Dopamina i sernik

Zawziąłem się. Postanowiłem jednak przeczytać książkę Dopamina i sernik, Manfreda Spitzera choć kupiłem ją latem i od tamtego czasu podchodziłem do niej dwukrotnie. Do trzech razy sztuka!

Niestety poległem. Kolejne rozdziały okazały się zbiorem artykułów z magazynu Nervenheilkunde (Neurobiologia) i czuć to na każdym niemal kroku. Przegląd przeróżnych badań dotyczących funkcjonowania mózgu, układu nerwowego od czasu do czasu przerywany komentarzem autora, który jest psychiatrą. Szczypty humoru, którą wydawca zachęca nas z okładki, ja nie widzę. Gdzież mu do lekkości Roberta Sapolsky’ego (Dlaczego zebry nie mają wrzodów, czy Małpie amory), czy Davida Eaglemana (Mózg incognito). Nie wspominając Olivera Sacksa.

Poddałem się przy okazji rozdziału siódmego, gdy doszedłem do zdania “powszechnie wiadomo, że przemoc z wirtualnego świata przenosi się do świata rzeczywistego…”. No więc nie powszechnie, o czym świadczy znany otwarty list ponad 200 naukowców z przeróżnych uczelni dotyczący właśnie takiego wniosku, który płynął z raportów American Psychological Association.

Ale to nawet nie o to chodzi (list zdaje się jest późniejszy niż pierwotnie opublikowany był tekst Spitzera). Po prostu materiały do miesięcznika pisze się nieco inaczej. Nie muszą się ze sobą łączyć, a to powoduje, że książka jest chaotyczna. Ze względu na ograniczenia miejsca często są okrojone, choć w książce autor mógłby dopracować styl. Pewną wartością mogłaby być bibliografia i odwołania do źródeł, gdyby nie to, że Spitzer cytuje i odwołuje się do swoich własnych tekstów (np. w rozdziale 6 na 11 pozycji, do których nas kieruje w bibliografii, siedem to jego własne materiały).

Zanim jednak ją całkowicie zostawię zwrócę uwagę na pewien temat, o którym pisał kilka lat temu, a który właśnie mamy okazję przetestować na własnej skórze. Chodzi o komputeryzację szkół. Rozdział dotyczący tej kwestii zatytułował The Good, the Bad and the Ugly, wyjaśniając, że wprowadzenie do szkół komputerów rozpoczęło się okropnie, po kilku latach zmieniło się na złe, żeby wreszcie powoli dochodzić do dobrego.

Jedną z poruszonych przez niego kwestii jest problem tablic interaktywnych wprowadzanych do szkół podstawowych.

Na matematyce “myśli się” kredą i tablicą lub ołówkiem i kartką papieru. Tak jest szybciej, dostarczane są bodźce czuciowe, łatwiej to obsłużyć, nie zużywa się prądu, a koszty inwestycyjne, a tym bardziej koszty utrzymania i konserwacji są do zaakceptowania.

Jak ja go dobrze rozumiem. Gdy trzy lata temu moje dziecko poszło do pierwszej klasy, zachwalano jaka to nowoczesna szkoła, z interaktywnymi tablicami, możliwościami, fajerwerkami. Zastanawiałem się nad tym, że chyba znacznie prostsze i szybsze jest uczenie dzieciaków liter na zwykłej czarnej tablicy. W pierwszym tygodniu super wypasiony sprzęt nie działał, bo jeszcze nie było zainstalowane oprogramowanie. Kilka razy nie było prądu i nie działał sprzęt. Bywają problemy z rzutnikiem. Gdy jest zbyt jasno, nie pomagają nawet żaluzje, bo obraz na ekranie jest niewidoczny.

W drugim miesiącu w klasie pojawiła się maleńka tablica z marketu, żeby nauczycielce było wygodniej i szybciej.

Po dwóch latach w klasach doszły klasyczne “analogowe” tablice. Może niezbyt duże, ale za to działają. Komputeryzacja jest super. Ale to nadal my powinniśmy mieć głowy do tego, jak ją wdrażać.

Może książka Spitzera komuś się spodoba, bo porusza ważne i ciekawe tematy. Dla mnie jest rozczarowaniem.

Dopamina i sernik, M. Spitzer

Dopamina i sernik, Manfred Spitzer

Wyd.: PWN, 2014

Tłum.: Agnieszka Haładyj

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *