.
A na podsumowanie, coś bez przepisu. Ten znajduje się w Obfitości Yotama Ottolenghi (str. 44) – tofu w czarnym pieprzu. Dajcie zarobić wydawcy, zwłaszcza, że co strona to tam jest perełka.
Jeśli chodzi o tofu, to jestem jak Bestia z Młodych Tytanów – uwielbiam w każdej postaci. Ale ta wersja wysunęła się zdecydowanie na czoło ulubionych przepisów.
Chrupko smażone tofu, mnóstwo cebulki, sosu sojowego, chili i pieprzu. Bardzo dużo pieprzu. Ponieważ tofu doskonale przejmuje smaki i aromaty, całość jest niesłychanie aromatyczna.
Aż musiałem spojrzeć czy to na pewno Pański blog, czy jeden z wege kucharskich blogów, które czytuję 🙂 Akurat miałem zrobić swoje klasyczne tofu na złoto z warzywami, ale ta brązowa skórka ze zdjęcia działa inspirująco, żeby spróbować czegoś nowego.
Pozdrawiam wakacyjnie
(Możemy sobie nie „Panować”?)
Jeśli jesteś wege, to książka Ottolenghiego jest fantastyczna. A to tofu obsmażone w mące kukurydzianej i w sosie z sosów sojowych jest czymś niesamowitym. Będę wkrótce testował na moim nastolatku, który za tofu nie przepada. Jestem ciekaw, czy pozna.
Dziękuję Grzegorzu, zamówiliśmy książkę z żoną i będziemy również próbować te potrawy, są bardzo inspirujące. Z mojej strony popełniłem spis różnych wege potraw, które najczęściej lądują na naszym stole:
http://podtworca.blogspot.com/2020/03/wodospad-kolorowych-potraw.html
Pozdrawiam,
Dominik
Pamietam historię, gdy jeden mój znajomy odrzekł, że rezygnuje z mięsa. To było przed jakąś imprezą z grillem. No i ktoś tam zadziwiony odpowiedział „to co ty, ziemniaki będziesz wpie%$%$lał?”. Po czym patrząc na te wszystkie grillowane papryki, bakłażany, pomidory, cebulę ludzie nagle odkryli, że istnieje świat poza karkówką i kaszanką.
Wege jest najtrudniejsze poza sezonem letnim. Bo ja uwielbiam świeże sezonowe warzywa. Choć na szczęście daje się kupić kalafiory/brokuły/ogórki. Tylko pomidory nie mają smaku.