Archiwum kategorii: Podróż w przeszłość

Antologia Spoon River

Najpierw skojarzenie z Antologią Spoon RIver przyszło w trakcie lektury Poza czasem. Później pojawiło się przy Geimanowskiej powieści dla młodzieży Księga cmentarna. Postanowiłem więc wrócić po wielu latach do Lee Mastersa. Miałem tylko oryginał oraz nie bardzo podobający mi się wybór z 1968 w tłumaczeniu różnych autorów. Z ciekawości więc zerknąłem na portal aukcyjny, czy jest dostępna ta wersja, od której rozpoczął się niegdyś mój zachwyt nad tym tomikiem i całym pomysłem. Jest!  Dostępna od ręki za 20-30 pln. A tyle się niegdyś naszukałem jej po antykwariatach. Zadowoliłem się w końcu “żołtym” tomikiem i zapomniałem szukać. Czytaj dalej Antologia Spoon River

Pokonać depresję

Miałem ją od lat w głowie. Pamiętałem przede wszystkim ogromny sceptycyzm autora, psychologa wobec różnego rodzaju psychoterapii w leczeniu depresji, w szczególności do wszelkich terapii psychoanalitycznych. Sięgnąłem po Pokonać depresję Stuarta Sutherlanda po blisko dwudziestu latach. Książka w polskim wydaniu ukazała się w 2001 roku, zaś pierwsze oryginalne wydanie – i to mnie zaskoczyło ogromnie – w 1974 roku. W 1987 roku ukazała się wersja wzbogacona o opis stanu wiedzy na temat leczenia depresji (na tej opierało się polskie wydanie). Czytaj dalej Pokonać depresję

Sztuka szczęścia. Poradnik życia

Jeśli istnieje rozwiązanie problemu, nie ma się czym martwić. Jeśli nie ma wyjścia z sytuacji, zamartwianie się też nic nie da.

Miałem zaznaczone to zdanie Dalajlamy w swoim papierowym wydaniu Sztuki szczęścia. Wielokrotnie starałem się do niego odwoływać w życiu, choć nie zawsze jest to takie proste. Zwłaszcza w najtrudniejszych momentach. Mój egzemplarz gdzieś się zagubił, więc nawet nie wiem, z którego roku było to wydanie (po raz pierwszy ukazała się w 2000 roku). Pełny tytuł brzmi Sztuka szczęścia. Poradnik życia. To zbiór rozmów, jakie amerykański psychiatra Howard Cutler przeprowadził z XIV Dalajlamą, przywódcą duchowym Tybetańczyków.  Czytaj dalej Sztuka szczęścia. Poradnik życia

Obcy

Woziłem własny egzemplarz w kolejnych samochodach, zmienianych niezbyt często. Po raz pierwszy zabrałem ze sobą ładnych kilka lat temu (nie chcę napisać, że pewnie z dekadę) do poczytania. Ale koniec końców cieniutka książeczka jeździła ze mną jak talizman. Przekładana do bagażnika, bocznych schowków. Sięgałem czasami, czytałem kilka pierwszych stron i to mi wystarczało. Zupełnie jak głaskanie amuletu w kieszeni. Nie trzeba go wyjmować, dokładnie się przyglądać. Tylko jest. Po latach dokładnie nawet nie pamiętamy, jak wyglądał. Tak miałem z Obcym  A. Camus.  Czytaj dalej Obcy

Dżuma

Z każdym kolejnym zdaniem i każdym kolejnym akapitem Dżumy Alberta Camus przypominała mi się mowa noblowska Olgi Tokarczuk (podkreślenie moje).

Żyjemy w rzeczywistości wielogłosowych narracji pierwszoosobowych i zewsząd dochodzi nas wielogłosowy szum. Mówiąc „pierwszoosobowe” mam na myśli ten rodzaj opowieści, który zatacza wąskie kręgi wokół „ja” twórcy, piszącego mniej lub bardziej wprost tylko o sobie i poprzez siebie. Uznaliśmy, że ten rodzaj zindywidualizowanego punktu widzenia, głos z „ja”, jest najbardziej naturalny, ludzki, uczciwy, nawet jeżeli rezygnuje z szerszej perspektywy.  […] 

Kiedy odwiedzam targi książki, widzę jak wiele wydawanych książek dotyczy właśnie tego – autorskiego ja. Instynkt ekspresji – może równie silny, jak inne instynkty, które projektują nasze życie – najpełniej objawia się w sztuce. Chcemy być zauważeni, chcemy poczuć się wyjątkowi. Narracje typu: „Opowiem ci moją historię”, „Opowiem ci historię mojej rodziny”, ewentualnie „Opowiem ci, gdzie byłam” to dziś najpopularniejsze gatunki literackie. Jest to fenomen na wielką skalę także i dlatego, że dzisiaj powszechnie potrafimy posługiwać się pismem i wielu ludzi osiąga tę kiedyś zastrzeżoną dla nielicznych umiejętność wyrażenia siebie samego w słowie i opowieści. Paradoksalnie jednak wygląda to na chór złożony z samych solistów – głosy nakładają się na siebie, rywalizują o uwagę, poruszają po podobnych traktach, ostatecznie wzajemnie się zagłuszając. Wiemy o nich wszystko, jesteśmy w stanie utożsamić się z nimi i przeżyć ich życie jak swoje. Mimo to jednak doświadczenie czytelnicze zaskakująco często jest niekompletne i rozczarowujące, bo okazuje się, że ekspresja autorskiego „ja” nie daje gwarancji uniwersalności. Czego nam brakuje, to – jak się zdaje – paraboliczny wymiar opowieści. Bohater paraboli jest bowiem zarazem sobą, człowiekiem żyjącym w określonych warunkach historycznych czy geograficznych, a jednocześnie wykracza daleko poza ten konkret, stając się Każdym i Wszędzie. Kiedy czytelnik śledzi czyjąś historię opisaną w powieści, może utożsamiać się z losem opisywanej postaci i rozważać jej sytuację jak swoją, w paraboli zaś musi zrezygnować zupełnie ze swojej odrębności i stać się tym Każdym. W tym wymagającym psychologicznie zabiegu parabola, znajdując dla różnych losów wspólny mianownik, uniwersalizuje nasze doświadczenie, a jej niedostateczna obecność jest świadectwem bezradności.”

Czytaj dalej Dżuma

Mistrz i Małgorzata

Ależ się rosyjsko zrobiło w ostatnim czasie. I Strugaccy i współczesna historia Doniecka, no i wreszcie powieść, do której chciałem wrócić już od kilkunastu miesięcy – Mistrz i Małgorzata. Tym samym kontynuuję swoją podróż do lektur młodości, choć w przypadku powieści Michaiła Bułhakowa trudno powiedzieć, by była to książka, która jakoś mocno wpłynęła choćby na moje widzenie świata. Pamiętam mgliście, że po jej lekturze szukałem innych książek Bułhakowa, więc coś w tym jednak było mocnego, innego, wciągającego. Czytaj dalej Mistrz i Małgorzata

Jądro ciemności

Po prostu była taka konieczność. Po lekturze Wytępić całe to bydło powrót do Jądra ciemności był niemal obowiązkiem. Książka Conrada pełni bardzo istotną rolę w książce Lindqvista. Przede wszystkim pozwala zrozumieć bardzo wiele. Kurtz jest amalgamatem różnych istniejących faktycznie postaci (w tym przede wszystkim H.M. Stanleya), zaś sama historia obnażała zbrodnie popełniane przez europejskich kolonizatorów. Czytaj dalej Jądro ciemności

Podróż do kresu nocy

Lepiej jest nie robić sobie złudzeń, bo ludzie nie mają sobie i tak nic do powiedzenia, a innym mówią tylko o swoich własnych troskach i bólu. Każdy dla siebie, a ziemia dla wszystkich.

Fantastyczna! Genialna! Doskonała! Nużąca…

Już wystarczy.

Kilka miesięcy temu zorientowałem się, że nie mam na półce Podróży do kresu nocy. Była wśród tych najcenniejszych i najważniejszych. Nie ma! Jest Śmierć na kredyt, a Podróży…  nie ma. Na szczęście okazało się, że jest dostępne jakieś nowe wydanie i to mnie sprowokowało do powrotu do książki Louisa-Ferdinanda Céline. Jak wiele lektur sprzed kilku dekad pamiętałem mgliście pojedyncze sceny. Czytaj dalej Podróż do kresu nocy

Dziennik 1954

Pod osłoną nocy, z czwartku na piątek (25/26.04) Sejm przyjął uchwałę ustanawiającą rok 2020 Rokiem Leopolda Tyrmanda. Odnoszę wrażenie, że beneficjent tej decyzji i autor Dziennika 1954 mógłby poświęcić w swoich zapiskach odpowiednią notkę. Zwłaszcza, gdyby wiedział, że uzasadnienie tej decyzji odczytał marszałek Sejmu Marek Kuchciński: “W najtrudniejszych czasach zachował wymagającą odwagi niezależność intelektualną”.

Dziś czasy nie są tak trudne, ale o niezależność intelektualną raczej trudno.

To jest jednak komiczne, że z takich ust padają takie słowa w stosunku do człowieka, który dość jednoznacznie wypowiadał się o lizusach, karierowiczach i innych “postaciach”, które wypłynęły w czasach wczesnego komunizmu na fali karierowiczostwa i koniunkturalizmu. Czytaj dalej Dziennik 1954

Jak powieść

Dopóki książki stoją na półkach, dopóty plany sięgnięcia ponownie do niektórych z nich są bardzo mgliste. Ale gdy lądują w kartonach, później zaś następuje próba poszukiwania dla nich nowego miejsca, mam ogromną chęć przypomnieć sobie dawne wrażenia. Jak powieść Daniela Pennaca pamiętałem niezbyt dobrze. Nie była lekturą młodzieńczą, czytałem ją pewnie kilkanaście lat temu, pamiętałem jednak, że wiązała się z dużą przyjemnością. Czytaj dalej Jak powieść