Archiwa tagu: socjalizm

Realizm kapitalistyczny

Krytyka kapitalizmu ma sens ponieważ jak każdy system (nie tylko polityczny) ma on swoje wady i ograniczenia. Dzięki tej krytyce, on się wciąż zmienia, choć trudno powiedzieć, by zmieniali się ludzie ze swoimi ambicjami, skłonnościami i wadami. Prawdopodobnie zmienia się niedostatecznie i czasem jest męczący, ale jednak te zmiany są. Każdorazowo gdy trafiam na teksty krytyków kapitalizmu, gdzieś tam z mniejszą lub większa nostalgią opowiadającą o lewicowości, ideach Marksa (“tak wiemy, co zrobił radziecki komunizm, no ale wiecie…”) mam przekonanie, że naprawdę powinni pomieszkać parę lat w ustroju równości, sprawiedliwości społecznej, żeby zrozumieli, że wszystkie te wady, które krytykują w kapitalizmie, wielokrotnie mocniej pojawią się w jakiejś formie socjalizmu. Tak właśnie było, gdy zacząłem czytać pierwsze strony Realizmu kapitalistycznego Marka Fishera. Czytaj dalej Realizm kapitalistyczny

Ministerstwo Prawdy

Miałem wyjątkowo intensywne ostatnie tygodnie i początkowo myślałem, że może dlatego Ministerstwo Prawdy Doriana Lynskeya tak ciężko mi się czyta. Podtytuł książki brzmi Biografia Roku 1984 Orwella i takie było zamierzenie autora – próba opisania świata pisarza, jego inspiracji i doświadczeń, które doprowadziły do powstania jednej z najsłynniejszych antyutopii. Czytaj dalej Ministerstwo Prawdy

Żelazna stopa

Męczyłem się mocno przy lekturze Ministerstwo prawdy Doriana Lynskeya, choć znalazłem tam trochę inspiracji. Zanim jednak zostawię garść refleksji o tamtej książce, chwila przerwy na Żelazną stopę Jacka Londona. Zdaniem Lynskeya była to jedna z inspiracji G. Orwella, która doprowadziła go do napisania Roku 1984. Sam zaś opis jednej z wczesnych antyutopii brzmiał na tyle intrygująco, że postanowiłem ją znaleźć. Czytaj dalej Żelazna stopa

Małe vademecum Peerelu z wycinków gazet podziemnych

Biblioteczki wakacyjne pełne są niespodzianek. Obok czytadeł, znajdują się zwykle pozycje, których nikt nie chce już czytać, czasami jednak można znaleźć perełki.

Taką jest Małe vademecum Peerelu z wycinków gazet podziemnych…, wydane w 1990 roku, czyli tuż po upadku komunizmu. Całość to zbiór wycinków z gazet drugiego obiegu pokazujących jak wyglądało życie w końcówce socjalizmu. Wydane na marnym papierze, skład książki jeszcze wygląda jak ksero i można by się uśmiechać, gdyby nie fakt, że zbyt wiele jest podobieństw między tym, co było, a co zdaje się pojawiać ostatnio. Czytając ten przegląd życia w socjalizmie, myślałem o redaktorze Rafale Wosiu, który w ostatnich latach zdaje się w swojej publicystyce przekonywać, że w PRLu przemysł był fantastyczny, bezrobocie nie istniało, zaś robotnicy traktowani godnie i sprawiedliwie. Czytaj dalej Małe vademecum Peerelu z wycinków gazet podziemnych

Linie kodu kreskowego

Trudna sprawa z opowiadaniami. Czasami się je czyta i zanurza w atmosferze, by tuż po zakończeniu książki nie pamiętać w zasadzie już nic. Tak mam z Liniami kodu kreskowego Krisztiny Tóth. Tóth jest Węgierką, niemal moją rówieśniczką. Jej opowiadania osadzone są częściowo w czasach socjalizmu, częściowo już w wolnej gospodarce. Te pierwsze są “straszne”. Węgierska prowincja to bieda, zgrzebność i systemowa przemoc. Nie jestem pewien, czy młodsi czytelnicy, nie posiadający takiego doświadczenia, nie potraktują tych pierwszych opowiadań, jako zupełną kreację autorki. Coś tak przygnębiającego, że niemożliwego do zaistnienia w rzeczywistości. Czytaj dalej Linie kodu kreskowego

Czekoladki dla Prezesa

Nasz Prezes obchodził imieniny. W celu upamiętnienia postanowiliśmy zasadzić dąb imienia Prezesa.

Jak to będzie miło, kiedy przyszłe pokolenia popatrzą na dąb i pomyślą o Prezesie. A dąb będzie szumiał o dawnych czasach, kiedy to żył nasz Prezes.

Miejsce wybraliśmy odpowiednie, na środku rynku, na skwerku. Sam Prezes wziął łopatę i wykonał pierwszą grudę ziemi.[…]

Na drugi dzień patrzymy przez okno jak zwykle i widzimy, że koło drzewa kręci się pies. Dobre pół godziny trzymał nas w napięciu, a potem obwąchał drzewko i zbeszcześcił.

Zbiór opowiadań Sławomira Mrożka Czekoladki dla Prezesa to pisana w czasach PRL-u satyra na relacje między podwładnymi i Prezesem Spółdzielni “Jasna Przyszłość”. W zasadzie można by powiedzieć, że to uniwersalne powiastki o lizusostwie, układach i układzikach a przede wszystkim zwykłej ludzkiej głupocie, tam gdzie istnieje jakakolwiek hierarchia. Choć odnosiły się do realiów komunistycznej Polski, spokojnie można by je osadzać w rzeczywistości kapitalistycznej korporacji, podobnie jak Pamiętnik umysłowego. W tym jednak wypadku ze względu na postać Prezesa całość zdaje się mieć wymiar wyjątkowo współczesny.
Czytaj dalej Czekoladki dla Prezesa

Palę Paryż

Od dwóch tygodni trwał już ten milczący połów. Pierre słyszał od kolegów: we Francji, z racji kiepskiej koniunktury, ludzie przestali kupować samochody. Fabrykom groziło zamknięcie. Wszędzie redukowano do połowy personel. Celem uniknięcia zaburzeń usuwano po kilku ludzi o różnych porach dnia, z różnych oddziałów.

Przychodząc z rana na robotę i stając nad warsztatem, nikt nie mógł być pewien, czy kolej dziś nie na niego.

Czterysta niespokojnych par oczu, jak psy węszące po ziemi, biegło chyłkiem, trop w trop śladem ociężałych stóp majstra, wolno, jakby z namysłem przechadzającego się między warsztatami, i usiłowało uniknąć spotkania z jego prześlizgującym się po twarzach wzrokiem. Czterystu ludzi schylonych nad maszynami, jak gdyby pragnęło stać się jeszcze mniejszymi, bardziej szarymi, niedostrzegalnymi, w gorączkowym wyścigu palców namotywało sekundy na rozpalone od pośpiechu obrabiarki i ochrypłe od niemego krzyku, plączące się palce zdawały się mamrotać: „Ja najszybciej! Nie mnie przecież! Nie mnie!”

I dzień w dzień w którymś z końców sali zatrzymywało się nagle na kropce nienawistnie, wahliwe pismo kroków i w naprężonej ciszy rozlegał się matowy, bezwyrazy głos: „Zbieraj narzędzia!”

Wtedy z kilkuset piersi niby podmuch wentylatora dobywało się westchnienie ulgi: „A więc nie ja! Nie mnie!” I pośpieszne, tresowane palce jeszcze prędzej chwytały, sczepiały, nawijały sekundę na sekundę, ogniwo na ogniwo, żelazny ośmiogodzinny łańcuch.

Czytaj dalej Palę Paryż

Ocalenie Atlantydy

Zyta Oryszyn należała w PRL-u do twórców drugiego obiegu. W 1972 roku napisała ostatnią “legalną” powieść. Po dziewięciu latach wydała w Niezależnej Oficynie Wydawniczej NOWA zbiór opowiadań. Powieść Ocalenie Atlantydy ukazała się już w wolnej Polsce w 2012 roku. Według słów autorki pisanie jej trwało szmat czasu – rozpoczęło się  w drugim tysiącleciu, ukończone zostało w trzecim. Czytaj dalej Ocalenie Atlantydy

Urobieni. Reportaże o pracy

Obawiałem się nieco zbioru reportaży Marka Szymaniaka Urobieni. Całość poświęcona jest rynkowi pracy w Polsce, zaś dyskusja na ten temat przybrała w pewnych kręgach uproszczoną manierę oskarżania, za całe zło z tym związane ostatnich 30 lat rozpasanego neoliberalizmu. Bo w zasadzie wcześniej, za PRLu wcale nie było tak źle. Nic to, że ów neoliberalizm istnieje przede wszystkim w głowach oskarżycieli, ale zgrabnie brzmi, no a przede wszystkim ludzie potrzebują zawsze jasnych i prostych odpowiedzi, które zwłaszcza po fakcie łatwo jest formułować. Czytaj dalej Urobieni. Reportaże o pracy

Dziennik 1954

Pod osłoną nocy, z czwartku na piątek (25/26.04) Sejm przyjął uchwałę ustanawiającą rok 2020 Rokiem Leopolda Tyrmanda. Odnoszę wrażenie, że beneficjent tej decyzji i autor Dziennika 1954 mógłby poświęcić w swoich zapiskach odpowiednią notkę. Zwłaszcza, gdyby wiedział, że uzasadnienie tej decyzji odczytał marszałek Sejmu Marek Kuchciński: “W najtrudniejszych czasach zachował wymagającą odwagi niezależność intelektualną”.

Dziś czasy nie są tak trudne, ale o niezależność intelektualną raczej trudno.

To jest jednak komiczne, że z takich ust padają takie słowa w stosunku do człowieka, który dość jednoznacznie wypowiadał się o lizusach, karierowiczach i innych “postaciach”, które wypłynęły w czasach wczesnego komunizmu na fali karierowiczostwa i koniunkturalizmu. Czytaj dalej Dziennik 1954