Archiwum kategorii: Podróż w przeszłość

Portret artysty w wieku młodzieńczym

Mignęła mi gdzieś zapowiedź nowego wydania Ulissesa Jamesa Joyce’a. Ponieważ jest to jedna z najważniejszych dla mnie książek zacząłem poszukiwania. Wiedziałem, że pracował nad nią Maciej Świerkocki, zaś do tłumaczenia Macieja Słomczyńskiego jest wiele zastrzeżeń, tym bardziej byłem ciekaw, choć nie wiem, czy znalazłbym skupienie i czas. Szybka kwerenda po księgarniach netowych nie przyniosła satysfakcjonującego wyniku, łącznie z tym, że nie mogę znaleźć źródła tej zapowiedzi. Jednak inne skarby zostały odkryte.

Pamiętam, jak długie lata poszukiwałem Epifanii po antykwariatach, absolutnie niedostępnego wydania z PRLu. Kilka lat temu, gdy z jakiejś okazji przeszukiwałem Allegro, okazało się, że egzemplarze są dostępne za grosze. Nie kupiłem. Teraz okazało się, że ponad dwa lata temu ukazał się nowy przekład Adama Poprawy. Przy okazji też okazało się, że jest również nowe tłumaczenie książki uznawanej za autobiografię autora, czyli Portret artysty w wieku młodzieńczym, znana do tej pory z dawnego przekładu jako Portret artysty z czasów młodości. Czytaj dalej Portret artysty w wieku młodzieńczym

49 opowiadań

Umarł, jak mówią Hiszpanie, pełen złudzeń. W swym życiu nie zdążył utracić żadnego z nich, ani nawet na końcu odmówić aktu skruchy. (Rogi byka)

Dopiero teraz po latach widzę, jak wiele Hłasko czerpał ze stylu Hemingwaya. Choć może mi się tylko zdaje. Może powinienem sięgnąć do jego powieści izraelskich i to zweryfikować, nie zaś bazować na ułomnej pamięci. Minęło ponad pół roku od ostatniego mojego powrotu do lektur sprzed lat. Wśród potencjalnych kandydatów przewijali się Mailer, Hłasko, Hemingway, Dos Passos.

Najbardziej mnie ciągnęło do powieści Hemingwaya. Impuls przerodził się w działanie po wycieczce po Andaluzji. Gdzieś w piwnicy leży Słońce też wschodzi, pamiętając jednak mgliście opisy walk byków z opowiadań sięgnąłem po zbiór 49 opowiadań. Czytaj dalej 49 opowiadań

Auto da fé

W moim najstarszym zeszycie z cytatami stronę przed tym, jak pojawili się tam Bracia Karamazow znajduje się zbiór zdań Eliasa Canetti. Pamiętam, że w tamtym czasie czytałem Auto da fé. Jednak poza okładką, ogólnym wspomnieniem pożaru biblioteki i decyzją o rezygnacji z czytania beletrystyki przez głównego bohatera profesora Kiena, żadnych innych śladów pamięciowych nie zanotowałem. Ponieważ zapisane cytaty nie mają żadnego źródła podejrzewam, że pochodziły z jakiegoś zbioru “aforyzmów”. Prawdopodobnie była to PIW-owską serię aforystyczna. Czytaj dalej Auto da fé

Bracia Karamazow

List do siebie samego

Drogi G.

Chciałbym, żebyś mi opowiedział, co tak bardzo zachwyciło Cię w tej powieści. Dlaczego nim skończyłeś wiek nastoletni przeczytałeś ją kilkukrotnie. Z perspektywy znacznie bardziej dojrzałego faceta, ale przecież tak bardzo się nie różnimy od siebie, egzaltacja bohaterów jest nieznośna. Spotkanie Gruszeńki z Katarzyną Iwanowną jest groteskowe. Nie pomaga nawet zrozumienie czasów kiedy powieść została pisana i akceptacja formuły literackiej. Ze zdumieniem otwierałem oczy po każdym niemal zdaniu, zadając sobie wciąż to pytanie – co Cię wówczas uwiodło. Czytaj dalej Bracia Karamazow

Cienka czerwona linia

Musiała to być jakaś siódma klasa szkoły podstawowej. Raczej nie szósta, choć kto wie. Moi koledzy wtedy zaczytywali się w serii “tygrysków” (Biblioteka Żółtego Tygrysa). Wymieniając się, kupując, dyskutując. Nie przypominam sobie, żebym, którąkolwiek skończył, choć objętościowo były niewielkie. Tematyka zupełnie mnie nie interesowała. Zamiast czytać o ruchach wojsk i oczywiście bohaterskich polskich żołnierzach, pociągała mnie bardziej bardziej mitologia grecka i rzymska oraz tak zwana literatura dziewczęca (m.in. Ania z Zielonego Wzgórza). Czytaj dalej Cienka czerwona linia

Zapach niewidzialnego

Przez długie lata w różnych okolicznościach przypominałem sobie opowiadanie publikowane w odcinkach w PRL-u w magazynie, którego nazwa zniknęła gdzieś w czeluściach mojej pamięci. To były wyłącznie hasła – sproszkowany żuk na potencję, Yasmina – główna bohaterka i różne przygody erotyczne tejże. To było wszystko. Kilka miesięcy przed wystartowaniem ze speculatio.pl po jakiejś kolejnej rozmowie na temat fascynacji młodzieńczych uparłem się, że wreszcie znajdę to czasopismo. Po głowie kołatały mi się Fakty i mity, ale to nie był ten trop. Po ładnych paru godzinach poszukiwań znalazłem. Tym magazynem były Fikcje i fakty, wydawane w połowie lat osiemdziesiątych. Ostatni raz swoje egzemplarze widziałem ze dwie dekady temu w piwnicy u rodziców. Prawdopodobnie poszły do pieca.

Czytaj dalej Zapach niewidzialnego

Czas życia i czas śmierci

  –  Rosjanie są Aryjczykami. A ojczyzna potrzebuje żołnierzy.

[…]

– Rosjanie nie są Aryjczykami – powiedział nagle milczący dotychczas żołnierz o spiczastej, szczurzej twarzy i małych ustach.

Wszyscy spojrzeli na niego.

– Mylisz się – odparł łysy. – Oni są Aryjczykami. Przecież byliśmy z nimi sprzymierzeni.

– To są podludzie, bolszewiccy podludzie, a nie Aryjczycy. Takie są ustawy.

– Mylisz się. Polacy, Czesi i Francuzi są podludźmi. Rosjan uwalniamy tylko od komunistów. To Aryjczycy. Ma się rozumieć, z wyjątkiem komunistów. Może nie są takimi Aryjczykami jak my, tylko zwykłymi Aryjczykami do roboty. Ale nie będą wytępieni.

Szczur zdumiał się.

– Oni byli zawsze podludźmi – oświadczył. – Wiem dokładnie. Najzwyklejszymi podludźmi.

– To się dawno zmieniło. Tak jak z Japończykami. Oni też są teraz Aryjczykami, odkąd zawarli z nami przymierze wojenne. Żółtymi Aryjczykami.

– Obaj nie macie racji – odezwał się basem niezwykle owłosiony żołnierz. – Rosjanie nie byli podludźmi, kiedy jeszcze byli naszymi sprzymierzeńcami. Ale są nimi teraz. Tak się przedstawia ta sprawa.

[…]

– Francuz byłby z tego wszystkiego może jeszcze najlepszy – powiedział łysy. – Wedle ostatnich badań to są tylko półpodludzie.

– To zwyrodniali ludzie średniego gatunku. – Bas spojrzał na Graebera, który zauważył lekki uśmieszek na jego szerokiej twarzy.

Jakiś krzywonogi mężczyzna z zapadniętą klatką piersiową, który wędrował niecierpliwie po izbie, podszedł teraz do nich.

– My jesteśmy nadludzie – powiedział. – A wszyscy inni – podludzie, to jasne, ale kto jest właściwie zwykłym człowiekiem?

Łysy zastanowił się.

– Szwedzi – powiedział po chwili. – Albo Szwajcarzy.

– Albo dzicy – oświadczył bas. – Tylko dzicy.

– Białych dzikusów nie ma już przecież – powiedział szczur.

To wszystko jest takie proste. Kto nie z nami ten lewak, komuch, zdrajca. Wystarczy prześledzić wypowiedzi polityków w mediach, żeby zobaczyć jak ich postrzeganie świata ma wiele wspólnego z rozmową młodych niemieckich żołnierzy na froncie rosyjskim sportretowanych przez E.M. Remarque’a w Czasie życia i czasie śmierci. Ci, którzy się tam znaleźli to mieszanina podejrzanych wywrotowców, komunistów, ćwierć-Żydów oraz prawdziwych Niemców, którzy latami poddawani zostali propagandzie faszystowskiej. I nawet jeśli mieli jakieś wątpliwości, to coś do ich umysłu się przesączyło. Czytaj dalej Czas życia i czas śmierci

Łuk Triumfalny

Ravic, Joanna, Morozow, Paryż, Łuk Triumfalny, calvados. W trakcie lektury przypominałem sobie drobne sceny, atmosferę, wrażenia sprzed wielu lat.

Pod koniec PRL-u nie miałem żadnych szans, żeby dowiedzieć się czym jest i jak smakuje calvados. Była w tym jakaś niesamowita egzotyka. Po raz pierwszy miałem okazję kupić calvados w strefie wolnocłowej już w kapitalizmie. I nie pamiętam, czy miałem w głowie bohaterów powieści Remarquea, czy bardziej potrzebny był mi do kurczaka po normandzku. W każdym razie od tamtego czasu butelkę calvadosu zawsze mam w kuchni. Używam jednak tak rzadko, że na pewno zużyłem ich mniej w ciągu minionych trzech dekad, niż Joanna wraz z Ravikiem wypili w całej książce. Czytaj dalej Łuk Triumfalny

Czerwona trawa

Regał stał naprzeciwko okien. Ostatni w rzędzie. Na samym końcu na dolnej półce tej bezpośrednio nad wykładziną litera V. Vian, Boris Vian. Kilka czerwonych całkowicie nieczytanych egzemplarzy. W każdym czysta karta biblioteczna. Czerwona trawa. Byłem tak zachwycony, że poddałem się pokusie i podprowadziłem przy okazji którejś wizyty jeden z egzemplarzy. Uznałem, że lepiej by był u kogoś, kto go czyta, niż ma tam stać zapomniany. Czyn uzasadniało dodatkowo fakt, że nie był to pojedynczy okaz. Czytaj dalej Czerwona trawa

Historia Zézé Vasconcelos

Pamiętam pogodę i okładkę, gdy wyszedłem z biblioteki wojewódzkiej z egzemplarzem Chodź obudzimy słońce. Pamięć jednak jest złudna i zawodna, o czym między innymi wspomina Leonard Mlodinow. Byłem przekonany, że książka ukazała się w serii “Proza iberoamerykańska” Wydawnictwa Literackiego. Tymczasem nawet śladu po niej nie ma. Okładki wydania PAX-owskiego z 1980 roku zupełnie sobie nie przypominam, choć musiała to być właśnie ta. Pamięć jest ułomna, ale z moich notatek z cytatami z tamtego okresu wynika, że czytałem ją tuż po Ciężkich pieniądzach, J. Don Passosa, a tuż przed Waldenem, H.D. Thoreau. Musiała to być I lub II klasa LO. Okładka zdecydowanie dziecięca lub młodzieżowa, ale ten poetycki tytuł mocno zapadł mi na lata w głowie. Chodź obudzimy słońce, J.M. de Vasconcelos

Nowemu polskiemu wydaniu z tytułem Rozpalmy słońce, tej poezji brakuje. Oryginalny portugalski Vamos aquecer o sol przy użyciu translatora nie pozwala mi ocenić, któremu przekładowi jest bliżej. Nazwisko autora José Mauro de Vasconcelos również brzmi tajemniczo i poetycko. Czytaj dalej Historia Zézé Vasconcelos