Archiwa tagu: Węgry

Linie kodu kreskowego

Trudna sprawa z opowiadaniami. Czasami się je czyta i zanurza w atmosferze, by tuż po zakończeniu książki nie pamiętać w zasadzie już nic. Tak mam z Liniami kodu kreskowego Krisztiny Tóth. Tóth jest Węgierką, niemal moją rówieśniczką. Jej opowiadania osadzone są częściowo w czasach socjalizmu, częściowo już w wolnej gospodarce. Te pierwsze są “straszne”. Węgierska prowincja to bieda, zgrzebność i systemowa przemoc. Nie jestem pewien, czy młodsi czytelnicy, nie posiadający takiego doświadczenia, nie potraktują tych pierwszych opowiadań, jako zupełną kreację autorki. Coś tak przygnębiającego, że niemożliwego do zaistnienia w rzeczywistości. Czytaj dalej Linie kodu kreskowego

Węgry. Anatomia państwa mafijnego

Rzeczywiste centrum władzy w państwie mafijnym znajduje się w rękach wąskich, najwyższych kręgów rodziny politycznej, a nie w sformalizowanej instytucji, posiadającej legalne kompetencje. W przeciwieństwie do dyktatury komunistycznej – czy innych dyktatur – to nie partia posługuje się różnymi organizacjami jako pasami transmisyjnymi, by wprowadzić w życie swoje decyzje w życie. W państwie mafijnym sama partia staje się najważniejszym pasem transmisyjnym rodziny politycznej. Centrum władzy nie jest sformalizowaną instytucją posiadającą prawomocną legitymację.

W polskim wydaniu książki Bálinta Magyara Węgry. Anatomia państwa mafijnego znajduje się na okładce pytanie “Czy taka przyszłość czeka Polskę?”. I niestety czytając strona po stronie, rozdział po rozdziale można się tylko zastanawiać, w którym miejscu opisywanych procesów już się znajdujemy. Bo co do tego, że jesteśmy na podobnej ścieżce jak opisywane przez Magyara mafijne państwo Orbana, nie ma raczej wątpliwości. Praca węgierskiego polityka, socjologa, byłego ministra kultury i edukacji to wnikliwe studium tego, co dzieje się na Węgrzech w ostatnich dekadach. Magyar wyraźnie próbuje odróżnić różnego rodzaju dyktatury (w tym komunistyczne) oraz oligarchie typowe dla wielu krajów-byłych republik radzieckich od ustroju, jaki na Węgrzech zbudował Viktor Orbán. W skrócie jest to państwo mafijne, w którym niemal wszystko zostało podporządkowane swego rodzaju “rodzinie”. Nie ma w tym ideologii (tak jak w komunizmie), w imię której podejmuje się działania. Jest dokładnie odwrotnie – ideologia tworzona jest tylko po to, by różnego rodzaju działania uzasadnić.

Czytaj dalej Węgry. Anatomia państwa mafijnego

Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej)

Dorośli z dziećmi i bez dzieci, młodzież i starcy, mieszkańcy Levic i ludzie z okolicznych wsi, Węgrzy, Słowacy, Czesi, Cyganie, rodzina NIemca Barthla i Bułgara Rankova. Byli tu demokraci, liberałowie, konserwatyści i monarchiści, socjaliści, nacjonaliści, komuniści i faszyści.

[…]

Widzisz, to jest Europa Środkowa. Kiedy Niemcy zajęli Czechy to w drugiej części kraju powstało Państwo Słowacki, ale Levice nagle już nie znajdowały się tam, ale na Węgrzech. Da się to zrozumieć?

Lata 1938-1968 to nie jest najszczęśliwszy czas w dowolnym kraju Europy Środkowej. II wojna światowa, władza komunistów, zależność od Związku Radzieckiego, zamknięte granice, cenzura, szykany, antysemityzm – najpierw nazistowski, później powojenny. Pavel Rankov dedykuje swoją powieść między innymi “całej tej straconej generacji, która musiała wszystko przeżyć na własnej skórze”. Paradoksalnie jednak Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej) to niesłychanie ciepła historia o miłości, lojalności i przyjaźni w tych bardzo trudnych czasach. Sam pomysł banalny, a zarazem świetny. Akcja rozpoczyna się 1 września 1938 roku, poznajemy trójkę głównych bohaterów – Petra, Honzę i Gabriela oraz obiekt ich namiętności Marię. Ów pierwszy września stanowi łącznik całej historii, kolejne rozdziały stanowią fotografię z 1 września w kolejnych trzydziestu latach. Na początku powieści konsekwentnie, później już nieco mniej – ten czas zaczyna się rozciągać. Szkoda, bo w pewnym momencie przez to wszystko historia traci impet. Pojawiają się niepotrzebne wątki i dywagacje. To jednak nie ma znaczenia, bo całość, jak już napisałem jest wyjątkowo ciepła. Czytaj dalej Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej)

Dom kata

Zaczynam alergicznie reagować na próbę mitologizowania socjalizmu przez część osób, które mają wyraźne skłonności do patrzenia na świat przez lewicowy pryzmat w wygodnej kapitalistycznej rzeczywistości. O ile doceniam dbałość o tych, którzy mają gorzej, którym się nie udało, lub po prostu mieli pecha w życiu i uważam, że w cywilizowanym państwie powinny istnieć rozwiązania i mechanizmy wspierające takie osoby, o tyle próba przekonywania mnie, że w zasadzie w PRL żyło się o wiele lepiej niż “w neoliberalnej Polsce” (cokolwiek by ta zbitka oznaczała) jest jakimś absurdem.

Jeśli porównamy życie w Rumunii i Polsce w ustroju powszechnej szczęśliwości, to faktycznie Polska może wyglądać jak socjalistyczny raj. Ciekawe jednak dlaczego czytając Dom kata Andrei Tompy, zacząłem przypominać sobie drobne „przyjemności” życia w PRL-u. Czytaj dalej Dom kata