80 lat temu

„Nie mogę oprzeć się pokusie, żeby nie napisać, że każdy kto nigdy nie przeczytał „Gron gniewu” powinien jak najszybciej to zrobić. Żadna inna książka, a zwłaszcza żadna książka ekonomiczna, nie opisuje lepiej tego, do czego kryzys doprowadza ludzi. Co naprawdę oznacza bycie pionkiem w grze w obliczu szalejącej depresji gospodarczej”.

To nie są moje słowa. W pełni się pod nimi podpisuję, choć napisał je Yanis Varoufakis w swojej książce The Global Minotaur. America The True Origins of The Financial Crisis and The Future of The World Economy. Varoufakis jest ekonomistą i w okresie od stycznia do lipca 2015 piastował funkcję ministra finansów Grecji w rządzie Alexisa Tsiprasa (Syriza). [uzupełnienie, wrażenia po lekturze polskiego wydania – Globalny Minotaur]

Jadąc w ubiegłym tygodniu samochodem, usłyszałem w radio końcówkę rozmowy z Pawłem Wodzińskim, który w Teatrze Polskim w Bydgoszczy wystawia właśnie Grona gniewu. Reżyser powiedział, że o książce Johna Steinbecka wspomniał w książce Globalny minotaur grecki minister finansów. Uznał ją za numer jeden wśród dzieł pozwalających zrozumieć mechanizmy aktualnego kryzysu na świecie.

Od kilku miesięcy wracam do książek, które przeczytałem wiele lat temu. Konfrontuję je teraz z tym, co wydaje mi się, że odbierałem jako nastolatek. Niektóre przetrwały próbę czasu, inne nie. Gron gniewu w tym zestawieniu nie było, choć w planowanych lekturach miały się znaleźć Myszy i ludzie, które uwielbiałem i Toritilla Flat. Grona gniewu były trudno dostępne i jakoś nigdy nie zdołałem przeczytać. Mimo, że należy do kanonu książek określanych mianem Wielkiej Amerykańskiej Powieści. Czas więc było nadrobić te zaległości.

Co może być takiego współczesnego, w książce z końca lat trzydziestych, opisującej Wielki Kryzys w USA. Dla nas wszystkich z rynków finansowych, najczęściej interesujące są historie opisujące to co działo się na parkietach, jak powstawały i upadały wielkie fortuny. Jak zwykło się mawiać w ostatnich latach, bardziej interesujemy się Wall Street niż Main Street. Pozornie świat rolnika z lat trzydziestych, który właśnie musi pożegnać się ze swoją ziemią powinien być dla nas niesłychanie odległy. A jednak analogii jest mnóstwo. Dookoła niego właśnie zmienia się świat. Nowy świat to ciągniki, a nie konie i ciężka praca ludzkich rąk. Na to nakłada się wieloletnia susza (tzw. Dust Bowl – lata 31-38), która sprawia, że gospodarstwo, które od kilku pokoleń należało do rodziny już nie jest jego. Jeden zły rok zmusza rodzinę do wzięcia pożyczki, kolejny również, a w kolejnym ziemia przechodzi na własność banku. Rodzina wyłącznie uprawia już nie własną ziemię, żeby spłacić odsetki.

Rozdział piąty, w którym przedstawiciel banku, a właściwie wykonawca zlecenia rozmawia ze swoimi sąsiadami, których właśnie musi wypędzić śmiało można przenieść na obecny grunt. W miejsce gospodarstwa podstawić wystarczy zaledwie obciążone hipoteką mieszkanie lub dom.

„Ojciec tu się urodził, tępił chwasty i walczył z wężami. Potem trafił się ciężki rok i ojciec musiał pożyczyć trochę pieniędzy. I myśmy się tu porodzili. Pod tym dachem przyszły na świat nasze dzieci. A ojciec musiał znowu pożyczyć pieniędzy. Wtedy ziemia przeszła na własność banku, lecz myśmy pozostali na niej i mieli odrobinę z tego, cośmy z niej wydobywali.

Wiemy, wszystko to wiemy. To nie my, to bank. A bank to nie człowiek. Właściciel pięćdziesięciu tysięcy akrów też nie jest podobny do człowieka. To potwór.

Ano pewnie! – krzyczeli dzierżawcy. – Ale to nasza ziemia. Zmierzyliśmy ją i podzielili. Tu urodziliśmy się, tu żyliśmy i umierali. Marna to ziemia, ale zawsze nasza. Nasza dlatego, żeśmy na niej przyszli na świat, uprawiali ją i na niej konali. To właśnie, a nie papier zapisany cyframi, zrobiło z nas właścicieli.

Przykro nam. To nie my. To potwór. Bank to nie człowiek.

Tak, ale bank to przecie też ludzie.

Nie, mylicie się, mylicie się zupełnie. Bank to nie ludzie, to zupełnie co innego. Bywa i tak, że wszyscy pracownicy banku nienawidzą tego, co bank robi, a on mimo to robi swoje. Bank to nie ludzie, to coś więcej. To potwór. Ludzie go stworzyli, ale nie mają nad nim władzy”.

Pazerne banki, na które się narzeka w ostatnich latach działały podobnie od wieków. Ba, narracja niektórych, że gdyby nie pieniądz fiducjarn, nie doszłoby do kryzysu, przegrywa po prostu z historią. Pozwolę sobie zacytować słowa Roya Jastrama (The Golden Constant).

„Istnieje swego rodzaju romantyczna nostalgia za standardem złota, która sprawia, że ludzie mówią: „wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby pieniądz był powiązany ze złotem”. To ewidentny błąd. Gdy obowiązywał klasyczny standard złota, Anglia oraz Stany Zjednoczone doświadczały zarówno poważnego bezrobocia, jak i silnej inflacji. Jedne z najgorszych kryzysów występowały w Wielkiej Brytanii, właśnie wówczas gdy panował standard złota”.

Grona gniewu to opowieść o marzeniach i podejmowaniu działania w obliczu nieuchronnych zmian. To historia ówczesnej „main street” i wielkiej emigracji. Tysiące ludzi ciągnie do Kalifornii marząc o lepszym życiu, cieple, zieleni, wszechobecnych drzewkach pomarańczowych i winogronach. W miarę zbliżania się do tego raju, zaczyna on odbiegać mocno od obrazka na ulotkach, gdzie każdy znajdzie pracę. Oczywiście powstawały również majątki. Handel częściami zamiennymi do samochodów (lub raczej wraków), które ciągnęły drogą 66 budował bogactwo niektórych. Sposób opisania tego jak to wyglądało nie przysporzył Steinbeckowi przyjaciół. Władze Oklahomy i Kalifornii (i jak ładnie napisano w Wikipedii „związanych z nimi kół finansowych”) były oburzone tym, jak świat przedstawił pisarz. W Kansas książka została zakazana. Nie zyskuje się przyjaciół pokazując ich świat w taki sposób:

„Tak jak powiedział, nie siedzi tu dla przyjemności. Na tym polega handel. A ty coś myślał? W handlu człowiek musi kłamać i oszukiwać, ale nazywa się to całkiem inaczej. I to jest właśnie ważne. Gdybyś zwędził tę oponę, byłbyś złodziejem, ale kiedy gość chce ci ukraść cztery dolary za dziurawą, to się nazywa po prostu dobry interes”.

Na blogi.bossa.pl [pierwotnie tam był opublikowany ten tekst] udaje nam się prowadzić dyskusję, bez zbytniego angażowania się w politykę. Przy okazji tej książki może to być trudne (liczę jednak na rozsądek i powściągliwość komentujących). Ruchy emigracyjne, które objęły Europę wywołują skrajne emocje. Wielka migracja lat trzydziestych również takie wywoływała. Ludzie pozbawieni dosłownie wszystkiego w nadziei na lepsze życie, ciągnęli ogromną masą do słonecznego stanu. Początkowo może i byli potrzebni. W końcu im tańsze ręce do ciężkiej pracy, tym lepiej. Można obniżyć koszty, więcej zarabiać, budować wartość firmy. Ale gdy tych ludzi zaczyna być zbyt wielu. Gdy bieda zaczyna kłuć w oczy, tych którym żyje się wygodnie. Gdy psuje się znany nam porządek. Możemy się przed tym zbuntować. Można zacząć od przezwisk „słoiki”, „oklaki” itp.

„przezwisko Oklaki dawano tym, co pochodzili z Oklahomy. Teraz oznacza ono, że jesteście parszywe skurwysyny. Żeście ostatnie szumowiny. Samo słowo nic nie znaczy, chodzi tylko o sposób, w jaki je wymawiają. Ale co ja wam tu będę opowiadał! Sami musicie się przekonać. Słyszałem, że jest tam trzysta tysięcy naszych i żyją jak świnie, bo wszystko w Kalifornii należy do prywatnych właścicieli. Skrawka ziemi nie zostało. A ci właściciele trzymają się ziemi rękami i nogami. Gotowi zabić każdego, kto by im ją chciał wydrzeć. A im więcej się boją, tym bardziej są wściekli. Musicie to sami zobaczyć. Musicie usłyszeć to na własne uszy. Najpiękniejszy, daję słowo, kraj na świecie, ale ludzie tam, szkoda gadać, bardzo dla nas niegościnni. I tak się trzęsą, tak się niepokoją, że nawet między sobą jeden drugiemu do oczu skacze.

[…]

Mieszkańcy miast i spokojnych okolic podmiejskich poczęli gromadzić się w celu samoobrony, wmawiając sobie, że oni są dobrzy, a najeźdźcy źli, jak to czyni każdy człowiek, gdy przystępuje do walki. Mówili: „Te przeklęte Oklaki są brudne i ciemne. To zwyrodnialcy i zboczeńcy seksualni. Złodzieje. Kradną, co im w rękę wpadnie. Nie uznają prawa własności”.

To ostatnie było prawdą, jakże bowiem człowiek wyzuty z własności może rozumieć niepokoje posiadacza? Toteż ludzie gotujący się do obrony mówili: „Te brudasy roznoszą choroby, są wstrętni. Nie chcemy ich w naszych szkołach. To obcy. Czy zgodzilibyście się, aby jeden z takich zalecał się do waszej siostry?”

Steinbeck stworzył swoja powieść z wcześniejszych reportaży. Wraz z karawaną robotników podróżował z Oklahomy do Kalifornii. Co takiego sprawiło, że grecki minister finansów w XXI wieku uznał za niesłychanie ważną książkę opisującą rzeczywistość z innej epoki – historycznej, gospodarczej, technologicznej? Na to sami możemy próbować sobie odpowiedzieć, po jej lekturze.

***

Rozmowa z reż. Pawłem Wodzińskim: Rozmowa z Pawłem Wodzińskim

Grona gniewu, John Steinbeck

Grona gniewu, John Steinbeck

wyd. Prószyński Media, Warszawa 2015

Tłumaczenie: Alfred Liebfeld

dostępny jako mobi/epub

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *