Madonna w futrze

Zobaczyłem na swoim czytniku Madonnę w futrze Sabahattina Ali. Pomyślałem, że moja żona wysłała książkę omyłkowo nie na swój czytnik. Ale nie, to jednak ja. Z ciekawości kupiłem książkę napisaną w 1943 roku przez Turka.

Powinienem chyba dodać kategorię “przeleciane”, bo do porzuconych w trakcie się nie nadaje. Dotarłem do końca, choć od połowy po prostu skanowałem kolejne strony. Dużo słów, choć treść można zmieścić na dwóch stronach. Romansik. Harlequin dla … (facetów?).

Bardziej trywialna wersja Wilka Stepowego. Bez większych pretensji. On ma 24 ona 26, więc przynajmniej pod tym względem jest nieco lepiej niż w powieści Hessego. On wstydliwy, ona ani trochę. On zauroczony, najpierw w obrazie, później w samej artystce i modelce równocześnie. Dodatkowo schemat powieści również podobny narrator czyta zapiski kolegi z pracy, który wydaje się do bólu przeciętny. W tych zaś notatkach pojawia się miłosna historia sprzed lat. Język też bardzo zbliżony. Brak tylko (na szczęście) uduchowionej filozofii.

Najciekawsze w powieści jest tło, które było zasygnalizowane w Czterdziestu dniach Musa Dah. Z obu książek wynika, że w przedwojennej Turcji klasyczną ścieżką rozwoju zamożnych lub wykształconych Turków był wyjazd do Niemiec i poznawanie kultury zachodniej. Na takie informacje zdaje się liczyłem, ale wiele więcej nie ma.

Szkoda czasu.

Madonna w futrze, S. Ali

Madonna w futrze, Sabahattin Ali

Wyd.: Rebis, 2015

Tłum.: Piotr Beza

Łaskawe

Zapowiadało się rewelacyjnie. Narrator wprowadzał nas w świat nazizmu. Relatywizując zbrodnie, rozmywając odpowiedzialność, przerzucając niemal na wszystkich, łącznie ze zwrotnicowym, który przecież ustawiając odpowiednio zwrotnicę kieruje pociąg do obozu koncentracyjnego. Całość argumentacji pozornie logiczna, ale w zasadzie sprowadza się do podobnej, jak wówczas gdy złodziej mówi, że przecież biednych nie okrada.

Dodatkowo odwołuje się do “banalności zła” – w odpowiednich warunkach wszyscy bylibyśmy winni.

W głowach niech na zawsze pozostanie wam ta myśl: macie być może więcej szczęścia ode mnie, ale nie jesteście ode mnie lepsi. Bo niebezpiecznie się robi od chwili, w której arogancko pozwolicie sobie na to poczucie. Lubimy przeciwstawiać Państwo, totalitarne lub nie, zwyczajnemu człowiekowi, pluskwie lub trzcinie. Ale zapominamy przy tym, że Państwo tworzą ludzie, mniej lub bardziej zwyczajni, a każdy ma swoje życie, swoją historię i seria przypadków decyduje o tym, że któregoś dnia jedni znajdą się po dobrej stronie karabinu albo kartki papieru, a inni – po złej.

Łaskawe, Jonathan Litell. Klasyczna literatura antywojenna. Powoli dowiadujemy się kim podczas wojny mógł być narrator. 1941 rok, Niemcy właśnie przeprowadzają inwazję na Rosję. Naziści jeszcze w glorii zwycięzców, przeprowadzają eksterminację Żydów na Ukrainie.

Czytaj dalej Łaskawe

Zaraza

Banalny scenariusz – w wielkim mieście pojawia się śmiertelna choroba zakaźna. Początkowo źle diagnozowana, zaczyna roznosić się na coraz to nowe osoby. Rozprzestrzenianiu się choroby można zapobiec szczepiąc ludzi. To jednak wymaga całej serii zorganizowanych działań. Wyszukania i odizolowania osób, które miały kontakt z chorymi, zamknięcia szpitali, uruchomienie procedur, a przede wszystkim zaś zamknięcia miasta. W tych warunkach zachowania ludzkie są przewidywalne. Pojawiają się ofiarni lekarze oraz tacy, którzy nie chcą sami się zarazić. Biurokraci i tacy, którzy rozumieją powagę sytuacji. Ludzie reagują lękiem i agresją na chorych, próbują wykorzystywać sytuację. Można by dodać wątek miłosny, sprawiedliwą karę i mamy gotowy przebój albo gniot kinowy w zależności od różnego podejścia do tematu.

W lipcu 1963 epidemia czarnej ospy wystąpiła we Wrocławiu. Zachorowało 99 osób, zmarło 7. W całym kraju zaszczepiono wówczas ponad 8 milionów osób.

Dwa lata później Jerzy Ambroziewicz opisał tamte wydarzenia w literackim reportażu Zaraza. Czytaj dalej Zaraza

Długi marsz w połowie meczu

Wojna to syf straszliwy, każdy to wie, ale takie pokojowe życie w letniej temperaturze niespecjalnie go kręci.

A wszystko zaczęło się od notki Jarka Szubrychta.Gdy czytam ją teraz po raz drugi, przede wszystkim wygląda na to, że nic z niej nie zapamiętałem, poza tym, że impulsowo kupiłem natychmiast Długi marsz w połowie meczu Bena Fountaina i Łaskawe Jonathana Littella. Właśnie skończyłem tę pierwszą i w zasadzie nie wiem co napisać.

Poza tym, że to jedno z najlepszych moich trafień w tym roku. Dodatkowo przeczytanie jej tuż po Czasie życia i czasie śmierci Remarque’a dodaje pewnego smaczku. No bo tak, lubię to pisanie o wojnie u Remarque’a. Ono jest intelektualne, filozoficzne, nostalgiczne, pompatyczne nawet. Fountain sprowadził wszystko do parteru. Do poziomu rozmów i przemyśleń zwykłych chłopaków z oddziału stacjonującego w Iraku. To nie są intelektualiści, ale ich przeżycia wojenne sprawiają, że spojrzeniem na świat nie różnią się od bohaterów Remarque’a. Choć językiem bardzo. Czytaj dalej Długi marsz w połowie meczu

Pokolenie JA

Zaczęło się od tego, że zobaczyłem nową książkę Thomasa Gilovicha wydaną przez Smak Słowa. Wszedłem więc do księgarni (internetowej), żeby ją sobie wrzucić do koszyka, gdy mój wzrok przykuła okładka zgrupowana w kategorii “inni, kupili również”. Pokolenie JA, Michaela Nasta i kilka zdań “Dlaczego pokolenie dzisiejszych 30-40 latków, ale też już ludzi młodszych, z takim trudem buduje …”

O! Wreszcie może dowiem się czegoś o tym pokoleniu z lat 80, które coraz mniej rozumiem. Dzieli nas zaledwie dekada, ale jeśli chodzi o doświadczenia i poglądy na świat, czasami wydaje mi się, że przynajmniej stulecie. Czytaj dalej Pokolenie JA

Czas życia i czas śmierci

  –  Rosjanie są Aryjczykami. A ojczyzna potrzebuje żołnierzy.

[…]

– Rosjanie nie są Aryjczykami – powiedział nagle milczący dotychczas żołnierz o spiczastej, szczurzej twarzy i małych ustach.

Wszyscy spojrzeli na niego.

– Mylisz się – odparł łysy. – Oni są Aryjczykami. Przecież byliśmy z nimi sprzymierzeni.

– To są podludzie, bolszewiccy podludzie, a nie Aryjczycy. Takie są ustawy.

– Mylisz się. Polacy, Czesi i Francuzi są podludźmi. Rosjan uwalniamy tylko od komunistów. To Aryjczycy. Ma się rozumieć, z wyjątkiem komunistów. Może nie są takimi Aryjczykami jak my, tylko zwykłymi Aryjczykami do roboty. Ale nie będą wytępieni.

Szczur zdumiał się.

– Oni byli zawsze podludźmi – oświadczył. – Wiem dokładnie. Najzwyklejszymi podludźmi.

– To się dawno zmieniło. Tak jak z Japończykami. Oni też są teraz Aryjczykami, odkąd zawarli z nami przymierze wojenne. Żółtymi Aryjczykami.

– Obaj nie macie racji – odezwał się basem niezwykle owłosiony żołnierz. – Rosjanie nie byli podludźmi, kiedy jeszcze byli naszymi sprzymierzeńcami. Ale są nimi teraz. Tak się przedstawia ta sprawa.

[…]

– Francuz byłby z tego wszystkiego może jeszcze najlepszy – powiedział łysy. – Wedle ostatnich badań to są tylko półpodludzie.

– To zwyrodniali ludzie średniego gatunku. – Bas spojrzał na Graebera, który zauważył lekki uśmieszek na jego szerokiej twarzy.

Jakiś krzywonogi mężczyzna z zapadniętą klatką piersiową, który wędrował niecierpliwie po izbie, podszedł teraz do nich.

– My jesteśmy nadludzie – powiedział. – A wszyscy inni – podludzie, to jasne, ale kto jest właściwie zwykłym człowiekiem?

Łysy zastanowił się.

– Szwedzi – powiedział po chwili. – Albo Szwajcarzy.

– Albo dzicy – oświadczył bas. – Tylko dzicy.

– Białych dzikusów nie ma już przecież – powiedział szczur.

To wszystko jest takie proste. Kto nie z nami ten lewak, komuch, zdrajca. Wystarczy prześledzić wypowiedzi polityków w mediach, żeby zobaczyć jak ich postrzeganie świata ma wiele wspólnego z rozmową młodych niemieckich żołnierzy na froncie rosyjskim sportretowanych przez E.M. Remarque’a w Czasie życia i czasie śmierci. Ci, którzy się tam znaleźli to mieszanina podejrzanych wywrotowców, komunistów, ćwierć-Żydów oraz prawdziwych Niemców, którzy latami poddawani zostali propagandzie faszystowskiej. I nawet jeśli mieli jakieś wątpliwości, to coś do ich umysłu się przesączyło. Czytaj dalej Czas życia i czas śmierci

Sto lat samotności

Obawiałem się tego powrotu. Lista książek, do których chciałbym wrócić po latach jest całkiem długa. Waham się między Dostojewskim, Celinem, Marquezem i kolejną powieścią Remarque’a, żeby wymienić tylko najwybitniejszych. W końcu podjąłem decyzję – Sto lat samotności. Ciekaw jestem, czy będzie potrafiła mnie wciągnąć, zaskoczyć, zauroczyć. Poza ogólną atmosferą, to kolejna pozycja, z której niewiele pamiętam. Mam swój egzemplarz kupiony za 31 500 złotych w 1992 roku. Jestem niemal przekonany, że było to w księgarni mieszczącej się w Pałacu Kultury i Nauki. Nie ma to większego znaczenia. Sprawa pierwsza związana z drukiem i sporem o to, czy książki papierowe czy ebooki. Właściwie nie wiadomo “co” książki papierowe czy ebooki? Które lepsze? Nie rozumiem tej dyskusji. W końcu chodzi o treść, a nie o to jak zostaje wydana. Jeśli nie ma w ebooku poszukam w papierze, jeśli jest dostępny ebook wolę wersję elektroniczną (poza rzeczami, z których będę aktywnie korzystał). To oczywiście miłe sięgnąć po latach do starego papierowego egzemplarza, przywołać kilka wspomnieć, ale co jeśli czcionka wyblakła tak, że czytanie nie jest przyjemnością. Nadal będziemy się rozpływać nad zapachem papieru, fakturą stron? Niemal rok temu porzuciłem papierowe wydanie Pod wulkanem. Moje oczy przegrały z mikroskopijnymi literkami. Jednak w wypadku Stu lat samotności mimo, że momentami farba mocno wyblakła, nie było aż tak źle. Czytaj dalej Sto lat samotności

Hardkorowi bibliotekarze z Timbuktu

Podchodziłem do lektury tej książki dwukrotnie. Nie mogę powiedzieć, żebym za drugim razem ją przeczytał. Raczej po około jednej trzeciej, zacząłem klikać kolejne strony na czytniku, zatrzymując się przy co ciekawiej wyglądających fragmentach. Nie wiem, co z nią jest nie tak, ale doskonały temat został doskonale zmarnowany, począwszy od tytułu. Hardkorowi bibliotekarze z Timbuktu (oryg. The Bad-Ass Librarians of Timbuktu) Joshuy Hammera miała być historią ratowania bezcennych manuskryptów przed terrorystami z Al-Kaidy, którzy chcieli je zniszczyć. Czytaj dalej Hardkorowi bibliotekarze z Timbuktu

Superprognozowanie

Aby nauczyć się prognozowania, trzeba podejmować kolejne próby prognozowania. Czytanie książek na temat prognozowania nie zastąpi doświadczenia w realnym świecie. P. Tetlock, D. Gardner

W branży, w której pracuję już ponad dwadzieścia lat ta książka powinna być jednym z podstawowych podręczników. Philip Tetlock wraz z Danem Gardnerem napisali książkę Superprognozowanie. Sztuka i nauka prognozowania. Obaj autorzy zajmują się od wielu lat między innymi psychologią podejmowania decyzji, modelami prognostycznymi, kwestiami ryzyka, przy czym Tetlock jest uznawany za specjalistę najwyższej klasy. Tytuł książki być może brzmi jak kolejny pseudopodręcznik, po którym czytelnik stanie się jasnowidzem, jednak jest to pełny wykład na temat tego, jak należy budować rzetelne prognozy. Czytaj dalej Superprognozowanie

Co za ptak robi tak?

Pomysł genialny w swojej prostocie. Weźmy wiersz Juliana Tuwima Ptasie radio i pokażmy wszystkie ptaki, które w nim występują.

Wykonanie wspaniałe. Płócienny grzbiet zachodzący na okładkę. Jak dawno już nie miałem tak wydanej książki w ręku. Przypomniało mi się natychmiast wydanie Bajek Ignacego Krasickiego, z ilustracjami Gustava Dorégo. Książka, z którą niemal się nie rozstawałem, gdy miałem jakieś 6-8 lat.

Ilustracje! Mam słabość do akwareli, więc ptaki namalowane przez Katarzynę Minasowicz wraz z ozdobnikami są zachwycające.

Płyta z nagranymi odgłosami wszystkich bohaterów!

To wszystko w książce Co za ptak robi tak? Marii Szajer, która jest autorem krótkich wierszyków o każdym z tuwimowskich ptaków. Czytaj dalej Co za ptak robi tak?