Antisocial Media

Bardzo dziwne są tezy i rozważania przedstawione przez Sivę Vaidhyanathana w książce Antisocial Media. Jak Facebook nas rozłącza i zagraża demokracji. Powiedzieć, że są uproszczone to jednak sformułowanie delikatne, bo momentami wydają się wręcz prostackie. Autor wspomina w jednym z rozdziałów siebie sprzed lat:

Jako Amerykanin, dwudziestotrzylatek, nie byłem w stanie myśleć o świecie po 1989 roku inaczej niż w optymistycznych kategoriach. Kiedy poznawałem opowieści z tych krajów, które przez tak długi czas pozostawały niedostępne, zaczęły do mnie docierać sygnały, że zasadniczą rolę w tych wydarzeniach odegrały nowe technologie komunikacji. Na przykład popularność faksu w krajach Europy Wschodniej i w Związku Radzieckim miała rzekomo ułatwiać pracę aktywistów oraz podnosić świadomość wewnątrz dysydenckich organizacji. Dla takiej osoby jak ja te hipotezy miały wiele uroku. Miałem tylko powierzchowne pojęcie o historii technologii. Zakładałem – jak wielu młodych Amerykanów – że większość młodych ludzi na świecie chce tych samych rzeczy, które ważne są dla mnie. […]

Nie myliłem się, uznając nowe metody komunikacji lub technologie za czynniki szybkich społecznych i politycznych zmian. Jednak jak wielu innych kładłem zbyt silny nacisk na technologię i nie doceniałem długich lat realnej politycznej walki we wszystkich tych krajach. Nie znałem specyfiki historycznej, kulturowej ani ekonomicznej danego kraju, która sprawiała, że każda historia była wyjątkowa i inspirująca, chociaż pozornie wszystkie wydarzenia wydawały się skoordynowane ze sobą, przez co sprawiały wrażenie, że na pewno stoi za nimi to samo. Wynalezienie nowej technologii komunikacyjnej to zbyt proste wyjaśnienie nagłego (a w wielu miejscach tylko przejściowego) sukcesu demokracji i wolności słowa na czterech kontynentach. Historycy polityki i technologii wiedzieli, że sprawa jest bardziej złożona. Ja nie.

 

I pozornie ta autorefleksja powinna pomóc mu wydostać się z pułapki takiego właśnie prostego patrzenia na świat, a przez większość lektury Anti Social Media odnosiłem wrażenie, że jednak nie. Że takie zerojedynkowe patrzenie – zły Facebook jest wszystkiemu winien- zdominowało argumentację autora. I niestety choć książka porusza ważne tematy, to jednak to skrzywienie jest bardzo dużą wadą.

W zasadzie przez cały pierwszy rozdział unosiłem brwi w zdziwieniu, czytając zdania w stylu:

Żadna inna firma nie przyczyniła się bardziej do paradoksalnego załamania podstawowych dogmatów debaty i demokracji.

Autor pisze o Facebooku, jakby to był jakiś niezależny twór, demiurg absolutny. Niesterowalny i nieokreślony byt, który opanował ludzi, ich wolną wolę, namiętności i wady i wykorzystuje niemal jak filmowy  Matrix. Co prawda czasem pojawia się Mark Zuckerberg, jako stwórca, ale cały czas pojawia się narracja “Facebook zrobił”, “Facebook stworzył”, Facebook propaguje”… Ani przez chwile nie pojawia się, że oto pojawiło się nowe narzędzie medialne, które mogło być przez człowieka wykorzystane do określonych (miłych) celów, ale – cóż za zaskoczenie – jednak wykorzystano je jako narzędzie bzdurnej rozrywki, propagandy, dezinformacji i jeszcze paru innych rzeczy. Właśnie to jest największą wadą tej pracy. Niektóre tezy były o tyle zadziwiające, że można by je odnieść historycznie do radia, prasy, telewizji. Żeby było ciekawiej, pod koniec pierwszego rozdziału autor wspomina swojego mentora Neila Postmana (Zabawić się na śmierć. Dyskurs publiczny w epoce show-businessu), który zwracał uwagę na pewne pułapki, w które wpadła ludzkość w kontekście właśnie różnego rodzaju mediów. Pomyślałem sobie, że może Siva Vaidhyanathan zastosował celowo zabieg personifikacji Facebooka na początku, żeby wybrzmiał pewien ton, a teraz zajmie się rzetelną analizą. Niestety to było złudzenie.

Trzeba jednak przyznać, że poza tym oskarżaniem Facebooka (a nie używających go ludzi) świetny jest rozdział o roli współczesnych technologii (FB, Twittera, Google) w tworzeniu baniek informacyjnych i widzeniu lejkowym, czyli postrzeganiu świata przez wąski pryzmat tego co najbardziej lubimy i oglądamy właśnie dzięki wąskiemu wykorzystywaniu nowych mediów.

Ale znów możemy sobie oskarżać o to FB, ale poza skalą nie różni się to niczym od czytelnika gazet kilka dekad temu, który czytywał wyłącznie wybrane dwa tytuły potwierdzające jego poglądy i spotykał się wyłącznie ze znajomymi, którzy te poglądy podzielają.

Świetny jest też rozdział (Machina dobra) o historii powstania koncepcji społecznej odpowiedzialności firm (CSR). Jak do tego doszło (niskie zaufanie obywateli do państwa, które sobie nie radziło z pewnymi kwestiami) i w jaki sposób się spatologizowało. Chodzi bowiem o to, że społeczna odpowiedzialność, to często realizacja wizji, planów i poglądów właścicieli firm. Trudno ich o to w zasadzie winić, bo to ich pieniądze. Choć pojęcie “społeczna odpowiedzialność” może być przez każdego rozumiane zupełnie inaczej.

W sumie książka ma potencjał, ale brak w niej głębszego zrozumienia motywów człowieka i historycznych uwarunkowań, pełna jest uproszczeń i  naciąganych tez, a największy zarzut to zrobienie z Facebooka, niemal boga, który nad wszystkim panuje, ale my nad nim nie.

[ilustracja do tekstu]

Antisocial Media, S. Vaidhyanathan

Antisocial Media. Jak Facebook nas rozłącza i zagraża demokracji, Siva Vaidhyanathan

Wyd.: WAB, 2018

Tłum.: Katarzyna Sosnowska, Wronika Mincer

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *