Fizyka smutku

Fantastyczna! Męcząca…, a nie jednak fantastyczna!

W zasadzie to już nie wiem.

Język Georgi Gospodinowa (i tłumaczki prawdopodobnie) to kolejne perełki. Czyta się je z ogromną przyjemnością. Powoli, nie spiesząc się. Zwłaszcza, że książka w zasadzie, nie ma spójnej fabuły. Narrator sam o sobie pisze, że jest kupcem opowieści. Cały czas nie wiemy, co jest wymyślone, co wspomnieniami autora/narratora, co historiami jego rodziny, a co zupełnie innych ludzi. Pod tym względem Fizyka smutku przypomina bardzo Po trochu (Weronika Gogola). Bijąc ją jednak na głowę językiem i atmosferą. Do tego dochodzi ten łączący całość motyw Minotaura i labiryntów, który sprawia, że nie wiemy już zupełnie, gdzie jesteśmy i kim jest narrator.

Niektóre książki powinny być zaopatrzone w nić Ariadny. Ich korytarze nieustanne zakręcają, krzyżują się jedne z drugimi.

Liczymy na to, że wszystko się wyjaśni. Ale tu nie ma jednej nici. Jest ich zbyt wiele. Niektóre się łączą, inne zrywają.

Miałem taki moment w trakcie, że chciałem porzucić. Bo w zasadzie już wiedziałem, że nie ma konkretnej narracji, są wyłącznie strzępy wielu różnych historii. Ale wracałem do tego języka.

I właśnie takie powroty, powolne czytanie okazało się najlepszym kluczem. Przestać traktować tę książkę jako całość. Tym samym możemy zrozumieć jeden z cytatów znajdujących się na samym początku.

Czyste gatunki niezbyt mnie interesują. Powieść to nie Aryjczyk.

To zdanie jednego z bohaterów – przyjaciela autora/narratora – być może prawdziwego, być może wymyślonego zdaje się być najlepszym kluczem do całości.

Gospodinow jest moim rówieśnikiem, więc mimo tego, że dzieciństwo spędził w Bułgarii, mamy zadziwiająco zbliżoną pamięć szarych lat socjalizmu. Co więcej jest to również zbieżne z innymi krajami środkowej Europy, na co zwróciłem uwagę przy okazji Domu Kata czy Księdze szeptów i – w tamtym wypadku – Rumunii czy Węgier. Do tego dochodzą jeszcze jednostkowe doświadczenia, z dzieciństwa i młodości.

W wieku pięciu lat nauczyłem się czytać, a w wieku sześciu lat była to już choroba. Bezładne dreptanie z książkami. Taka bulimia czytania. Czytałem wszystko co znalazłem i szybko doszedłem do regału mamy, do tego fioletowego tomu w twardej oprawie z wielkim tytułem Kryminalistyka.

Cóż  za koincydencja! Z tym, że w moim przypadku była to nie kryminalistyka, ale cała półka z kryminałami mojej mamy (i w nieco późniejszym wieku), dzięki czemu nie czytuję już dziś kryminałów.

Znalazłem wywiad z tłumaczką Fizyki smutkuMagdaleną Pytlak. Pomyślałem sobie, gdy ona mówi o tym, że Bułgarzy mają silne poczucie tego, że nikt ich nie rozumie, i że ich kultura jest nieprzekładalna, że to właściwie jest bliskie również nam.

Największą wadą tych wspomnień, obrazków, snów jest to, że mogłyby być zamkniętymi opowiadaniami. A wiele z nich można by po prostu wyrzucić. Przepiękna historia w rozdziale Komoda pamięci mogłaby stanowić zamkniętą całość. Nic tam nie trzeba dodawać. To klejnot sam w sobie.

Tak, jakby autor nie potrafił zastosować w praktyce, tego co w pewnym momencie pisze:

Klasyczne opowiadanie to likwidacja możliwości, które atakują cię ze wszystkich stron.

Jego atakuje ze wszystkich stron wszystko co tylko możliwe. Ale było warto. Dla wielu słów, zdań, obrazów.

Kiedyś wszyscy powtarzali: “Dla nas jest już za późno, ale niech przynajmniej dzieciaki żyją inaczej”. Mantra późnej komuny. Teraz łapałem się na tym, że nadchodzi moja kolej na wypowiedzenie tego samego zdania.

[Foto: ilustracja z książki Nić Ariadny, Jan Bajtlik]

Fizyka smutku, G. Gospodinow

Fizyka smutku, Georgi Gospodinow

Wyd.: Wydawnictwo Literackie, 2018

Tłum.: Magdalena Pytlak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *