Growth Hacker Marketing

Gdyby taka książka ukazała się przed 2000 rokiem można by uznać pewne treści w niej zawarte za odkrywcze. Ale w 2013? Nie rozumiem jej fenomenu. Przyznaję jednak szczerze, nie mam pojęcia o marketingu i jego skuteczności. Obserwując to i owo przychylam się do słynnego poglądu Johna Wanamakera, że “połowa pieniędzy wydanych na reklamę jest wyrzucana w błoto. Problem w tym, że nie wiadomo która”. Żyjący na przełomie XIX i XX wieku Wanamaker zwany jest pionierem reklamy, zaś wyrażona przez niego opinia sugeruje spory autokrytycyzm i dystans. Tych zaś elementów zabrakło mi u Ryana Holidaya, w książce Growth Hacker Marketing. O przyszłości PR, marketingu i reklamy.

Odniosłem wrażenie, że Holiday ubrał stare rzeczy w nowe szaty, podlał to ogólnikami, wykorzystał pewien chwyt polegający na tym, że wmawia się czytelnikowi pewne rzeczy jako oczywiste, choć takie nie są, a do tego zgrabnie wyselekcjonował próbkę i na tej podstawie próbuje przekonać do nowego narzędzia marketingowego czyli “hakowania wzrostu”.

Dropbox, Evernote, Hotmail, Instagram, Twitter. Padają te nazwy, pokazywane są przykłady działania i sukcesu, ale nawet słowem nie ma o tym, że podobne metody i techniki stosowały w tym samym czasie setki innych firm i niestety nie osiągnęły aż takiego sukcesu. Przy tej książce można się zastanawiać nad licznymi pułapkami poznawczymi, w które wpadł autor. Efekt pewności wstecznej, czyli po fakcie wyjaśnianie sukcesów pewnych produktów i marek, swego rodzaju podstawowy błąd atrybucji – przypisywanie zasług działaniom, a nie przypadkowi i okolicznościom i wiele wiele innych.

Gdy Holiday pisze o tym, że nie przypomina sobie, żeby w czasach gdy zajmował się tradycyjnym marketingiem, choć raz wrócił do fazy projektowania i doskonalenia produktu słabo przyjętego przez klientów zastanawiam się nad jego doświadczeniem. W chwili pisania książki miał dwadzieścia siedem lat, z tego osiem już na rynku pracy. Niby dużo, ale jednak mało. Być może jest cudownym dzieckiem, być może cenionym konsultantem, ale w tej jego niewielkiej książce nie ma moim zdaniem nic poza ogólnikami i banałami.

A rewolucyjne hakowanie wzrostu to między innymi:

Możesz stworzyć setki fałszywych profili, aby wywołać wrażenie, że Twoja usługa jest bardziej popularna i aktywna niż w rzeczywistości — nic tak nie przyciąga tłumów jak tłumy (tak postąpił Reddit na początku działalności). […]
Możesz nazwać klinikę planowego rodzicielstwa nazwiskiem klienta albo zapłacić gwiazdce klasy D za mówienie o Tobie obraźliwych rzeczy, żeby nadać rozgłos Twojej książce (te sztuczki wykorzystałem sam).

No cóż jeśli to są niesamowicie skuteczne metody odmienne od klasycznego marketingu, to ja pozostanę przy swojej ignorancji. Zwłaszcza, że od czasu napisania tej książki akcje Twittera, Groupona spadły ponad 50 procent, Zynga zanurkowała około 30 procent, Snap (czyli Snapchat) od debiutu w 2017 praktycznie tylko spada. A to wszystko ma miejsce podczas bezprecedensowej hossy na rynku amerykańskim. Indeks S&P500 zyskał od 2013 roku ponad 80 procent. To tylko potwierdza, że wnioskowanie na podstawie zgrabnie wyselekcjonowanych przykładów ma raczej kruche podstawy.

Niecałe dwieście stron banałów i sloganów daje się przeczytać w jeden wieczór. Może dla siebie ktoś znajdzie tam jakąś inspirację, ja nic interesującego nie widzę.

Growth Hacker Marketing, R. Holiday

Growth Hacker Marketing. O przyszłości PR, marketingu i reklamy, Ryan Holiday

Wyd.: One Press, 2015

Tłum.: Michał Lipa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *