Szara, posępna giełda rysowała się ponuro, spowita jakby melancholią katastrofy, która przed miesiącem wyludniła ją, upodabniając do spustoszonej klęską głodu hali targowej, gdzie hula wiatr. Była to jedna z owych nieuniknionych, periodycznych epidemii, które co dziesięć, piętnaście lat wymiatają rynek, jeden z owych feralnych piątków siejących wokół zniszczenia. I trzeba długich lat, aby zaufanie odrodziło się na nowo, by wielkie domy bankowe powstały z ruin, aż do dnia, kiedy rozbudzona powoli namiętność gry, roznieciwszy znowu płomień hazardu, sprowadzi nowy kryzys i wtrąci wszystko w otchłań nowej katastrofy.
Otwieram ten plik datowany na 13. maja 2022 niemal dokładnie rok później. Zwykle staram się na bieżąco opisywać refleksje po czytanych książkach. Tym razem było jednak zupełnie inaczej. Pracowałem wówczas nad jakimś tekstem i przeglądałem tysięczny już raz klasyczne książki o bańkach finansowych i nagle w jednej z nich zauważyłem zaznaczony przeze mnie fragment powieści Emila Zoli – Pieniądz. Nie mam pojęcia, jak to się stało, że od chwili zaznaczenia tego fragmentu około dwudziestu lat temu, w ogóle nie sięgnąłem po tę książkę. W każdym razie wówczas – ten rok temu – zamówiłem egzemplarzy wydany w 1961 roku. Przesyłka nadeszła, a ja po pierwszych stronach wiedziałem, że mam do czynienia z czymś niesłychanie wyjątkowym. Czytaj dalej Pieniądz