Kilka dni temu postanowiłem posłuchać starych płyt Marillion. Zwykle przychodzi mi ochota na te powroty muzyczne raz na rok. Czasem częściej, czasem rzadziej. Miałem jakąś niebywałą ochotę zwłaszcza na utwór Grendel. Blisko dwudziestominutowej suity, która ukazała się w 1982 roku na drugiej stronie singla Market Square Heroes, a później w zbiorze B’Sides Themselves. Utwór powstał zainspirowany powieścią Johna Gardnera z 1971 roku o tym samym tytule.
Jako fan Marillion w młodości, udało mi się również zdobyć powieść Gardnera, która stała na półce w gronie najważniejszych dla mnie książek. I w zasadzie wyłącznie tyle. Nie pamiętam jej zupełnie. Wiem, że czytałem. Mam mgliste wrażenia, co do czasu i nic więcej. Prawdopodobnie bardzo chciałem, żeby mi się podobała – …no bo przecież Marillion… – ale chyba nie zostawiła większego śladu.
Słuchając w samochodzie kawałka Marillion, a później jeszcze dwukrotnie w domu, przemknęła mi myśl, żeby sięgnąć do książki Gardnera. I..jestem zachwycony!
Powieść bazuje na epickim staroangielskim poemacie heroicznym Boewulf. O ile jednak Boewulf sławił czyny bohatera o tym imieniu, o tyle Gardner postanowił opowiedzieć historię, z perspektywy jednego z antagonistów – potwora Grendela.
Ta zmiana perspektywy ma kolosalne znaczenie, zwłaszcza na początku, gdy Grendel zaciekawiony światem ludzi, chce ich poznać. Ci jednak reagują na jego wygląd przerażeniem, krzykami i próbą walki. On tego nie rozumie, ale to budzi w nim złość, frustrację i niechęć do rodzaju ludzkiego. Szybko zaczyna wchodzić w rolę, jaką ludzie dla niego znaleźli. Zwłaszcza po spotkaniu ze smokiem, który zdaje się – jak to smoki – mieszać mu w głowie, podważać sens istnienia dobra i zła.
Niby nie ma tam nic nowego – odkrywanie dwulicowości ludzi, tego, w jaki sposób tworzą politykę, zdobywają władzę, a jednak Gardnerowi udało się – zmieniając nieco perspektywę – pokazać zaskoczenia, a równocześnie to, że Grendel chce być podobny, a z drugiej strony mścić się na ludziach.
No i nie sposób nie zwrócić uwagi, w kontekście wydarzeń politycznych w Polsce, na przemowę doradcy księcia Hrothulfa, namawiającego go do przejęcia władzy.
— Trzeba nadzwyczajnego zbiegu okoliczności, by móc wyjść poza prawo! By przemoc mogła rozpocząć swe rządy, należy najpierw całkowicie odwrócić powszechnie akceptowane systemy wartości, jednym pociągnięciem przemienić najstraszniejsze zbrodnie w czyny bohaterskie i chwalebne. Jeżeli rewolucję spotka klęska, będzie tak tylko dlatego, że ty i wszyscy, którzy będą jej przewodzić, cofniecie się, przestraszeni własną brutalnością!
[…]
— Totalne zniszczenie wszelkich instytucji i kodeksów moralnych społeczeństwa jest już samo w sobie aktem kreacji, ba, aktem religijnym.
[…]
Spójrzmy zresztą na działanie królestwa! Ma ono chronić powszechnie uznawane wartości, ustalać kompromisy społeczne, podnosić poziom życia ogółu. Jednym słowem, królestwo udaje, że walczy o lepsze życie dla całej wspólnoty. Możesz powiedzieć, że broni władzy sprawowanej przez garstkę jednostek i tłumi dążenia mas.
Jak głosi ta sama fikcja, dzieje się to za ogólną zgodą. Instytucja królestwa spełnia swe zadanie doskonale — to trzeba przyznać.
Wiesz, jak to się robi, książę. Nagradzanie ludzi najlepiej przystosowanych do systemu: najpierw wasale króla, za nimi ich najlepsi słudzy i tak aż do końca, na którym znajdują się ci nieprzystosowani w ogóle. Tych zapędza się w najciemniejsze zakamarki królestwa, więc nie stanowią problemu. Można też ich zagłodzić, wtrącić do więzienia albo wysłać na wojnę.
Wystarczy jednak zaspokoić chciwość większości, by owa reszta stała się nieszkodliwa. Tak to jest. Przy tym przez cały czas ludzie mają wrażenie, że dzieje się to za ich zgodą. Kiedy zaczynają szemrać najubożsi pracownicy, ty zaczynasz głosić, że władza państwowa stoi ponad społeczeństwem, aby mu służyć, regulować jego życie, temperować i utrzymywać w granicach porządku —jednym słowem, że stanowi wyższą, bezosobową instancję sprawiedliwości. A jeżeli pracownicy nadal nie chcą się z tobą pojednać, krzycz: „Prawo!”, krzycz: „Wspólne dobro!” i przykręcaj śrubę. Kilku powinieneś wtedy aresztować i stracić.
Czyż właśnie tak to nie wygląda?
[Foto: koncert Marillion, 1983]
Grendel, John Gardner
Wyd.: Wydawnictwo Literackie, 1987
Tłum.: Piotr Siemion