Archiwum kategorii: SF

M jak monstrum

Jak to jest zyskać wzrok po czterdziestu latach niewidzenia? Nasze – osób widzących – przekonanie jest proste. Taka osoba ma szansę na nową jakość życia. Na doznania, które do tej pory były jej obce. A jeśli tak nie jest? Oliver Sacks w Antropologu na Marsie opisywał historię Vergila. Błędna diagnoza w wieku sześciu lat, sprawiła, że lekarze uznali, że to genetyczna choroba siatkówki. Vergil zrobił kurs masażu, nauczył się funkcjonować w świecie, aż po czterdziestu latach inny lekarz uznał, że wystarczy prosta operacja zdjęcia katarakty. Okazało się, że nowe życie było dla mężczyzny nie do zniesienia. Miał problem z tym co naprawdę widzi. Nie był w stanie oceniać proporcji, nie potrafił połączyć wrażeń wzrokowych w całość Nie chciał porzucić swoje “dotykowego świata”. Przypomniała mi się ta historia w trakcie lektury powieści graficznej M jak Monstrum Talii Dutton. Czytaj dalej M jak monstrum

Grendel

Kilka dni temu postanowiłem posłuchać starych płyt Marillion. Zwykle przychodzi mi ochota na te powroty muzyczne raz na rok. Czasem częściej, czasem rzadziej. Miałem jakąś niebywałą ochotę zwłaszcza na utwór Grendel. Blisko dwudziestominutowej suity, która ukazała się w 1982 roku na drugiej stronie singla Market Square Heroes, a później w zbiorze B’Sides Themselves. Utwór powstał zainspirowany powieścią Johna Gardnera z 1971 roku o tym samym tytule. Czytaj dalej Grendel

Robokalipsa

Maszyny, które nas atakowały, pochodziły nie tylko z naszych sennych marzeń, lecz także z koszmarów. Mimo to rozszyfrowaliśmy je. Ludzie, którzy pozostali przy życiu, szybko się uczyli i przystosowali. Dla większości z nas było już za późno, ale jako rasa odnieśliśmy sukces. Bitwy toczyliśmy przeważnie indywidualnie i chaotycznie, więc większość z nich poszła w zapomnienie. Miliony bohaterów na kuli ziemskiej zginęły w samotności, anonimowo. Zaświadczyć mogą o tym tylko bezduszne automaty. Możemy nigdy nie poznać pełnego obrazu wojny, lecz na szczęście niektórych spośród nas obserwowano.

Nie wiem, czy Robokalipsa spełnia warunki książek, które oznaczam w kategorii Podróż w przeszłość. Nie była to pozycja, w jakiś sposób ważna dla mnie w latach młodości. Czytałem ją gdy ukazała się w języku polskim, czyli nieco ponad dziesięć lat temu. Daniel H.. Wilson stworzył dość atrakcyjny świat buntu robotów w naszym świecie. W świecie, w którym korzystamy coraz częściej z różnego rodzaju urządzeń, sprzętów domowych, przejmujących za nas mnóstwo funkcji. Głośno mówiło się o filmie, który miał być kręcony na podstawie książki. Prawa kupił Steven Spielberg, premierę zapowiadano na 2013 i do dziś nic się nie dzieje. Czytaj dalej Robokalipsa

Klara i słońce

Bardzo to dickowskie! – myślałem sobie coraz bardziej wchodząc w świat stworzony przez Kazuo Ishiguro w powieści Klara i słońce. Bliżej niokreślona przyszłość, zarysowany tylko świat, którego składowych możemy się tylko domyślać (lub sobie dowyobrazić) – selekcjonowani ludzie poddani edycji genów, żeby jak najlepiej wykorzystać ich umiejętności i podatności. Gorsza część, nie podlegająca tym manipulacją i pozbawiona szans na karierę. Pewna klasowość będąca tego wynikiem oraz coraz bardziej samoświadome roboty. Czytaj dalej Klara i słońce

Przypomnimy to panu hurtowo

Trafiłem jakiś czas temu na film Władcy umysłów (reż.George Nolfi) i w pewnym momencie miałem wrażenie, że choć nie był jakoś wybitny, to miał wybitnie dickowską atmosferę. Okazało się, że faktycznie powstał na podstawie opowiadania Philipa Dicka z 1953 roku – Ekipa dostosowawcza (oryginalny angielski tytuł filmu jest zbliżony Adjustment Bureau). Udało mi się namierzyć, że opowiadanie znalazło się w zbiorze pod tytułem Przypomnimy to panu hurtowo.

Blisko trzydzieści opowiadań z początku lat 50. Różnych, kilka z nich ciekawa, bo w atmosferze grozy i fantasy raczej niż technologii, ale w zasadzie o każdym można powiedzieć, że ma ten charakterystyczny rys – język, atmosfera, a przede wszystkim stawiane pytania i problemy. Uderzyło mnie to, że nawet w tych mniej udanych opowiadaniach, czy powieściach (choćby niedawno czytana Labirynt śmierci) nie ma tak bardzo znaczenia fabuła i prezentowany świat. On jest tylko w pewnym zarysie i stanowi tło do rozważań o człowieczeństwie, wolnej woli, granicach między życiem a technologią. Siedemdziesiąt lat temu to jednak było wizjonerskie. Gdy przypominam sobie czytane książki S-F z tego okresu (choćby Ostatni brzeg czy Przestrzeni! Przestrzeni!,) to one zestarzały się dlatego, że autorzy nie bardzo potrafili stawiać uniwersalne pytania. Przedstawiali swoją wizję przyszłości, bardzo ograniczoną widzeniem świata przez pryzmat aktualnych dla nich problemów. Niby u Dicka jest podobnie – pamięć niedawnej wojny, obawy przed wybuchem kolejnej, zagrożenie ze strony Rosjan, ale tam w centrum jest człowiek ze swoimi paranojami i niepewnością co do tego, co jest realne, a co nie, i kim ja tak naprawdę jestem. Nie ma znaczenia, że u Dicka są humanoidalne roboty, a nie technologie, z których faktycznie dziś korzystamy i ułatwiają nam życie (wszelkiego rodzaju “asystenci”) i trudno to uznać za wizjonerstwo, niemniej wizjonerstwem było zrozumienie, że nasze lęki i obawy specjalnie się nie zmienią, będą musiały się tylko zmierzyć z nowymi okolicznościami.

W przedmowie do tego zbiorku zacytowano wypowiedź autora z wywiadu udzielonego w 1974 roku.

Sądzę, że paranoja pod pewnymi względami stanowi współczesne rozwinięcie pierwotnego wrażenia trwale zakodowanego u niektórych – zwłaszcza drobnych – typów zwierzyny, mianowicie poczucia, że jesteśmy nieustannie obserwowani… Według mnie paranoja to atawizm. Jest to przewlekłe zjawisko, które występowało w nas dawno temu, kiedy my – czy też nasi przodkowie – byliśmy bezbronni wobec drapieżników, co wywoływało wrażenie ciągłego i bliskiego zagrożenia…

Owo wrażenie często towarzyszy moim bohaterom. Czyli po prostu zatawizowałem ich społeczeństwo. 

I to faktycznie jest klucz do niemal całej jego twórczości. Podlany późniejszymi problemami psychicznymi autora i doświadczeniami z różnego rodzaju używkami. 

Czytam te kolejne opowiadania i mam wrażenie, że każde z nich mogłoby być inspiracją do dziesiątków filmów. Mam przekonanie, że nad  Black mirror, czy Miłość, śmierć, roboty unosi się duch Philipa Dicka, nawet jeśli nie są to bezpośrednie inspiracje.

[Foto: Kadr z filmu Władcy umysłów]

Przypomnimy to panu hurtowo, Ph. K. Dick

Przypomnimy to panu hurtowo, Philip K. Dick

Wyd.: Prószyński i S-ka, 1998

Tłum.: Magdalena Gawlik

Labirynt śmierci

Czterdzieści cztery powieści oraz ponad setka opowiadań napisanych przez Philipa Dicka, sprawiają, że co jakiś czas mogę wylosować sobie, którąś, której jeszcze nie czytałem i wystarczy mi jeszcze na wiele lat. Przychodzi czasem ten moment, gdy mówię “czas na P. Dicka”. Mógłbym oczywiście spróbować przypomnieć sobie, albo zobaczyć z nowej perspektywy choćby Człowieka z Wysokiego Zamku, ale wciąż tego nie zrobiłem. Tym razem padło na Labirynt śmierci Czytaj dalej Labirynt śmierci

Oni

Alegoria nie wymaga grawitacji, ani rozbudowanej psychologii bohaterów. Wystarczy, że będzie spójna, no a oprócz tego wciągająca, inspirująca, w jakiś sposób interesująca. Niestety powieść Oni Kay Dick nie bardzo spełnia te warunki. Gdyby nie fakt, że książeczka niewielka – ma ledwie nieco ponad sto stron – przerwałbym ją w trakcie.

Czytaj dalej Oni

Ostatni brzeg

Jaki piękny jest człowiek! Szlachetny, dobroduszny, wyrozumiały, honorowy, uczciwy, empatyczny. I to mimo nieuniknionej zagłady świata. Takie mam wrażenia po wymęczeniu Ostatniego brzegu Nevila Shuta. Wydana w 1957 roku opisuje świat po globalnej wojnie nuklearnej, gdzie ostatnim lądem nie skażonym promieniowaniem jest Australia. Jednak i ten kontynent skazany jest na katastrofę, mieszkańcy czekają na nieuchronne. Czytaj dalej Ostatni brzeg